TATRY! Nie samym rowerem człowiek żyje...
Środa, 28 maja 2014
· Komentarze(13)
Wymarzony i długo wyczekiwany wyjazd dobiegł końca.
W skrócie:
24.05, Sobota
Dojeżdżamy nocnym pociągiem do Krakowa i skoro świt przesiadamy się na bus do Zakopanego. Tam zdajemy część gratów do "depozytu", przepakowujemy plecaki i z lekkim poślizgiem o 13:00 ruszamy do Doliny Chochołowskiej. Po drodze dojeżdża do nas Tomek, który w ten w ten weekend postanowił objechać wszystkie polskie schroniska w Tatrach na... rowerze. Częściowo wjeżdżał, częściej wnosił ;) ale chyba mu się udało. Spiliśmy piwko w Schronisko na Polanie Chochołowskiej i wieczorem się pożegnaliśmy. My z Gosią na rozchodzenie wdrapaliśmy się na Grzesia (1653 m n.p.m.). Wieczorne widoki nas zachwyciły.
25.05, Niedziela
Pobudka wcześnie rano i wychodzimy tuż po 7:00 na szlak. W planach Wołowiec i dalej granią aż do Starobociańskiego. Niestety tuż przed wierzchołkiem tworzy się gwałtowna burza. W huku grzmotów i zacinającym deszczu baaardzo szybko schodzimy w doliny aby zminimalizować ryzyko. Nie ma chyba nic straszniejszego w górach niż burza gdy jest się na grani. Echo piorunów odbijające się od skał... brrrrr...
Przemoczeni lądujemy znów w punkcie wyjścia, ale na szczęście wychodzi słońce i możemy na tarasie wysuszyć ciuchy i zawartość plecaków, które nie ogarnęły ulewy. Wieczorem przechodzimy przez Iwaniacką Przełęcz do Schroniska Ornak.
26.05, Poniedziałek
W planach grań Czerwonych Wierchów. Plan udaje się zrealizować podejściem przez Tomanową Dolinę, trawers Wysokiego Grzbietu i dalej od szczytu do szczytu przez Ciemniak, Krzesanicę, Małołączniaka do Kopy Kondrackiej (niestety znów w deszczu i burzy). Schodzimy w dół na Halę Kondratową i ogrzewamy w tamtejszym schronisku.
27.05, Wtorek
Kiblujemy w Zakopcu bleeeee... Na regenerację udajemy się do Term Bukovina bo nogi jak kołki, po najgorszych wyścigach nie miałem takich zakwasów :)
28.05, Środa
Ten dzień. Wyzwanie: przebić się z Gąsienicowej przez trudną przełęcz Zawrat wariantem zimowym (od wysokości 1700 generalnie pełnia zimy...). Na tą okoliczność bierzemy raki i czekany - bezpieczeństwo przede wszystkim.
Podejście nie okazało się aż tak trudne, wymagało jedynie samozaparcia aby mozolnie metr po metrze, kroczek po kroczku piąć się stromym żlebem w górę no i koncentracji aby nie gibnęło na plecy ;). Przełęcz zdobyta, pogoda bardzo dobra jak na ostatnie dni, popaliliśmy sobie twarze od słońca i śniegu! Zejście do Doliny 5 Stawów mozolne, bo o dziwo pomimo południowej wystawy na zboczach było więcej śniegu niż po zimniejszej, północnej stronie. Deszcz łapie nas tuż przed schroniskiem, gdzie przeczekujemy ulewę posilając się najpyszniejszym w Tatrach żurkiem i szarlotką. Po godzinie wychodzi znów słońce i zejście Roztoką to czysta przyjemność.
29.05, Czwartek
Kibel w Zakopcu :( Pogoda do dupy. Chodzimy w te i wewte po Krupówkach uzupełniając stracone w ostatnich dniach kalorie :)
30.05, Piątek
Znów pogoda do dupy, przyszło ochłodzenie, chmury nisko i deszcz. Nie możemy jednak już wytrzymać w tych górskich "międzyzdrojach" więc podejmujemy decyzje, że ostatnią noc spędzimy w górach. Wieczorem wychodzimy do Murowańca w Hali Gąsienicowej i przy schroniskowym gwarze, popijając grzańća oddajemy się lekturze.
31.05, Sobota
Ostatni dzień :(. Prognozy zapowiadały przełamanie pogody więc już o 5 rano wychodzimy na szlak. W planach Kasprowy przez Przełęcz Liliowe i dalej Goryczkowe Czuby na Halę Kondratową. Szlak banalny w porównaniu do Zawratu ale... Pogoda potrafi zamienić w górach prosty spacerniak w piekło na ziemi. Chmury były dość nisko, Duży Kościelec schowany ale jego mniejszego brata było widać. Żywiłem nadzieję, że z każdą minutą będą się podnosić. Rozpoczynamy podejście pod Liliowe. Wchodzimy w chmury. Już wcześniej było rześko ale gdy otaczają nas szare obłoki zaczyna się robić zimno... Nic nie widać, szaro buro i ponuro więc morale zaczyna siadać.
Pokonujemy połowę podejścia i dostrzegam zamarznięte krople wody na trawach i kosówkach. Im wyżej tym więcej lodu a w zasadzie gołoledzi. Dodatkowo wzmaga się zimny wiatr. Robi się coraz bardziej ślisko, wyżej już całe kamienie i zbocza pokrywa warstweka świeżego szklistego lodu, zaczynamy tracić równowagę a podejście tego łagodnego stoku staje się piekielnie trudne. Szybka ocena sytuacji: już teraz jest zimno, ślisko i wietrznie a na grani na pewno będzie gorzej. Trudno. Wycof :( Wracamy do Muro, jemy śniadanie i po godzinie wyruszamy najkrótszą drogą do Kuźnic, przez Boczań. Na pożegnanie Tatry okazują jednak trochę serca i rozganiają trochę chmury, pokazuje się Kościelec i Granaty i ładna panorama na Zakopane.
Byle do następnego :)

