Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:745.09 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:26:05
Średnia prędkość:28.57 km/h
Maksymalna prędkość:59.72 km/h
Suma podjazdów:821 m
Maks. tętno maksymalne:193 (97 %)
Maks. tętno średnie:163 (82 %)
Suma kalorii:16233 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:67.74 km i 2h 22m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
56.32 km 0.00 km teren
01:51 h 30.44 km/h:
Maks. pr.:50.08 km/h
Temperatura:16.0
HR max:187 ( 94%)
HR avg:147 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1480 kcal
Rower:Cust-tec

Trening #39 i dekoracja ;]

Środa, 28 września 2011 · dodano: 28.09.2011 | Komentarze 5

Dzisiaj ustawiłem się z Romkiem i Erykiem na krótki wypad bardziej towarzyski niż treningowy, w końcu sezon już się kończy...
Dołączyłem do chłopaków dopiero w Buku bo kończyłem dziś pracę dopiero o 17. Eryk zdążył do tego czasu nastukać już 50 kilometrów. Potem polską stroną przejechaliśmy się do Dobieszczyna mijając swojsko brzmiącą wioskę Stolec oraz miliardy dziur. Od Dobieszczyna nudna prosta do Tanowa i przed tablicą trochę się z Romkiem pościgałem. Eryk brawurowo nas wyprowadził i poszła rura. Tablica oczywiście nie moja hahaha ;] Może w przyszłym sezonie choć raz tego koksa objadę :P
Na koniec trener uroczyście udekorował mnie medalem za Łobez i rozjechaliśmy się do domów.
Dzięki koledzy za fajny wypad :)

HZ:15%
FZ:59%
PZ:22%

Film jednego z zawodników Łobeskiego Maratonu - warto zobaczyć chociażby dla klimatu, Ci co nie byli niech żałują!
0:22 po prawej stronie - się nawet w kadr załapaliśmy, znaczy Gosia, Romek i ja hehehe




Niby wszyscy taki dostali, ale cieszę się jak małe dziecko :)

Dane wyjazdu:
30.62 km 0.00 km teren
01:28 h 20.88 km/h:
Maks. pr.:48.90 km/h
Temperatura:22.0
HR max:166 ( 84%)
HR avg:103 ( 52%)
Podjazdy: m
Kalorie: 402 kcal
Rower:Cust-tec

Rozjazd po łobeskich górkach

Niedziela, 25 września 2011 · dodano: 26.09.2011 | Komentarze 3

Spokojnie, pełen relaks i młynkowanie. Nogi mocno zakwaszone - nie miały lekko dzień wcześniej :) Po drodze zajechaliśmy jeszcze z Gosią do McDonalda w Lubieszynie na zajebiste lody z truskawkową polewą hehehhe. Mogłem sobie pozwolić, w końcu wczoraj spaliłem trzy i pół tysiąca kalorii ;]

HZ:47%
FZ:3%
PZ:4%
Kategoria 0-50km


Dane wyjazdu:
135.21 km 0.00 km teren
04:01 h 33.66 km/h:
Maks. pr.:59.72 km/h
Temperatura:20.0
HR max:193 ( 97%)
HR avg:163 ( 82%)
Podjazdy:821 m
Kalorie: 3434 kcal
Rower:Cust-tec

VI Łobeski Maraton Rowerowy - mój wyścigowy debiut

Sobota, 24 września 2011 · dodano: 25.09.2011 | Komentarze 15

W tym sezonie miałem generalnie nie startować (w końcu to mój pierwszy) ale odkąd zacząłem jeździć z kilkoma koksami, którzy umieją kręcić korbami moja forma dość szybko poszła w górę. Zachęcony tym progresem zdecydowałem się sprawdzić z innymi na łobeskim wyścigu.

