Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100-200km

Dystans całkowity:4755.78 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:175:35
Średnia prędkość:27.09 km/h
Maksymalna prędkość:66.84 km/h
Suma podjazdów:9182 m
Maks. tętno maksymalne:196 (99 %)
Maks. tętno średnie:170 (85 %)
Suma kalorii:100642 kcal
Liczba aktywności:40
Średnio na aktywność:118.89 km i 4h 23m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
120.40 km 0.00 km teren
03:07 h 38.63 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:565 m
Kalorie: kcal

Skoda Bike Challenge Poznań 2017

Niedziela, 10 września 2017 · dodano: 25.09.2017 | Komentarze 0

Do Poznania przyjechaliśmy na dzień przed startem. Odebrałem wieczorem pakiet startowy i spędziłem czas na przygotowywaniu się do niedzielnego startu co chwila nerwowo sprawdzając prognozy pogody...

Niedzielny poranek przywitał nas słabą pogodą, było pochmurno, siąpiła mżawka a temperatura nieśmiało próbowała dobić do 15 stopni. Z apartamentu wyjechałem około 10:30 i udałem się w ustalone miejsce aby spotkać się z Jarkiem, Romkiem oraz kolegą Piotrem z Poznania. Niestety w natłoku ludzi nie udało nam się złapać za pierwszym razem, dopiero potem gdzieś przypadkiem na siebie na trafiliśmy krążąc wokół Malty niedaleko miasteczka zawodów. Zrobiliśmy krótką rozgrzewkę i po 11 podjechaliśmy w rejon sektorów startowych aby zgodnie z wcześniej ogłoszonym przez orga harmonogramem zacząć je zapełniać (start miał być o 12:00). Nieco się zdziwiliśmy poniewaź dystans 50km, który miał startować o 10:00 cały czas grzał się na lini startu. Informacji ze strony organizatora nie było praktycznie żadnych. Pocztą pantoflową rozniosła się plotka, potem potwierdzona, że warunki pogodowe słabe i policja nie puściła jeszcze 50tki bo sprawdzają przejezdność trasy wyścigu. Tak czy inaczej opóźnienie naszego startu będzie co najmniej godzinne więc niewiele się zastanawiając udajemy się do pobliskiej galerii handlowej aby przeczekać w suchym i ciepłym sącząc kawę. Po 40 minutach postanawiamy znów wybrać się na linie startu aby sprawdzić aktualny stan opóźnienia. Ludzie zaczęli się już pakować w sektory więc i my zajmujemy miejsce. Morale jednak z każdą minutą słabnie i w rozmowach nastawiamy się na "przejechanie" a nie ściganie. Deszcz wciąż pada, my stoimy i mokniemy, zaczyna mnie męczyć wychłodzenie a spiker wciąż informuje o przedłużającym się starcie.

W końcu po 1,5h opóźnienia o 13:30 ruszamy na trasę. Ze względu na słabe morale startowałem z końca sektora B. I to był błąd. Po ruszeniu od razu włączyła się procedura wyścigowa i zacząłem jak szalony wyprzedzać kolejnych zawodników. Czoło mojego sektora w momencie startu miało nade mną ponad 40 sekund przewagi. Po 15 kilometrach wściekłej pogoni udało mi się złapać złapać z nimi kontakt wzrokowy i zmniejszyć stratę do 8 sekund ale... nie było chętnych do pomocy a sam już nie miałem z czego dogonić, dystans znów zaczał się oddalać pomimo jazdy w czerwonej strefie i odpuściłem. Pojechałem swoje i poczekałem aż dojdzie mnie jakaś grupka. Kolejne kilometry upływały nam na łapaniu ludzi po trasie i montowaniu własnego peletoniku. Na chyba 40-stym kilometrze zauważyliśmy na horyzoncie większą grupę. Za wszelką cenę chcieliśmy ich złapać więc podkręciliśmy tempo. Po kilku kilometrach ciężkiej pracy udało nam się do nich dojść. Potem na hopce poszła poprawka i znowu selekcja. I tak było przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów. Z racji opóźnienia startu czułem się dość głodny i ratowałem się co chwila żelami aby podnieść poziom cukru. Ostatnia prosta do Poznania, która wlokła się bardzo długo to już walka o zajęcie jak najlepszej pozycji przed finiszem. Sukcesywnie przesuwałem się do przodu i po minięciu rogatek miasta byłem w czubie na -nastej pozycji. Kontrolowałem spokojnie rozwój wydarzeń. Kilka km przed metą poszedł atak trzech zawodników. Nie wiele się zastanawiając postanowiłem skoczyć za nimi, dojechałem, poprawiłem, za mną jeszcze 3 i tak w siódemke uciekaliśmy jakiś kilometr ale grupa nas nie puściła i gdy przewaga zmalała do kilku sekund ucieczka odpuściła. Pozwoliliśmy się znów złapać ale próbowałem utrzymać wysoką pozycję i nie dać się zepchnąć na ogony. Na podjeździe z rezerwą ogarniam dość mocne tempo i po ostatnim zakręcie przed metą wylatuje po lewej. Finiszuje w czole 100-osobowego peletonu. 