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Na Grzesiu.

Na Zawrat!

Walka o ostatnie metry :)

Nad Doliną Roztoki
W skrócie:
24.05, Sobota
Dojeżdżamy nocnym pociągiem do Krakowa i skoro świt przesiadamy się na bus do Zakopanego. Tam zdajemy część gratów do "depozytu", przepakowujemy plecaki i z lekkim poślizgiem o 13:00 ruszamy do Doliny Chochołowskiej. Po drodze dojeżdża do nas Tomek, który w ten w ten weekend postanowił objechać wszystkie polskie schroniska w Tatrach na... rowerze. Częściowo wjeżdżał, częściej wnosił ;) ale chyba mu się udało. Spiliśmy piwko w Schronisko na Polanie Chochołowskiej i wieczorem się pożegnaliśmy. My z Gosią na rozchodzenie wdrapaliśmy się na Grzesia (1653 m n.p.m.). Wieczorne widoki nas zachwyciły.
25.05, Niedziela
Pobudka wcześnie rano i wychodzimy tuż po 7:00 na szlak. W planach Wołowiec i dalej granią aż do Starobociańskiego. Niestety tuż przed wierzchołkiem tworzy się gwałtowna burza. W huku grzmotów i zacinającym deszczu baaardzo szybko schodzimy w doliny aby zminimalizować ryzyko. Nie ma chyba nic straszniejszego w górach niż burza gdy jest się na grani. Echo piorunów odbijające się od skał... brrrrr...
Przemoczeni lądujemy znów w punkcie wyjścia, ale na szczęście wychodzi słońce i możemy na tarasie wysuszyć ciuchy i zawartość plecaków, które nie ogarnęły ulewy. Wieczorem przechodzimy przez Iwaniacką Przełęcz do Schroniska Ornak.
26.05, Poniedziałek
W planach grań Czerwonych Wierchów. Plan udaje się zrealizować podejściem przez Tomanową Dolinę, trawers Wysokiego Grzbietu i dalej od szczytu do szczytu przez Ciemniak, Krzesanicę, Małołączniaka do Kopy Kondrackiej (niestety znów w deszczu i burzy). Schodzimy w dół na Halę Kondratową i ogrzewamy w tamtejszym schronisku.
27.05, Wtorek
Kiblujemy w Zakopcu bleeeee... Na regenerację udajemy się do Term Bukovina bo nogi jak kołki, po najgorszych wyścigach nie miałem takich zakwasów :)
28.05, Środa
Ten dzień. Wyzwanie: przebić się z Gąsienicowej przez trudną przełęcz Zawrat wariantem zimowym (od wysokości 1700 generalnie pełnia zimy...). Na tą okoliczność bierzemy raki i czekany - bezpieczeństwo przede wszystkim.