Przed ósmą przyjechałem z Małgosią do Radowa Małego aby odebrać numer startowy, chip i odnaleźć się z Magdą i Romano. Przygotowaliśmy maszyny i pokręciliśmy się trochę rozgrzewkowo po okolicy. Od trenera dostałem garść rad taktycznych, które na trasie baaardzo mi pomogły! Dzięki Romek! Wybadaliśmy przy okazji odcinek na jakim rozgrywać się będzie finisz. Niestety nie było to dobrze przemyślane bo przed kreską jest długa ponad kilometrowa prosta z lekkim spadkiem na której można się konkretnie rozbujać a potem 20 metrów przed metą jest jakaś zatoczka (najpierw 90st w prawo przechodzi w 90stopni w lewo) i tam właśnie miał się kończyć ostatni sprint :/ Zemścił się na mnie ten zakręt ale to na końcu.
Przed startem pojawili się jeszcze moi rodzice, a zwłaszcza tato, który jako były kolarz nie mógł przepuścić debiutu pierworodnego w zawodach :D

9:24, padł strzał i nasza grupa ruszyła. Na początku lekko nie przekraczając 40stki ale po pierwszej hopce poszło już ostro. Pierwsze wrażenia? Kurwa... mocno! Ale dawałem radę, na zmiany wychodziłem i starałem się nie zarżnąć. Romek z Michałem z piły wyraźnie nadawali tempo całej grupie. Na kolejnych kilometrach i kolejnych hopkach zaczęły się pierwsze rwania ale na zjazdach Ci słabsi dojeżdżali i do 40stego kilometra jechaliśmy w 9 albo 10 kolarzy. Na 30stym kilometrze mijamy naszą championkę Magdę. Trzymam się czujnie z przodu uważając na tych co słabszych aby w razie gdyby puścili koło doskoczyć jeszcze do czołówki. Czuję jednak, że Roman zaczyna się rozkręcać, na serii hopek zaczyna jak to okreśił "testować nogę" i coraz częściej urywa się i zostawia grupę w tyle. Po takiej kompilacji sztywnych podjazdów i zjazdów zaciąga mocniej a wymęczona grupa zostaje. Krótko oceniam siły i decyduję pozostać w grupie - dalsza jazda w tempie Romka prawdopodobnie spowodowałaby ugotowanie więc odpuściłem.
W mojej grupie znalazło się czterech gości z Piły z jakiejś ekipy w tym dwóch na carbonowych MTB i dwóch na szoskach oraz jeszcze jeden koleś "wolny strzelec". Chłopaki prezentują podobne tempo do mojego więc współpraca dobrze się układa i tak sobie kręcimy 35-45 km/h. Asfalty raz gorsze raz lepsze, miejscami piach i kamyczki. Po drodze łapie się jeszcze kilku kolarzy ale zaczyna się ściemnianie i maruderzy nie chcą pracować. Całą grupę ciągnę z tymi chłopakami z Piły. W końcu jeden z nich strzela na podjeździe i chwilę na niego czekamy. Na którejś następnej hopce delikwent znów nie wytrzymuje i zostaje. Pada decyzją od ich "lidera" - jedziemy dalej.
Po kolejnych kilkudziesięciu kilometrach kolejny z nich traci pałer i zaczyna się wieźć. Pracujemy we trójkę. Niektórzy puszczają już koło, kilka razy spawam za nich co trochę mnie męczy. Kilometry pękają, co 10-15 km wciągam gryz batona energetycznego. Regularnie piję kilka łyków napojów żeby się nie odwodnić. Na 70tym kilometrze lekko opadam z sił więc wciągam żel i "magiczną fiolkę" i po kilku minutach jest ok. Pęka setka, do mety jeszcze jakaś godzina. Grupa jest już zmęczona, tempo spadło ale kręcić trzeba. Łapię przelotem wodę z PŻ, która pojawiła się w samą porę bo w bidonach już rezerwa. Wypijam od razu pół butelki i bez jaj - to była najpyszniejsza woda w moim życiu! :D
Od 110-115 kilometra już luzuję i staram się oszczędzić jak najwięcej energii. Sumienie czyste, swoje przepracowałem więc trochę się wożę. Niestety dopadają mnie skurcze, najpierw jednej łydki, potem drugiej, potem udo... jedno drugie. KOSZMAR. Biję pięściami po nogach trochę pomaga bo wiem, że jak się teraz urwę to będzie poracha. Łzy w oczach, ból paskudny a nie ma opcji, żeby się teraz zatrzymać i porozciągać. Zaciskam zęby i utrzymuje koło. Na 5 km przed kreską idzie już ostre czarowanie. Za mną jedzie mój konkurent w M2, który siedzi mi na kole. Jadę swoje i czekam na jego atak. W końcu wychodzi i rusza do sprintu. Redukcja, chwytam za barana i rura. On idzie z lewej, z prawej drugi koleś z M2. Po kilkunastu metrach zaczynam przyspieszać i czuję, że go wezmę. Niestety na wspomnianym na początku wirażu nie ma opcji, aby wejść obok siebie w zakręt, jeden kolega zajeżdża mi tor jazdy a ja wyhamowuję prawie do zera, żeby uniknąć kraksy. Szkoda, bo sekundy dzieliły mnie od... 3 miejsca w M2 :) Dokładnie 3 pier%$#@!&$ sekundy hahahaha.
Uff... koniec gehenny.