Ogólnie super impreza jeśli chodzi o poziom sportowy. Pomimo fatalnej pogody i śliskich dróg nie było zbyt wiele kraks jak na tak masowy wyścig (1500 zawodników na dystansie 120km). Udało się dojechać cało do mety, na trasie czułem się względnie mocny, zwłaszcza na podjazdach. Z finiszu też jestem zadowolony bo udało się wyprzedzić kilku zawodników. Kolejne cenne doświadczenia zdobyte.

OPEN 302, kat 104
Kategoria 100-200km, Wyścigi


Dane wyjazdu:
100.02 km 0.00 km teren
02:55 h 34.29 km/h:
Maks. pr.:62.30 km/h
Temperatura:23.0
HR max:190 ( 95%)
HR avg:157 ( 78%)
Podjazdy:576 m
Kalorie: 2353 kcal

Trening #116 Szosa grupa 180 min

Sobota, 15 lipca 2017 · dodano: 16.07.2017 | Komentarze 0

Sympatyczna ustawka. Pogoda piękna, kolarski ideał. Tempo w sam raz, trochę mocno, trochę luzu, trochę skokenów. Puls wysoko ale to efekt luźnego tygodnia i braku treningów, za to świeżość i dynamika wróciły.

1: 2%
2: 27%
3: 51%
4: 19%
5: 1%
kad: 89


Dane wyjazdu:
125.32 km 0.00 km teren
03:38 h 34.49 km/h:
Maks. pr.:57.78 km/h
Temperatura:11.0
HR max:184 ( 92%)
HR avg:151 ( 75%)
Podjazdy:412 m
Kalorie: 2782 kcal

Trening #77 Szosa 220 min grupa CRT

Niedziela, 9 kwietnia 2017 · dodano: 09.04.2017 | Komentarze 0

Ustawka z CRT, Policami i przyjaciółmi niezrzeszonymi. Początkowo było nas 22 więc nóg do kręcenia nie brakowało. Tempo solidne a chwilami wyścigowe ale jak chce się jeździć z końmi to tak to już jest hyhy. Do setnego kilometra moc pod kontrolą, potem już powolny spadek energii ale dałem radę zabrać się jeszcze w odjazd na końcówce i zebrać siły na finisz przed Głebokim. Generalnie jestem zadowolony bo parametry treningu nie najgorsze, forma zbliża się wielkimi krokami :)

1: 6%
2: 40%
3: 42%
4: 12%
5: 0%
kad: 85



Dane wyjazdu:
138.96 km 0.00 km teren
04:20 h 32.07 km/h:
Maks. pr.:56.72 km/h
Temperatura:10.0
HR max:178 ( 89%)
HR avg:146 ( 73%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: 3136 kcal

Trening #70 Szosa 260 min

Niedziela, 26 marca 2017 · dodano: 26.03.2017 | Komentarze 0

Ustawka z Cubica Racing Team i zaprzyjaźnionymi ludkami. Planowałem 70, ostatecznie zmusiłem się do 120 aby zakończyć wynik 140km. Trasa super, pod Pasewalk i z powrotem. Kierowali prezes Romek przy asyście dyrektora Grześka. Pogoda mega dopisała: słonecznie, wiosennie, stosunkowo ciepło. Tempo było dobre, nie za słabe, nie za mocne, równe. Pozwoliło to dość komfortowo osiągnąć niezłą średnią, która na 120 kilometrze wyniosła ponad 33km/h. Jechało mi się dobrze ale końcówkę zaczęło mnie odcinać bo zaplanowałem o jeden batonik za mało. Poratował mnie Kuba, który oddał mi swój baton musli i mały zastrzyk cukrów pozwolił mi wrócić do domu choć ostatnie 5km jechałem już na zgonie i totalnym wycieńczeniu. Generalnie świetny trening, super ekipa i piękna pogoda.