Podejście nie okazało się aż tak trudne, wymagało jedynie samozaparcia aby mozolnie metr po metrze, kroczek po kroczku piąć się stromym żlebem w górę no i koncentracji aby nie gibnęło na plecy ;). Przełęcz zdobyta, pogoda bardzo dobra jak na ostatnie dni, popaliliśmy sobie twarze od słońca i śniegu! Zejście do Doliny 5 Stawów mozolne, bo o dziwo pomimo południowej wystawy na zboczach było więcej śniegu niż po zimniejszej, północnej stronie. Deszcz łapie nas tuż przed schroniskiem, gdzie przeczekujemy ulewę posilając się najpyszniejszym w Tatrach żurkiem i szarlotką. Po godzinie wychodzi znów słońce i zejście Roztoką to czysta przyjemność.
29.05, Czwartek
Kibel w Zakopcu :( Pogoda do dupy. Chodzimy w te i wewte po Krupówkach uzupełniając stracone w ostatnich dniach kalorie :)
30.05, Piątek
Znów pogoda do dupy, przyszło ochłodzenie, chmury nisko i deszcz. Nie możemy jednak już wytrzymać w tych górskich "międzyzdrojach" więc podejmujemy decyzje, że ostatnią noc spędzimy w górach. Wieczorem wychodzimy do Murowańca w Hali Gąsienicowej i przy schroniskowym gwarze, popijając grzańća oddajemy się lekturze.
31.05, Sobota
Ostatni dzień :(. Prognozy zapowiadały przełamanie pogody więc już o 5 rano wychodzimy na szlak. W planach Kasprowy przez Przełęcz Liliowe i dalej Goryczkowe Czuby na Halę Kondratową. Szlak banalny w porównaniu do Zawratu ale... Pogoda potrafi zamienić w górach prosty spacerniak w piekło na ziemi. Chmury były dość nisko, Duży Kościelec schowany ale jego mniejszego brata było widać. Żywiłem nadzieję, że z każdą minutą będą się podnosić. Rozpoczynamy podejście pod Liliowe. Wchodzimy w chmury. Już wcześniej było rześko ale gdy otaczają nas szare obłoki zaczyna się robić zimno... Nic nie widać, szaro buro i ponuro więc morale zaczyna siadać.
Pokonujemy połowę podejścia i dostrzegam zamarznięte krople wody na trawach i kosówkach. Im wyżej tym więcej lodu a w zasadzie gołoledzi. Dodatkowo wzmaga się zimny wiatr. Robi się coraz bardziej ślisko, wyżej już całe kamienie i zbocza pokrywa warstweka świeżego szklistego lodu, zaczynamy tracić równowagę a podejście tego łagodnego stoku staje się piekielnie trudne. Szybka ocena sytuacji: już teraz jest zimno, ślisko i wietrznie a na grani na pewno będzie gorzej. Trudno. Wycof :( Wracamy do Muro, jemy śniadanie i po godzinie wyruszamy najkrótszą drogą do Kuźnic, przez Boczań. Na pożegnanie Tatry okazują jednak trochę serca i rozganiają trochę chmury, pokazuje się Kościelec i Granaty i ładna panorama na Zakopane.
Byle do następnego :)

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Na Grzesiu.

Na Zawrat!

Walka o ostatnie metry :)

Nad Doliną Roztoki