Wyniki:
M2 Szosa 135km: 4 na 12
OPEN 135km: 21 na 112

Szkoda tych 3 sekund, ale taki jest sport :)

Romek oczywiście bezkonkurencyjne pierwsze miejsce w kategorii - gratulacje Trenerze!
Magda, jak zwykle... puchar i najwyższe miejsce na podium - również gratuluję!

Generalnie było to bardzo pozytywne doświadczenie choć niewątpliwie bardzo ćwiczy charakter. Ciało kilkakrotnie odmawiało współpracy ale brutalną siłą pacyfikowałem te bunty haha. Jednak radość po dojechaniu na metę, gdy człowiek wie, że pojechał na miarę swoich możliwości, jest nie do opisania! No i atmosfera - rewelacja!
Trasa bardzo wyczerpująca, sporo podjazdów, niektóre bardzo sztywne no i dystans też nie mały jak na kategorię mini ale wspólne hopkowanie z chłopakami pod Locknitz dało efekty i na górkach dawałem radę.

Cieszę się bardzo, że pojechałem i zdobyłem cenne doświadczenie. Poza tym, podobno nie ma lepszego treningu od zawodów :)
Niestety założenia taktycznego nie spełniłem i nie wyprowadziłem lidera na ostatniej prostej! Wybacz Trenerze! ;P

HZ: 3%
FZ: 36%
PZ: 61%


Kilka fotek strzelonych przez moją Gosię (dzięki kotek!!! :)):

Magda i Romek szykują się do rozgrzewki


Przed startem - nerwy były hahahaha


Rozgrzewka


I ruszyła Magda na łobeskie hopki...


Start naszej grupy


Na szczycie jednego z podjazdów


Pro sylwetka hahaha... Odjechałem tutaj trochę na zjeździe ale później poczekałem na grupę ;)


Zapiertalać czieba! :D


Na wirażu


Pogoda wymarzona! No wiatr mógłby być troszkę słabszy... :)


Pechowy finisz


Z Romkiem już na mecie

Dane wyjazdu:
30.64 km 0.00 km teren
01:02 h 29.65 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max:187 ( 94%)
HR avg:151 ( 76%)
Podjazdy: m
Kalorie: 805 kcal
Rower:Cust-tec

Trening #38

Czwartek, 22 września 2011 · dodano: 22.09.2011 | Komentarze 2

Krótko bo w pracy mi się przedłużyło a i na poprawę pogody trochę musiałem poczekać. Tempo średnie do lekkiego, bez spiny, sporadycznie mocniej przycisnęło mi się na górkach i zjazdach.
Zimno już wieczorami jak cholera. Dystans krótki więc ciężko mi powiedzieć jak z formą, zazwyczaj nogi rozkręcają mi się dopiero koło 20-30tego kilometra.

HZ: 12%
FZ: 67%
PZ: 23%

Mały motywator przed sobotą :D
&NR=1

Dane wyjazdu:
70.51 km 0.00 km teren
02:11 h 32.29 km/h:
Maks. pr.:54.10 km/h
Temperatura:15.0
HR max:190 ( 96%)
HR avg:158 ( 80%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1891 kcal
Rower:Cust-tec

Trening #37 Hopki na ostro

Poniedziałek, 19 września 2011 · dodano: 19.09.2011 | Komentarze 4

Ostatnio w ogóle nie mam czasu na treningi. Od dwóch weekendów zamiast kręcić wysiadówki to chleje, żre i chleje... W tygodniu praca też ostatnio nieźle mnie wykańcza a wieczory już króciutkie. Dzisiaj też niechciało mi się jechać WYBITNIE. Ale jednak się zmobilizowałem, zwłaszcza, że Daniel też wyszedł z taką propozycją.
Umówiliśmy się pod Lidlem na Bezrzeczu i w planach były dzisiaj hopki za granicą.
Miało być bez spiny a wyszło jak zwykle. Tempo dobre, chwilami bardzo mocne zaciągi, górki na ostro z akcentem na siłę, trochę szarpania - generalnie zimno mi nie było choć było ledwo 15 stopni. Pośmigaliśmy sobie trochę i zawinęliśmy do domu. Przed Bezrzeczem jadąc od strony Wołczkowa po wyczerpującej zmianie zmobilizowałem nogi i wzięłem jeszcze mocno górkę z blatu i dolnego chwytu. Piekło bolało i jęczałem próbując zwalczyć niemoc ale się nie dałem i hopa moja. Powrót praktycznie po ciemku :(

