Cieplutko, słonecznie ale wietrznie. Trochę się namordowałem dziś z wiatrem ale przynajmniej poszło w siłę. Na koniec pojechałem solidnie Miodową i poprawiłem swój najlepszy czas o ponad 20s a na segmencie "3 słodkie minuty" zrównałem się ze swoim najlepszym wynikiem (notabene z początku marca gdy jechałem na kole z Piterem i Tomkiem M.). Jak nic pomału pomału idzie długo oczekiwana forma. Jest dobrze, tak trzymać. Jutro trochę dłużej solo w środku dnia co by poopalać nogę. Marzec zamykam więc bardzo dobrym kilometrażem. Czuję również w nogach, że dobrze to wszystko weszło i poprawiło wyniki.
Na początku uda kołki, ale potem moc. Organizm super znosił obciążenia a wydolność w tej materii znacznie się w ciągu ostatnich tygodni poprawiła. Dodatkowo niskie kadencje, które zgodnie z poleceniem trenera sobie regularnie zapodaję świetnie wpłynęły na siłę. Jestem w stanie zrobić kilkuminutowy interwał na ciężkiej kadencji 70 przy obciążeniu w górnej strefie S3 i nogi ogarniają.
Ustawka z Cubica Racing Team i zaprzyjaźnionymi ludkami. Planowałem 70, ostatecznie zmusiłem się do 120 aby zakończyć wynik 140km. Trasa super, pod Pasewalk i z powrotem. Kierowali prezes Romek przy asyście dyrektora Grześka. Pogoda mega dopisała: słonecznie, wiosennie, stosunkowo ciepło. Tempo było dobre, nie za słabe, nie za mocne, równe. Pozwoliło to dość komfortowo osiągnąć niezłą średnią, która na 120 kilometrze wyniosła ponad 33km/h. Jechało mi się dobrze ale końcówkę zaczęło mnie odcinać bo zaplanowałem o jeden batonik za mało. Poratował mnie Kuba, który oddał mi swój baton musli i mały zastrzyk cukrów pozwolił mi wrócić do domu choć ostatnie 5km jechałem już na zgonie i totalnym wycieńczeniu. Generalnie świetny trening, super ekipa i piękna pogoda.
Wyjechałem dopiero o 21:30. Na szczęście nie było zapowiadanych opadów więc drogi suche. Zrobiłem 6x rundę wokół dzielnicy i w trakcie założone sprintya potem poleciałem małą nocną kryterkę uliczną na dokrętkę. Wróciłem po 23.
Kolejny tydzień z niedzielnym treningiem grupowym. Skład: kilka osób z CRT plus delegacja z Polic i paru gości. Chwilę po 9:30 ruszyliśmy w kierunku Dobrej gdzie łapiemy dodatkowo Grześka i Darka. Kilkunastoosobowym peletonikiem obieramy kurs na Buk a dalej przez Stolec na Dobieszczyn. Tempo solidne, trzymało się plus minus w okolicach 35km/h ale w takiej grupie nie było aż tak odczuwalne, poza zmianami. W Dobieszczynie chwila na sikustop, którą wykorzystuję na zjedzenie batonika i dalej rura na Niemcy. Po nawrotce na południe lecimy po równych i mocnych zmianach w kierunku Locknitz. Jedytnie Przemo się wyłamał jedną akcją zaczepną gdzie część grupy w tym ja zabiera się w krótki ale treściwy pościg. Kilometry szybko umykają bo przelotowa całkiem całkiem i po nieco dłuższej chwili meldujemy się na wjeździe do miasteczka. Dalej odbijamy na skrzyżowaniu w prawo i lecimy na Retzin i tamtejsze hopki. Pierwsza poszła gładko ale gdy kończy się las to wiatr zaczyna rozdawać karty. Grzesiek z Darkiem dali mocniejszą zmianę i rozkręcili towarzystwo. Potem poprawił Piotrek, skoczył za nim Kuba, Jarek... Mnie też noga zaswędziała i przed szczytem poprawiłem naciągając grupkę. Chwilę ciągnę na płaskim i oddaję zmianę, wyprzedza mnie Piotrek, Kuba, Jarek... i koniec. Reszta kilkadziesiąt metrów za nami. Jako, że wiało niekorzystnie w mordę, chłopaki lecieli po rancie to załapałem koło ostatniego i zrobiliśmy małą akcję. W Retzin znów wszystko łączy się do kupy ale na kolejnej hopce ponownie rozrywa. Znowu skacze Piter, Jarek i ktoś jeszcze. Poleciałem za nimi ale ostatecznie zrezygnowałem wisząc między ucieczką a resztą grupy. Chłopaki mnie szybko dochodzą bo ewidentnie chcą złapać harcowników. Jak ich capnęliśmy to oni znowu w odjazd i tak aż do Grambow w kotka i myszkę. Od Grambow do Lubieszyna już równo i spokojnie regenerując siły i wyrównując oddech, co nie znaczy, że wolno hehe. Wjeżdżamy znów do Polski i zaraz odbijamy w lewo po hopkach na Dobrą. Tam na pierwszym podjeździe Kuba z kolegą z pary znowu zaciąga, grupa się tasuje i na szczycie tempo znów konkret - wszyscy poczuli zew prędkości. Do samej Dobrej piękny kolarski gaz, skokeny, poprawki, zaciągi... piknie się te hopy w takim klimacie łykało. W dobrej żegnamy Police i z Jarkiem, Piotrkiem i Przemem lecimy na Głębokie. Miodowa młynek i rozjazdowo do domu. Jechało mi się bardzo dobrze, noga pomimo wczorajszego ciężkiego treningu na Miodowej ładnie kręciła i pozwoliła na małe harce na trasie. Pałer do końca, tętno w ryzach, super! Oby tak dalej! Plan działa, dzięki Piter!
Ze względu na jutrzejszy całodniowy wyjazd na targi przesunąłem trening na dziś. Noga zmulona po wczoraj, walczyła z silnym wiatrem. Założone formaty zrobione. Teraz dwa dni luzu a w sobotę podjazdy.