Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2016

Dystans całkowity:919.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:30:52
Średnia prędkość:29.79 km/h
Maksymalna prędkość:61.23 km/h
Suma podjazdów:3740 m
Maks. tętno maksymalne:191 (95 %)
Maks. tętno średnie:155 (77 %)
Suma kalorii:23321 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:76.62 km i 2h 34m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
86.99 km 0.00 km teren
02:47 h 31.25 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg:155 ( 77%)
Podjazdy:397 m
Kalorie: 1858 kcal

Trening #25 Gaz gaz gaz i... korki wyeabło

Sobota, 30 kwietnia 2016 · dodano: 30.04.2016 | Komentarze 2

Miałem jechać solo ale coś mnie tknęło, żeby zaproponować jazdę mojemu sparingpartnerowi Michałowi. Z nim zawsze mi się dobrze jeździ. Michał jednak do końca nie wiedział, czy będzie miał w sobotę rano wolne 3h więc nie widząc wciąż sygnału o gotowości zacząłem szykować już empetrójkę na samotną sesję. Kolega jednak się odezwał więc wszystko potoczyło się innym torem. Ruszyliśmy po 10:00, pogoda naprawdę spoko, słońce świeciło więc aura wymarzona na trening. Postanowiliśmy pojechać do Nowego Warpna. No i jak to zwykle bywa miało być lekko a... No ok, było lekko do Pilchowa  potem na śmieszce do Tanowa już dwa oczka szybciej aby za Tanowem po zmianach ruszyć konkretnie. Najpierw 33, potem 34, i tak co zmianę ktoś podkręcał aż suma sumarum przelotowa oscylowała w okolicach 36-38km/h. Poprosiłem tylko Michała aby ładnie i płynnie zmieniał bez szarpania więc współpraca układała się książkowo - bajka. Po dojechaniu do Dobieszczyna skręcamy na północ ku celowi naszego treningu. Wiatr niby wtedy jeszcze bardziej pomagał ale nie pierwszy już raz okazuje się, że korytarz z drzew jakoś tak potrafi go pokręcić, że to nie to samo co uczucie latania nad asfaltem gdy dmucha w plecy na otwartym polu. Mimo to rozkręcamy się w okolicach czwórki więc każdego kogo napotykaliśmy po drodze łykaliśmy jak pelikany. Jedziemy mocno - czuć to w nogach i na pulsakach ale co tam... Zaoszczędzimy czas na kawkę :D Do Nowego Warpna dojeżdżamy w 1:15h spod domu, niezły czas (średnia ponad 34)! Logujemy się w znanej nam już kawiarni i zamawiamy po małej czarnej. Kilka minut pogaduch i zawijamy się do domu po śladach. No i zaczęła się rzeź niewiniątek. Co nam dzisiaj matka natura dała to teraz brutalnie odbiera. Ale co tam, dolny chwyt i udaje się trzymać te 31-33, chwilami więcej. Na wylocie z mieściny mijamy się z Grześkiem - pozdro! Po kilku kilometrach łykamy kolejnego któregoś tam z kolei samotnego szosowca, krzyczę żeby koło łapał no i... złapał :) Już we trójkę po zmianach lecimy do skrętu na Dobieszczyn a dalej do Tanowa. Idzie solidne tempo jak na walkę z wiatrem, nie ma opieprzania się. Przed Tanowem kolega dziękuje za współpracę i odbija na Tatynię a my już we dwójkę puszczamy trochę korby i toczymy się luźniej na Głębokie. Po drodze jednak odcina mnie niemiłosiernie i ostatnie kilometry nieźle mnie wymęczają. Ujechałem się do tego stopnia, że na Miodowej Michał dokłada mi z minutę, wlokę swoje dupsko pod górę jak baba z mlekiem. Tragedia. 