Ale i tak pościg za niemieckim kotem wygrał - skurczybyk zapieprzał ponad cztery dychy!!! :D:D

Generalnie było mocno, puls dość wysoko ale noga pod rozkręceniu całkiem dobrze podawała jak na taką przerwę (ostatni trening był w zeszły wtorek a w weekend trochę w siebie wlałem tego i owego...). Mocno się napracowałem, przychodziły kryzysy i odchodziły, konretnego odcięcia na amen nie zauważyłem.
Niestety jutro i po jutrze znowu bez roweru - szkolenie w Bydgoszczy :/ W czwartek trzeba będzie jeszcze się coś rozruszać i w sobotę ogień :)

Dzięki Daniel za jazde było zajebiście!

HZ: 9%
FZ: 40%
PZ: 52%

Dane wyjazdu:
61.20 km 0.00 km teren
01:54 h 32.21 km/h:
Maks. pr.:57.40 km/h
Temperatura:22.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:154 ( 78%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1429 kcal
Rower:Cust-tec

Trening #36 Interwały

Wtorek, 13 września 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 2

Miałem jechać sam ale w końcu ustawiłem się z Romanem i Pawłem na popołudniowe małe co nieco. W planach były interwały na siłę więc Trener ochoczo wytłumaczył mi jak je dokładnie ćwiczyć. Pojechaliśmy na hopki za Locknitz.
Takich akcentów zrobiłem dziś kilka i czuję w nogach, że było dobrze.
Poza tym sporo pogadanek o maratonie i treningach.
Na końcu przed Głębokim wyszedłem Woberowi z koła bo miałem apetyt na finisz ale niestety brakło 100 metrów i trener mnie objechał ;)
Bardzo udany wypad.
W czwartek planuję jakąś wysiadówkę pod 100 km bez szarpania. Może w końcu uda się łyknąć trochę większy dystans.

Vmax na sprincie przed Głębokim
HRmax na po którymś z interwałów

HZ: 10%
FZ: 56%
PZ: 34%

Dane wyjazdu:
118.79 km 0.00 km teren
05:09 h 23.07 km/h:
Maks. pr.:53.60 km/h
Temperatura:26.0
HR max:182 ( 92%)
HR avg:114 ( 57%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2290 kcal
Rower:Cust-tec

Pasewalk-Torgelow-Egessin

Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 11.09.2011 | Komentarze 3

Pogoda ostatnio dopisuje więc trzeba łapać ostatnie jej przejawy dobrego humoru. Dzisiaj wycieczka z Małgosią. Miały być interwały z rana ale budzik nie był w stanie mnie obudzić i wyjechaliśmy dopiero po południu. Ruszyliśmy do Pasewalk. Początkowo średnio się jechało bo wiatr albo w morde albo w z boku w mordę... Mimo to kilometry dość szybko się nabijały na licznik i po dwóch godzinach byliśmy w Pasewalk. Zatrzymaliśmy się przy stacji benzynowej na wlocie do miasteczka i tam też posililiśmy się pysznym krułasantem w wersji czoko. Naprawde wart tego jednego ojro! Potem pozwiedzaliśmy centrum w trybie ekspresowym i ruszyliśmy na północ w kierunku Torgelow.


Gosia w kukurydzy - przed wjazdem do Mewegen


Ach te baby :D


AGIP - ktoś jeszcze pamięta te stacje benzynowe?