1: 9%
2: 49%
3: 38%
4: 4%
5: 0%

Dane wyjazdu:
101.10 km 0.00 km teren
03:13 h 31.43 km/h:
Maks. pr.:53.06 km/h
Temperatura:7.0
HR max:186 ( 93%)
HR avg:154 ( 77%)
Podjazdy:459 m
Kalorie: 2517 kcal

Trening #62 Szosa w grupie 190 min

Niedziela, 12 marca 2017 · dodano: 12.03.2017 | Komentarze 0

Ustawka z Cubica Racing Team, Góral Police i kilkoma zaprzyjaźnionymi ludkami. Bardzo się obawiałem tego spotkania mając cały czas w pamięci zeszłotygodniową sobotnią klęskę. Na szczęście było ok, nawet bardzo ok. Udało się wychodzić na zmiany i kontrolować tempo, miałem siłę aby odpowiadać na zaciągi, na górkach trzymałem koło a energii wystarczyło do końca - jest ok. Morale mocno się poprawiło i patrzę z optymizmem na najbliższe tygodnie. Rolki zostawiam zgodnie z instrukcjami Piotra jako ostateczność, priorytetem zaś będzie jazda na zewnątrz wg założonych formatów bo zwyczajnie przynosi to efekt.


Fotostop w Locknitz, peletonik już trochę przetrzebiony...

1: 3%
2: 35%
3: 44%
4: 18%
5: 0%
kad: 86




Dane wyjazdu:
116.64 km 0.00 km teren
04:09 h 28.11 km/h:
Maks. pr.:53.06 km/h
Temperatura:7.0
HR max:182 ( 91%)
HR avg:156 ( 78%)
Podjazdy:519 m
Kalorie: 3312 kcal

Trening #58 Szosa 240 min

Sobota, 4 marca 2017 · dodano: 07.03.2017 | Komentarze 0

Ustawka z Romkiem, Damianem i resztą świeżo poznanej ferajny. Zimny prysznic na głowę, kondycja w lesie, trzeba gonić kolegów bo mi odjeżdżają. Wytrzymałem do 50 kilometra, dalej solo bo nie ogarniałem ich tempa pod wiatry i hopy. :(

1: 1%
2: 29%
3: 54%
4: 16%
4: 0%
kad: 88

Dane wyjazdu:
101.21 km 0.00 km teren
03:26 h 29.48 km/h:
Maks. pr.:51.14 km/h
Temperatura:1.0
HR max:190 ( 95%)
HR avg:162 ( 81%)
Podjazdy:351 m
Kalorie: 2913 kcal

Trening #26 Sylwestrowa seta z ekipą

Sobota, 31 grudnia 2016 · dodano: 31.12.2016 | Komentarze 0

W końcu wypad w realu. Sylwestrowo ze znajomymi twarzami pokręciliśmy na Nowe Warpno na kawkę. Zimno i ślisko, połowa trasy słonecznie połowa pochmurna. Ale towarzystwo przednie więc jechało się przyjemnie.


Szczęśliwego Nowego roku! :)

1: 1%
2: 10%
3: 63%
4: 26%
5: 0%
kad: 87

Dane wyjazdu:
106.45 km 0.00 km teren
02:55 h 36.50 km/h:
Maks. pr.:66.84 km/h
Temperatura:25.0
HR max:193 ( 96%)
HR avg:170 ( 85%)
Podjazdy:344 m
Kalorie: 2738 kcal