Ogólnie spoko wypad. Czas wyszedł niezły jak na te warunki ale zapłaciłem za to za duży koszt. Podejrzewam, że przyczynił się do tego wczorajszy trening podjazdowy, który jest sam w sobie dość ciężki a skończyłem go o 19:00 więc jedna noc (trochę zarwana przez Małą) mogła niewystarczyć na regenerację. Pechowo jakimś cudem skasowałem sobie dane z licznika zanim je spisałem, zapamiętałem tylko prędkość i dystans i średni puls. Reszty danych brak :(


Czil ałt :)


Dane wyjazdu:
47.61 km 0.00 km teren
01:36 h 29.76 km/h:
Maks. pr.:55.82 km/h
Temperatura:14.0
HR max:186 ( 93%)
HR avg:155 ( 77%)
Podjazdy:397 m
Kalorie: 1305 kcal

Trening #24 Miodny koniec tygodnia

Piątek, 29 kwietnia 2016 · dodano: 29.04.2016 | Komentarze 1

Ło ho ho nieźle  mnie wypizgało. Dzisiaj celowałem w trochę podjazdów, kolano odpuściło więc można wrzucić cięższe elementy treningów, siła sama się nie zrobi. Pojechałem w dół na Głębokie i dalej w Wołczkowie pierwsza ścianka pod Bezrzecze. Jechałem pod wiatr więc wydawał się być bardziej stromy niż jest. Potem skrótem do folwarku w Skarbimierzycach, odbijam na prawo i zjazd na Dołuje. Dalej w kierunku Lubieszyna ale skręcam znowu w prawo na hopki do Dobrej. Pierwsza hopka wzięta z blatu na stojaka bo wiatr dmuchał już w plecy, kolejne praktycznie przeleciałem i nie poczułem. W Dobrej znów odbijam na prawo i zmierzam w kierunku Głębokiego. Miodową machnąłem trzy razy. Wszystkie trzy na twardo, kadencja 65-75 obrotów, końcówka pod Andersena dolny chwyt, dupa w górę i ogień tak jak Trener przykazał. Weszło dobrze w nogi. Jutro pojadę objętość w lżejszym tempie z kilkoma akcentami.

1: 15%
2: 44%
3: 38%
4: 2%
kad: 85

Dane wyjazdu:
28.00 km 0.00 km teren
01:00 h 28.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:166 ( 83%)
HR avg:141 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 701 kcal

Rolki #50

Czwartek, 28 kwietnia 2016 · dodano: 28.04.2016 | Komentarze 0

Rozruch po czysta.

1: 21%
2: 72%
3: 2%
4: 0%
kad: 87
Kategoria Rolki


Dane wyjazdu:
322.43 km 0.00 km teren
10:52 h 29.67 km/h:
Maks. pr.:54.68 km/h
Temperatura:10.0
HR max:180 ( 90%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy:766 m
Kalorie: 8357 kcal

Atak na życiówkę :)

Sobota, 23 kwietnia 2016 · dodano: 24.04.2016 | Komentarze 10

Po dwusetce w marcu Grześ zapowiadał zorganizowanie w najbliższym czasie objazdu Zalewu Szczecińskiego w wersji extra delux poszerzonej aby wyszła trójka z przodu na dystansie. Przejechawszy całkiem dobrze wspomniane dwieście na góralu postanowiłem spróbować zmierzyć się z tym dystansem. Dotychczasowy mój rekord czyli 266 km miał już swoje lata, wypadałoby go poprawić :)

Stworzone zostało wydarzenie na Stravie i wstępnie chętnych było całkiem sporo osób, chyba ok. 10. Jak to jednak w życiu bywa co wirtualnie to nie zawsze oznacza realnie. Sam wahałem się do ostatniej chwili bo akurat dwa tygodnie przed wyrypą tydzień odpadł mi treningowo z powodu intensywnego przeziębienia a drugi praktycznie też zajęty delegacjami. Czułem się więc stosunkowo kiepsko wyjechany ale co tam, raz się żyje. 