Taki ciekawy zakątek w Pasewalk

Po odbiciu na północ wiatr zaczął nam pomagać więc droga bardzo szybko nam mijała, zwłaszcza, że ścieżka rowerowa jest tam pierwszorzędnej jakości. Po minięciu całkiem sporych koszarów wojskowych dojechaliśmy do Torgelow. Zajechaliśmy do stacji benzynowej z nadzieją na odnalezienie waniliowej cocacoli ale była tylko zwykła :(. Zdecydowaliśmy, że wytrzymamy i sprawdzimy w kolejnym miasteczku, w Eggesin, może tam będzie. Eggesin pojawiło się równie szybko bo kręciliśmy sobie tam z przelotową 25-30 km/h. Tam niestety też nie było mojej ambrozji :(((. Zaspokoiłem więc pragnienie zwykłą wersją ale i tak była boska!
Potem odcinek do Ahlbeck który minął nam w ekspresowym tempie. Kofeina zaczęła działać i było sztywne 30 km/h. Potem troche wolniej od Ahlbeck do Dobieszczyna. W Dobieszczynie kręcimy sobie spokojnie i podczepia się pod nas jakiś maruder na góralu. Góral ów skrzypi niemiłosiernie ale nie przeszkadza to maruderowi wjeźć się na kole. Gosia podjeżdża do mnie i mówi: urwijmy go! No to dalej :D Noga nieco mocniej naciska na pedały i ciągnę naszą trójkę. Tempo 30 km/h i sztywno trzymam z nadzieją, że kolega się urwie choć też z obawą, czy Gosia wytrzyma. Twardo jednak obydwoje siedzą na kole. Tuż przed samym Tanowem niestety liderka daje znak, że się skończyła. W związku z ugotowaniem faworyta pomocnik w mojej skromnej osobie dostał zielone światło na kreskę :D. Chłopak dalej na kole... Wbijam 52/14 i rura! Po kilku sekundach lecę ponad cztery dychy i Tanowo moje. Maruder nawet nie próbował mnie złapać. Wiezie się dalej za dziewczyną...
Zaskoczyła mnie dzisiaj bardzo Małgorzata, że wytrzymała taki zaciąg pod koniec wycieczki, i to przez ponad 10 kaemów, a w nogach miała już 90 przekręcone jak podkręciłem do 30stki. Czapki z głów! Jestem z niej dumny jak paw :)
Potem spokojnie do Pilchowa i do domu.
Bardzo miły wypad :)


Epicki melanż się szykuje :D:D


Achtung, achtung!

HZ: 55%
FZ: 8%
PZ: 2%
Kategoria 100-200km


Dane wyjazdu:
49.75 km 0.00 km teren
01:39 h 30.15 km/h:
Maks. pr.:40.03 km/h
Temperatura:23.0
HR max:177 ( 89%)
HR avg:148 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1245 kcal
Rower:Cust-tec

Trening #35 Spokojnie

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 10.09.2011 | Komentarze 2

Dzisiaj po wczorajszej konkretnie zakrapianej imprezie i zarwanej nocy w planach było 1,5 h stabilnej jazdy w tlenie. Niestety znów miałem mało czasu. Jutro też nie mam go za dużo i nie mogę cały czas zrealizować założenia wydłużenia treningów powyżej 100km :( Na dystansach do 80-100 km czuje sie pewnie ale nie mam pojęcia co będzie powyżej 100 km mocnego tempa.

Jazda stabilna, bez szaleństw, na średnim lub lekkim obciążeniu. Pogoda świetna! Dużo kolarzy na trasie.

HZ: 10%
FZ: 78%
PZ: 11%

HRmax na hopce.

Dane wyjazdu:
56.11 km 0.00 km teren
01:37 h 34.71 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:16.0
HR max:187 ( 94%)
HR avg:161 ( 81%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1424 kcal
Rower:Cust-tec