Velo Toruń 2016 100+

Niedziela, 8 maja 2016 · dodano: 09.05.2016 | Komentarze 6

Pierwszy start od.... czerwca 2013 :) Więc mała przerwa była. Prognozy nie były zbyt optymistyczne bo i forma jakaś nie specjalna a dodatkowo przypałętał mi się ostatnio problem z kolanem, który sprawił, że zaczynałem się wahać nad sensem startu. Mimo wszystko jednak postanowiłem spróbować. Impreza należy do gatunku tych co to nawet dla klimatu można przejechać. Drugim powodem była połączona ze startem wspólna rodzinna mini-wycieczka do Torunia w towarzystwie moich dwóch Dziewczyn. Suma summarum w sobotę w godzinach późno popołudniowych zameldowaliśmy się w mieście Mikołaja Kopernika :)

W niedzielę wstałem wcześnie, spokojnie zjadłem śniadanie, ogoliłem nogi :P i przygotowałem się do wyjazdu pod Arenę w Toruniu gdzie zbudowane zostało miasteczko zawodów a także zaplanowany był start i meta. Pakiet startowy odebrałem poprzedniego dnia więc nie musiałem tracić na to czasu. Ludzi mnóstwo, kibiców chyba tyle samo co kolarzy. Przed startem złapaliśmy się jeszcze z Cichym i zamieniliśmy kilka słów w trakcie rozgrzewki. O 9:45 podjechałem się już zalogować na linię mety. Ta linia mety to dość umowna bo czekało już tam tylu zawodników, że do samej kreski miałem z dobre 30 metrów. Byłem więc mniej więcej w środku sektora startowego przeznaczonego dla dystansu GIGA 100+, który zamierzałem pokonać.

Wybiła godzina 10:00 a spiker odliczył słynne "10...9...8...7..." strzał... czołówka ruszyła. Jako, że dzieliło mnie od niej kilkanaście rzędów innych kolarzy to zanim sam wystartowałem minęło dobre 10 sekund. Tempo? Hmm... no nie ma co tu za wiele gadać: full gas od pierwszych metrów. 10 sekund straty to dużo nie dużo, postanowiłem spróbować załapać się do pierwszej grupy. Depnąłem więc w korby i mozolnie wyprzedzam kolejnych zawodników. Na budziku cały czas czwórka albo piątka - ostro jak nigdy w życiu. Po pierwszych kilometrach z ciekawości sprawdziłem średnią: 46 km/h. Dodatkowo mnóstwo innych zawodników obok ciebie, nerwowe zachowania, czasami wymijania robiłem dosłownie na milimetry bo ciasnota nieziemska. Wiedziałem jednak, że trzeba to przetrzymać a pierwszy gaz zrobi przesiew, potem będzie luźniej. Tempo strasznie szarpane, co kilkaset metrów wszyscy wrzeszczą "STOOOOOP...UWAGAAAAA" i z jakiegoś powodu (zakręt, wysepka, cokolwiek...) zwalniamy do 30 po czym znów idzie rura, trzeba gonić a im się jest dalej od czuba tym bardziej się wszystko naciąga i tym więcej trzeba włożyć pracy aby znowu dojść. Klimat jednak robi swoje gdy rozpędzone kilkaset kół tnie powietrze, słuchać szum i terkot napędów, skrzyżowania obstawione przez policję i strażaków a peleton mknie przy dopingu kibiców. Szybko jednak przestaję bujać w obłokach gdy tuż przede mną słyszę dźwięk zaciskanych awaryjnie hamulców, trzask zderzanych rowerów i głuchy odgłos upadających ludzi na asfalt. Mam szczęście, kraksa jest kilkanaście metrów przede mną, daję radę ominąć a prędkość wciąż grubo ponad czwórkę z przodu. Skupienie poziom maksymalny, zmysły wyostrzone na 120%, widzę słyszę i ogarniam wszystko dookoła jak w jakimś slow motion. Po 15 kilometrach zaczynam się przyzwyczajać do tego zawrotnego szarpanego tempa i jestem pełen optymizmu licząc na to, że uda mi się utrzymać w pierwszej grupie przynajmniej do połowy trasy. Jazda się trochę stabilizuje, jest nieco spokojniej więc czas uzupełnić nieco kalorie. Sięgam po żelka, otwieram i wyciskam połowę. Kładę znów rękę z żelkiem na klamce i przełykam spokojnie węglowodanowy specyfik gdy nagle znów rozlega się głośne: "Stoooooppppppp... prawo... ostro....!!!" i grupa ostro hamuje. Odruchowo zaciskam hebel... z żelkiem w garści przez co usyfiam kierownicę, klamkomanetkę i rękawicę wyciśniętą słodką galaretką. Bywa. Nie przejmuję się tym jednak i dalej staram się kontrolować sytuację. Jest to mój pierwszy wyścig ze startu wspólnego więc trochę się uczę jak poruszać się w naprawdę dużej grupie w mocnym tempie. Te wszystkie manewry jakie ogląda się w Eurosporcie gdy zawodowy peleton przecina rondo, omija wysepki czy nagle z szerokiej trzypasmowej jezdni wjeżdża na wąską leśną asfaltówkę są naprawdę arcytrudnymi technicznie umiejętnościami. Każda taka przeszkoda wymaga idealnej synchronizacji mnóstwa innych zawodników. Trzeba zachować zimną krew, przewidywać na kilka sekund do przodu i mieć oczy dookoła głowy. Sporo osób tego nie potrafiło co powodowało co najmniej kilka groźnych sytuacji, w których o mały włos nie doszło do kraks.