Sobota, 7:00, zajeżdżam pod pomnik marynarza przy Placu Grunwaldzkim gdzie witam się z Ojcem Dyrektorem Grzegorzem oraz nowo poznanymi kolegami, czyli Maćkiem i Mateuszem. Chwilę później zajeżdża sławny kox Romek a chwilę po nim kolega Arek - miło było poznać. Pamiątkowa fota pod pomnikiem i ruszamy w kierunku Mierzyna a potem na Lubieszyn. Ciepło nie jest. Zdecydowanie temperatura wczesnowiosenna. Długo biłem się z myślami jak jechać i w końcu ostatecznie ubrałem legginsy do biegania, na to spodenki, termobluza, bluza, trykot i dodatkowo na początek i koniec wyjazdy wiatrówka typu "cienki kondom pocket size". Rękawice długie (strzał w dziesiątkę) ale owiewów na buty już nie brałem (rano trochę przemarzłem ale potem było ok). Wiatr daje równo i nas specjalnie nie oszczędza. Prognozy jednoznacznie wskazywały, że pierwsza połowa trasy będzie dla nas pod tym względem bardzo niekorzystna. No i tak było. Całe szczęście, że chociaż niemieckie asfalty poza nielicznymi wyjątkami rozpieszczały nas gładkością więc nieźle się nam pod ten wiatr mieliło. Tempo poszło na początku mocne, może nie jakieś harpagańskie ale Grzesiek z Romkiem nie oszczędzali watów i cisnęli solidnie. Efekt był taki, że nawet na kole nieźle mnie wywiało i było kilka momentów gdzie musiałem mocno zaginać aby nie spłynąć. W Uckermunde szybki postój na "ławeczce" i dalej rozkręcamy się do Anklam. Parę kilometrów przed Anklam dopada mnie kryzys. Zaczynam się czuć bardzo słabo, opuszczam nawet jedną swoją zmianę co mnie bardzo podłamuje psychicznie, bo musi mi naprawdę wiać w nogach pustkami, żebym decydował się na taki krok. Pozwala mi to jednak złapać tzw. drugi oddech i odbijam się od dna.

W Anklam popas przy drewnianym moście ale mi nie jest do śmiechu. Cały czas zastanawiam się czy dam radę, a w sumie to jestem pewny, że nie. Posilony cornym ruszam dalej i kręcimy w kierunku Wolfgast. Mateusz i Maciek też już zaczynają narzekać i wahać się czy aby nie przeproszą się z PKP w Świnoujściu. Fakt, że nie tylko ja umieram dodaje mi skrzydeł - nie ma to jak towarzystwo w cierpieniu. I zaczyna mi się kręcić coraz lepiej. Zaczynam już myśleć o sklepiku w Wolfgast i co ja sobie tam kupię i zjem bo żołądek zaczyna ssać. Dojechawszy na miejsce napadamy Lidla, kupuję sobie jakieś bułki, colę i tabsy Dextro. Potem przed mostem zwodzonym pochłaniam część zakupów. Postój wydłuża się przez podniesienie mostu na czas przepłynięcia kilku jachtów. Jak tylko jednak Uznam znów zostaje połączone ze stałym lądem ruszamy i ciśniemy dalej w kierunku Peneemunde.

I stał się cud. Noga zaczyna kręcić, mogę dawać normalne zmiany i czuję się jak nowonarodzony. Do tego wychodzi słońce, temperatura podnosi się powyżej 10 stopni więc zdejmuje kondoma i jadę tylko w termobluzach i trykocie. Jest ok. Wiatr chwilami zaczyna wiać neutralnie więc daje odetchnąć po 140km walki z centralnym wmordewindem. O 14:00 dojeżdżamy do U-boota - celu głównego wyprawy. Szybkie foto i kilka minut na batona, zawijka i ruszamy po śladach w kierunku Świnoujścia. Jedzie mi się wybornie. Wiatr daje w plery, wszyscy ładnie kręcą no kolarska poezja. Nawet jacyś niemieccy turyści widząc zawrotne tempo naszego 6-osobowego peletoniku dopingują "Schneller, schneller!". Do Świnoujścia docieramy dosyć sprawnie i ładujemy się do Macdonalda gdzie w planach jest, jak to powiedział Ojciec Dyrektor fan wielki knajpek z żółtym "M": normalny obiad w knajpie typu fast food. Jakolwiek ironicznie by to nie brzmiało Big Mac smakuje po 200 kilometrach ZAJEBIŚCIE. Tak samo zajebiście smakuje Wieśmac i dwie porcje frytek. Duża cola też jest zajebista. Duża kawa również. Tak, to była moja porcja, zjadłem wszystko poza kilkoma frytami :D