Trening #34 Prawie jak TTT

Środa, 7 września 2011 · dodano: 08.09.2011 | Komentarze 5

Tak tak... Moooocny trening. Miało być nas więcej ale wyszło jak zwykle. Na Głębokim pojawili się Trener oraz ucywilizowany Paweł, który przeszedł na słuszną stronę mocy :D
Ruszyliśmy spokojnie rozgrzewając mieśnie na małym blacie. Chwilę później mały akcent gdzie skoczyliśmy z Romkiem za autobusem aby trochę obudzić ciało. Potem aż do Blankensee równo 30-33km/h a od tej wioseczki poprowadziłem chłopaków przez Mewegen, Grunhof, Glashutte, Dobieszczyn, Tanowo z powrotem do Głębokiego.
Tempo od 10 kilometra ostre i cały czas sztywne 37-42 km/h. Górka nie górka, trener zapowiedział walkę o AVS 35km/h więc nie ma płaczu - trzeba kręcić. Paweł miło zaskoczył bo choć to jego pierwsze próby z szosą to dawał konkretne i mocne zmiany - będzie mocny jak trochę się rozjeździ. Jednak te 10 tysięcy wyjeżdżone na MTB swoje robi i siłę w udach chłopak ma. Ja tutaj trochę odstawałem od kolegów i niestety aż takiej mocy nie generowałem, ale swoje do wyniku dołożyłem. Z resztą całą drogę praktycznie zmiany szły bardzo równe i regularne więc nikt się nie opieprzał. Pod koniec Romek zasugerował krótsze ale mocniejsze wyjścia co bardzo mi podpasowało.
Od Tanowa do Pilchowa za lokomotywę robił już Wober i do Pilchowa dojechaliśmy ze średnią 35,2 km/h! Dla mnie rekord, w życiu takiej średniej nie widziałem na swoim liczniku. Potem rozjazd do Głębokiego. Było ciężko, ale jeszcze w czerwcu mogłem pomarzyć o utrzymaniu się na kole przy takim tempie. A tutaj jednak dodatkowo swoje regularnie pracowałem. Gdybyśmy jechali w większej grupie myślę, że mógłbym tak jeszcze dalej pojechać, ale we trójkę zmiany były stosunkowo częste i przyznam, że chwilami wisiała nade mną groźba urwania.

Trening bardzo motywujący, przekroczyłem swoje kolejne granice. Praktycznie cały dystans na wysokich obrotach, z resztą średni puls mówi wszystko: 161 ud/min. To już raczej tętno wyścigowe :) Dużo się jednak nauczyłem o własnym organizmie, jak reaguje pod takim obciążeniem, starałem się w odpowiedni sposób gospodarować siłami i oddechem. Roman mówi, że to dobrze tak pojechać czasem na max obrotach, przyzwyczaić ciało do takiego długotrwałego wysiłku więc wierze, że mi to wyjdzie na dobre :D
Teraz jednak trzeba zluzować bo ostatnio było mocno lub bardzo mocno a taką jazdą niczego nie zbuduje. Muszę wyjeździć się przez te dwa tygodnie w tlenie i dać zregenerować się nogom aby mieć jakąś formę na wyścig w Łobzie.

Dzięki koledzy za trening, czułem się prawie jak na drużynowej czasówce :D
Do następnego!

HZ: 7%
FZ: 25%
PZ: 65% - matko świnta... :)


Turbodoładowani :D

Dane wyjazdu:
65.92 km 0.00 km teren
03:01 h 21.85 km/h:
Maks. pr.:44.60 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cust-tec

Do Locknitz po flaszkę :)

Wtorek, 6 września 2011 · dodano: 06.09.2011 | Komentarze 2

Dzisiaj pojechałem z dziewczyną do Locknitz aby zaopatrzyć się w tamtejszym Lidlu w buteleczkę mojego ulubionego budżetowego i przepysznego bourbona Western Gold. Z pewnego źródła wiem, że jest tam tańszy o ładnych parę złotych w stosunku do polskich Lidlów. Postanowiłem więc połączyć przyjemne z pożytecznym :).
Pogoda średnia, mocno wiało z południa ale szybko dojechaliśmy do celu podróży. Nie wiem jednak czemu ubzdurało nam się, że w Locknitz jest jakiś Lidl! Jest tylko netto także z oszczędności nici. Ale i tak fajnie, że się wyrwaliśmy w tygodniu z domu na małą wycieczkę.
Powrót przez Boock i Blankensee nie był zbyt przyjemny bo Niemcy porozsypywali na asfaltach jakieś szutry, które nie dość, że utrudniają jazdę rowerem to jeszcze niebezpiecznie strzelają spod kół mijających nas aut. Szkoda :/ Sporo moich tras treningowych tak potraktowali i trzeba będzie je przez najbliższe tygodnie omijać póki się to nie wyczyści.
Dzisiejszy wypad potraktowałem sobie jako regenerację po ostatnich ostrych treningach. Niestety wypad nie nastroił mnie optymistycznie jeśli chodzi o formę. Nogi wciąż ociężałe, sztywne... Uda bolą przy siłowym kręceniu. Kiepsko widzę jutrzejszą ustawkę z chłopakami, najwyżej na kole się będe woził ;P
Kategoria 50-100km