Na 21 kilometrze pojawia się pierwsza ścianka, kilkaset metrów z konkretnym nachyleniem. Jak to na podjazdach peleton zaraz się mocno kompresuje, wszyscy jadą w bardzo ciasnym szyku. Widzę czub grupy, trzymam się dobrze i kręce swoje. Byle do szczytu. I nagle znowu wrzaski, rzucanie kurwami, dźwięk wypinanych bloków. Zawodnicy przede mną zatrzymują się w połowie podjazdu. Potem dowiedziałem się, że komuś spadł łańcuch i typ stanął totalnie na środku hopy. Zadziałał efekt domina i praktycznie wszyscy za nim też stanęli - włącznie ze mną. Szczęściarze, którzy tego uniknęli wymijali nas teraz bokami. Jest ciasno, nerwowo, wszyscy są wściekli a stromizna bardzo utrudnia ponowne wpięcie w bloki. Udaje mi się to dopiero za piątym razem. Czołówka już dawno odjechała...

I zaczyna się druga część wyścigu czyli jazda z rozbitkami. Tempo znacznie siada bo ciężko się na nowo rozbujać a ludzie do pomocy niechętni. Udaje mi się jednak tu prześlizgnąć tam podczepić tutaj depnąć i dojeżdżam do kilku co to jedzie całkiem żwawo. Współpracujemy i łapiemy po drodze kogo się da. Wiatr jednak wieje dość niekorzystnie i ciężko w kilka osób rozkręcić szybkie tempo. W pewnym momencie nawet przychodzi mój mały kryzys i po zejściu ze zmiany, a po zaciągu kolejnego zawodnika grupa mi odjeżdża na kilkanaście metrów. Jadę tak zawieszony za nimi nie mogąc dojść aż w końcu mówię sam do siebie: "jak nie złapiesz ich teraz to będziesz zdychał solo w tym wietrze do samego Torunia!" Poskutkowało. Znajduje jakieś rezerwy rezerw i doklejam się z powrotem do kompanów. Po wjeździe na drugą pętlę w pewnym momencie wyprzeda nas kilkuosobowy pociąg. Akurat byłem od dłuższego czasu na zmianie więc noga nieco wyjechana to krzyczę do tego za mną, żeby dospawał do tych gości ale chłopak mi odkrzykuje, że zarzygany już jedzie i nie ma z czego. Trochę się odbudowałem po tym kryzysie więc niewiele myśląc ząbek niżej i kręcę....kręcę....kręcę mocniej aż łapie koło wyprzedzających. Mały sukces. Na drugiej pętli podjazdy pokonuję zaskakująco dobrze, jedną ściankę podjeżdżam nawet pierwszy z grupy i jestem tym zaskoczony. Dobrze się na tych hopkach czułem i nie miałem problemów z utrzymaniem się. Na 80 kilometrze łapią mnie pierwsze skurcze ale zagryzam wargi, parę rady uderzam się w uda i odpuszczają. Grupa w której jadę liczy już około 40 osób. Dużo... ale nikt nie kwapi się do pracy. Na czubie ludzie dają długie zmiany i zarzynają się jadąc dość wolno. Dodatkowo kuleje wyczucie wiatru i zamiast zjechać do lewej i założyć wachlarz to jedziemy przy prawej męcząc się niemiłosiernie. Wkurza mnie to trochę bo tracimy szansę na lepszy czas a sekundy uciekają... Kolano już mi mocno doskwiera więc widząc marazm w peletonie wiozę się w kołach ustawiając możliwie maksymalnie korzystnie do wiatru. W końcu wjeżdżamy ponownie do Torunia. Do mety 5km. Ci znający arkana kolarskiego rzemiosła właśnie teraz przebijają się do przodu aby zająć jak najlepszą pozycję na końcowe metry. Tak też uczyniłem i ja ;) Wielkimi krokami zbliża się ostatni zakręt w prawo na ostatnią prostą do mety. Tuż przed zakrętem odbijam po zewnętrznej i wlatuję w niego na dobrej, otwartej pozycji. Widzę już dmuchaną bramę z napisem META. Zrzucam dwie koronki w dół, dolny chwyt i lecę ile fabryka dała. Prędkość rośnie bardzo szybko... Wyprzedzam sporo ludzi na ostatnich metrach i rozpędzony przekraczam linię mety. Chwilę po wyhamowaniu miałem ochotę się zerzygać z wycieńczenia a płuca nie nadążały z nabieraniem powietrza.