Obżarty i szczęśliwy od strzelających do krwi węglowodanów jadę więc z ekipą dalej na eskę do Wolina wcześniej przeprawiając się promem przez Świnę. Odłącza się od nas Maciek, który podjął decyzję o powrocie pociągiem - szanuję bo nie łatwo jest odpuścić. Wiatr w plecy więc Grześ na czub, ja za nim i potem reszta. No myślałem, że Grzesiek da jakąś normalną zmianę ale po 5 kilometrach zrozumiałem, że ta ludzka lokomotywa z napędem atomowym nie ma zamiaru oddać prowadzenia. Zaznajomieni w jeździe w grupie wiedzą, że "druga pozycja" za liderem jest taką trochę półzmianą co powodowało, że zaczynałem się trochę za bardzo męczyć. W końcu przed Międzyzdrojami poprosiłem Arka, żeby usiadł za mnie na kole tego cyborga a ja spłynąłem sobie na koniec pociągu celem odpoczynku. Kilka hopek przed samym Wolinem i już stopujemy na rynku. Krótki popasik na uzupełnienie cukrów i ruszamy dalej trasą alternatywną w kierunku Szczecina. Wiatr dmucha z północy, my jedziemy na południe - perfecto! Tempo cały czas powyżej 30km/h, najczęściej 34-36. Jedzie mi się dobrze, większość współpracuje na zmianach chociaż Romek i Grześ dawali najdłuższe i najrówniejsze. Szybko osiągamy Stepnicę gdzie zapodaje sobie czekoladowego cornego i dwa tabsy Dextro. Chwilę później dojeżdżamy już do Goleniowskiego Parku Przemysłowego i przez jego środek dojeżdżamy do Klinisk Wielkich. Za Pucicami robimy chwilę postoju na włączenie lampek.
Chwila ta jednak trwa trochę dłużej niż planowaliśmy bo Mateusz łapie kapcia. Zmiana trwa bardzo krótko, raptem kilka minut jednak zimno, nadchodzący zmrok i zastój powodują u mnie totalny zjazd. Po ponownym ruszeniu czuje, że z nogami jest już grubo nie halo. Nie chcą się rozkręcić, pracują na pół gwizdka. Chłopaki musieli na mnie parę razy poczekać bo nie ogarniałem już tempa, które kilka minut wcześniej robiłem z palcem w dupie. Jakaś awaria mięśni. Pocieszam się jednak, że to już końcówka, mentalnie to już Szczecin - kręcę więcej dalej, nie ma zmiłuj. Reszta drogi przez przedmieścia przebiega w ciszy, każdy już chce dojechać do celu i mieć to za sobą. Chwilę po 21 docieramy w końcu z powrotem do punktu wyjścia czyli Placu Grunwaldzkiego. Fotka, podziękowania i rozjechaliśmy się do domów. I tu okazało się, że zostałem drugą ofiarą kapcia podczas tego wyjazdu. Na wysokości biurowa Oxygenu słyszę cykliczne ssss...ssss....ssss...ssss. Zatrzymuję się i widzę wbity w oponę kawałek szkła. Telepię się z zimna, wszystko jest mokre bo niedawno w Szczecinie padało, ręce grabieją, do domu jeszcze 5 km podjazdu. Misja wykona więc.... poprosiłem Gosię o zamówienie mi taksówki. Nie miałem już kompletnie energii na zmienianie dętki.

Życiówka pokonana. Ekipa przednia i był to wielki atut tej wyrypy. Pogoda w gruncie rzeczy dopisała bo choć wymęczyła nas na początku to potem pięknie się odpłaciła na powrocie.
Wiem też już na pewno, że dystanse ultra (mam nadzieję, że Grzesiek się nie obrazi za nazwanie tak trzysetki :P) to nie moja bajka. Oczywiście, miło jest mieć satysfakcję z przejechania czegoś takiego ale źle to znoszę. Zwłaszcza martwię się o kolana, które dają o sobie znać gdy są używane dłużej niż 8-9h non stop. Mięśnie jak mięśnie, nawet mnie dziś nie bolą, dupa ogarnia, plecy też ale okolice stawów kolanowych cały czas czuję i będę czuć jeszcze 2-3 dni.

Chłopaki, DZIĘKI!



