5 rano, dzwoni budzik. Spałem 5h ale
adrenalina przedstartowa robi swoje więc nie czułem specjalnie
zmęczenia. Szybki prysznic na rozbudzenie, potem musli, potem
gotowanie makaronu na posiłek przedstartowy i pakowanie, ubieranie.
Rytuał już. Podjeżdżam autem po Michała i jedziemy na miejsce zbiórki a potem razem z resztą
ekipy do Choszczna. W Choszcznie startowałem jak dotąd tylko raz, w
2013, ale nie poszło mi najlepiej. Moje nogi nie chciały
współpracować i można z czystym sumieniem uznać tamten występ za
porażkę. W tym roku liczyłem na lepszy wynik bo wiem, że jestem dobrze przygotowany, lepiej znam swoje możliwości i przede
wszystkim mam dużo większe doświadczenie wyścigowe.
Pogoda zapowiadała się świetna! Słońce świeciło pełną parą od rana a na niebie zero chmur. I chociaż o 7:00 było 13 stopni to wiedzieliśmy, że potem będzie
skwara. Pakiety startowe skromne ale jest koszulka, więc spory plus
w stosunku do Nowogardu. Zjadłem, ubrałem teamowy mundurek i
przygotowałem się do rozgrzewki, na którą wybrałem się z
Przemo. Samopoczucie było ok, ale mega eksplozji mocy pod nogą nie
czułem, kręciła ani rewelacyjnie ani źle.
9:39: START! Grupa specjalnie silna
nie była i po chwili okazało się, że konkretne tempo będą w
stanie utrzymać tylko czterej zawodnicy w tym ja. Niestety pechowo po kilku
pierwszych kilometrach musimy się zatrzymać na przejeździe
kolejowym przez co znacznie spada nasze morale. Nikt nie chce ryzykować przechodzenia pod zamkniętymi
rogatkami i złapania DNF za łamanie regulaminu zwłaszcza, że obok
stał pilot na motocyklu, który wyprowadzał nas z Choszczna więc
cierpliwie czekamy. Po około 2-3 minutach podniesiono szlabany i
ruszyliśmy dalej próbując coś ulepić i udając, że wcale nie
dostaliśmy 2 minut w plecy... Kręcimy swoje ale przed trzydziestym
kilometrem w Pełczycach dochodzi nas pociąg Nexelo z faworytami do zwycięstwa OPEN. Łapiemy się do ich grupki i tempo rośnie przekraczając wyraźnie 40km/h. Początkowo Nexelo nie wpuszczało nas na
zmiany i kręcili swoje a reszta ludków jechała w ogonie. Na gókach tempo było do ogarnięcia i nie rozkręcali jakiejś morderczej prędkości ale szarpali
na płaskich i na wiatrach aby pozrywać maruderów. Ci jednak okazali się być całkiem silni i niewielu odpadło w wyniku tych "ataków". Gdy ta taktyka nie przyniosła efektu to
na drugim okrążeniu w końcu zaczęli wpuszczać a nawet wymuszać na pozostałych zmiany aby tak
nas wymęczyć i zaorać. Kilku kolejnych zawodników znów odpadło
a reszta dalej wiozła się w ogonie. Gdy była moja kolej to wychodziłem na zmianę, swoje zrobiłem ale pilnowałem pulsu i nóg aby nie wyjechać się na maksa bo przy takich kolarskich wycinakach trzeba zawsze mieć pod nogą rezerwę na ewentualną kontrę. Po drodze łapiemy grupkę w
której jechał Przemo startujący 3 minuty przede mną, miło było zobaczyć w końcu tęczową
koszulkę kolegi z ekipy. Nagle ktoś z seledynowych znowu robi
selekcje i specjalnie puszcza koło zmuszając mnie do spawania. To
już przyniosło rezultat i grupka mocno uszczuplała po tej akcji a
ja na rzęsach dojechałem znów do czołówki. Przed samym
Choszcznem na 80-tym kilometrze znowu poszła ucieczka kilku z Nexelo i
mojego konkurenta z M3. Byłem akurat po akcji kolejnego spawania i
puls mi się jeszcze nie uspokoił więc nawet mi do głowy nie
przyszło, żeby pójść za nimi w pogoń, zresztą i tak to chyba
było ponad moje możliwości w tamtej chwili. Pozostali też puścili odjazd i kręcąc
swoje pokonaliśmy ostatnie kilkanaście kilometrów. Przed samym
miasteczkiem podkręciłem jeszcze tempo bo zaczęła się robić plaża a nie jazda a później jakoś tak sam z siebie z jeszcze jednym
zawodnikiem z teamu Nexelo oderwaliśmy się między samochodami od
grupy i zafiniszowaliśmy we dwójkę.
Nie wiedziałem kompletnie czego się
spodziewać po tej jeździe, ale rezultaty okazały się być
zaskakujące i ulepiłem z tego niefortunnego początku całkiem sympatyczny wynik i pudło w
kategorii:
OPEN 9/170
M3s 2/32
Jestem bardzo zadowolony z tego wyniku
a czas jaki uzyskałem to moja życiówka na takim dystansie. Zmieścić się w pierwszej dziesiątce OPEN to również wielki sukces dla mnie. Wydolnościowo było dobrze, nawet bardzo bo do końca moc pod kontrolą i ani razu nie
miałem sytuacji, gdzie wywaliłoby mi korki. Bardzo zaprocentowało
też doświadczenie, umiejętna jazda po zmianach aby się nie
zarżnąć w połowie dystansu, regularne nawadnianie i odżywianie (poszły 4 żele i dwa bidony) dzięki czemu nie dostałem skurczy. Do tego wspaniała kolarska
pogoda – czegóż chcieć więcej?
Z optymizmem patrzę na drugą część
sezonu :)
1: 0
2: 3%
3: 51%
4: 46%
5: 0%
kad: 92