Wyniki:
229/488 OPEN
96/202 M2

Rezultat jak widać średni jeśli chodzi o klasyfikację ale pod względem sportowym jestem z niego zadowolony. Kluczowym powodem takiej straty do zwycięzcy było niestety nie kolano, nie kondycja a czynnik losowy - incydent na podjeździe i rozerwanie grupy. A takiej nogi, żeby potem jeszcze dojść do czołówki to ja niestety nie mam :P Za rok trzeba będzie ustawić się o wiele wcześniej w sektorze startowym aby dostać się do pierwszych rzędów i nie tracić potem czasu na gonienie czuba po starcie. Dodatkowo będzie dużo bezpieczniej niż na tyłach.
Organizacja imprezy naprawdę na wysokim poziomie i nie ma się do czego przyczepić. Jak ktoś chce poczuć klimat typowego szosowego wyścigu to polecam pod warunkiem, że ustawi się od razu na początku.

Nawet udało mi się złapać na czyjąś kamerkę, 1:33 biorę zakręt po zewnętrznej, 1:53 jadę centralnie przed filmującym gościem :)



Rozgrzewka przed startem - pozowanko na całego :D


Zaraz się zacznie...


Z moją najmniejszą kibicką, druga robiła zdjęcie :)

1: 0%
2: 15%
3: 70%
4: 16%
kad: 94


Kategoria 100-200km, Szosa, Wyścigi


Dane wyjazdu:
103.06 km 0.00 km teren
03:09 h 32.72 km/h:
Maks. pr.:56.40 km/h
Temperatura:4.0
HR max:187 ( 93%)
HR avg:162 ( 81%)
Podjazdy:417 m
Kalorie: 2740 kcal

Trening #11 Mocna setka

Sobota, 27 lutego 2016 · dodano: 27.02.2016 | Komentarze 2

Kolejna ustawka Cubica Racing Team w licznym gronie i z gościnnym udziałem Darka - razem 10 osób. Ruszyliśmy z Głębokiego o 10:15 kierując się w stronę Lubieszyna. Szybko się okazało, że znowu nie ma co liczyć na wycieczkę choć jechała z nami kobieta. Ale to nie jest zwykła kobieta tylko Ela, która niejednego kolarza już ujechała - szacun za formę! Tak czy inaczej za Wołczkowem budzik pokazywał juz ponad 38 km/h. Na hopkach do Lubieszyna naturalnie prędkość spadła co nie znaczy, że zmalała intensywność bo jechaliśmy pod wiatr i pagórkami. Dalej dzida na Lubieszyn i odbijamy w lewo na Grambow i potem kręcimy z przednim bocznym wiatrem na Krackow. Chwila na sikustop i znów podkręcamy tempo goniąc Ele i Darka. Łapiemy ich w Glasow i żwawo zbliżamy się do Locknitz. Tempo cały czas powiedziałbym bardziej kwietniowo-majowe (równo i solidnie z zaciągami) ale pomimo wysokiego pulsu czuje się naprawdę spoko i ogarniam temat wydolnościowo. Kilometry szybko nam pękają i po niedługim czasie pojawia się już zakręt na Dobieszczyn. Na granicy robimy kolejny postój na trochę węgli i fotki no i ciśniemy dalej po prostej. Najbardziej spragnieni skaczą jeszcze tradycyjnie na mostek - ja sobie darowałem. Dojazd z Tanowa do Głębokiego to już stopniowo lekkie luzowanie tempa aczkolwiek skokenów kilka jeszcze było. Na Głębokim patrze na licznik a tam średnia 33,5km/h - gruuuuubo. Ujechałem się konkretnie ale nie w trupa i nawet Miodowa dość nieźle poszła. Endorfin za to złapałem z zapasem na cały tydzień! Pogoda dopisała bo choć temperaturowo szału nie było to szosa sucha, wiatr niezbyt przeszkadzający, praktycznie full lampa i świetne towarzystwo. Było trochę wycieczki i zdecydowanie więcej solidnego tempa - czyli to co tygrysy lubią najbardziej.



Dzięki ekipa za świetny trening! :)


Peletonik mknie do Krackowa


Pogoda git, humory mega, trening boski :D



1: 4%
2: 37%
3: 54%
4: 5%
kad 87

Dane wyjazdu:
102.20 km 0.00 km teren
03:34 h 28.65 km/h:
Maks. pr.:51.10 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:480 m
Kalorie: 2116 kcal

Idealnie!

Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 11.07.2015 | Komentarze 1

Dokładnie tak się dzisiaj jechało. Przede wszystkim trzy raz przed jazdą powiedziałem sobie, że "masz ku*wa jechać lekko i kropka!" No i tak pojechałem.

Wcześniej nikt się nie zgłosił do wspólnej jazdy więc olałem godzinę 9-tą i wyjechałem o 10:00. Zjechałem sobie do Głębokiego i dalej przez Pilchowo i Tanowo aż do Dobieszczyna gdzie odbiłem na północ na Nowe Warpno. Trasa płaska jak stół ale nawet mi to pasowało. W słuchawkach przygrywały chilloutowe kawałki Chicane'a, które były doskonałym podkładem muzycznym pod iście pocztówkowe krajobrazy bliskie sercu każdego kolarza: gładka nitka asfaltu, soczysta zieleń lasów i łąk i lazurowe niebo. Dawno nie czułem się tak szczęśliwy jak dziś na siodełku nawijając spokojnie kolejne kilometry. Noga w dodatku suto zregenerowana po wtorkowych przepałach naprawdę dobrze kręciła i mogłem sobie jechać lekko i przyjemnie. W N. Warpnie podjechałem na przystań i zrobiłem którką przerwę na foto i batona no i telefon do bazy żem dojechał, nie zdycham i mam się dobrze. Potem nawrotka i po śladach z powrotem do Dobieszczyna. Na rozjeździe, jako, że czułem się wciąż świeżo, wybrałem wariant dłuższy i pojechałem na Glashutte. Noga za Glashutte zaczęła już trochę zamulać ale daleko mi było do zgonów jakie łapałem jeszcze niedawno typu gaśnie światło i 20km/h... Spokojnie delikatnie zluzowałem i kręciłem sobie dalej. W Grunhof odbijam w kierunku Pampow a potem w bok na Mewegen. Stamtąd już rzut beretem do Blankensee i już przekraczam granicę zbliżając się do Buku. Powrót trochę już zaczynał boleć, zwłaszcza tyłek, ale wszystko pod kontrolą i dojechałem zmęczony ale nie zaorany. Przed Miodową jeszcze chwila na puszkę z colą i wymęczyłem ten ostatni podjazd.

Jestem mega zadowolony z dzisiejszego wyjazdu. W sumie dobrze, że nikt się nie zgłosił bo znając życie jadąc z kimś zaraz zaczęłyby się skokeny i inne harce a tak zrobiłem 3,5h idealnego tlenu. Dodatkowo zmuszałem się do jedzenia (pierwszy baton 30km, drugi baton 45km, banan 80km) i chyba dzięki temu uniknąłem bomby. Należę chyba do tego typu kolarzy, którzy muszą dużo jeść i dużo pić w trakcie.


W Nowym Warpnie lans na molo :D