1: 20%
2: 54%
3: 25%
4: 0%
kad: 84
Kategoria 200 i więcej, Szosa


Dane wyjazdu:
28.00 km 0.00 km teren
01:00 h 28.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:145 ( 72%)
HR avg:132 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 629 kcal

Rolki #49

Środa, 20 kwietnia 2016 · dodano: 20.04.2016 | Komentarze 0

Ze względu na brak czasu rolki. Jedna wieczorna godzina. Eksperymentuje znów z pozycją siodła i nieco zmodyfikowałem bloki w butach szukając ukojenia dla palącego bólu w kolanie. Siodło poszło 5mm niżej, po godzinie stwierdzam brak efektu, ani na plus ani na minus.
Może ktoś z Was miał już podobny problem? Ból jest stały, niezależny od wysiłku, czuje praktycznie tak samo podczas treningu jak i przed i po nim. Mam wrażenie jakby mnie kolano tuż pod rzepką nieco w dolnej jej części lekko paliło. Objawy łagodzi pozostawienie nogi na dłużej w pozycji wyprostowanej np. siedząc na krześle i opierając wyprostowaną nogę na taborecie jakbym miał ją w gipsie. Generalnie problem pojawił się po sudołowej dwusetce. Wcześniej było git. Dodam, że przy zginaniu kolana dotykając rzepki czuje pod palcami jej "skrzypienie" ale to dotyczy obydwu nóg i mam to już od lat.

1: 77%
2: 14%
3: 0%
4: 0%
kad: 90
Kategoria Rolki


Dane wyjazdu:
45.53 km 0.00 km teren
01:42 h 26.78 km/h:
Maks. pr.:56.40 km/h
Temperatura:12.0
HR max:180 ( 90%)
HR avg:144 ( 72%)
Podjazdy:291 m
Kalorie: 1235 kcal

Trening #23 Rozruch po wirusie...

Wtorek, 19 kwietnia 2016 · dodano: 19.04.2016 | Komentarze 1

Cały tydzień poszedł w piz.... Wyjazdy służbowe, urwany weekend plus intensywny grypopodobny wirus. A już tak ładnie noga zaczynała kręcić. Dziś już tylko został lekki kaszel i odrobina kataru więc pomimo wichury za oknem musiałem pokręcić. Niestety tak jak się spodziewałem mocy brak, trzeba kilku treningów aby się odbudować. I tu pojawia się problem bo w sobotę miałem z Grześkiem i ferajną jechać "czysta" dookoła zalewu. W tym tygodniu czeka mnie jeszcze min. jeden wyjazd więc znowu cieżko o czas na treningi. Bije się z myślami czy jechać czy nie jechać ale chyba pojadę, najwyżej w Świnoujściu złapie pociąg.

Kolano dziś się odzywało cały trening. Wczoraj i przedwczoraj też chociaż miałem 7 dni przerwy. Z kolei przed przerwą nawet na treningu było ok, i po też. Dziwne. Rest powinien mi dobrze zrobić a wyszło odwrotnie...

1: 32%
2: 56%
3: 9%
4: 0%
kad: 87

Dane wyjazdu:
57.47 km 0.00 km teren
01:56 h 29.73 km/h:
Maks. pr.:54.67 km/h
Temperatura:14.0
HR max:177 ( 88%)
HR avg:141 ( 70%)
Podjazdy:302 m
Kalorie: 1364 kcal

Trening #22 Kwiecień plecień

Poniedziałek, 11 kwietnia 2016 · dodano: 12.04.2016 | Komentarze 0

Długo się wahałem jak się ubrać. Początkowo miała być tylko termobluza, termobezrękawnik, rękawki na termobluzę i trykot. Ostatecznie jednak zaryzykowałem kurtkę z softshellem ale krótkie rękawiczki i bez owiewów. Wyjechałem i po 5 minutach już zaczynałem narzekać, że za ciepło. Jednak po wyjechaniu na trasę przeprosiłem się z kurtka bo tak pizgać zaczęło zimnem, że chwilami musiałem podkręcić tempo celem rozgrzania. Potem na niektórych odcinkach znów sauna. Taki właśnie kwiecień-plecień.Trasa bez polotu: Głębokie, Tanowo, Dobieszczyn, Stolec, Buk, Dobra, Głębokie.

1: 36%
2: 56%
3: 6%
4: 0%
kad: 88

Dane wyjazdu:
71.06 km 0.00 km teren
02:21 h 30.24 km/h:
Maks. pr.:55.82 km/h
Temperatura:12.0
HR max:191 ( 95%)
HR avg:153 ( 76%)
Podjazdy:348 m
Kalorie: 1880 kcal

Trening #21 Bez mocy

Sobota, 9 kwietnia 2016 · dodano: 09.04.2016 | Komentarze 1

Pojechałem na 10:00 na Głębokie bo chciałem początek zrobić z mastersami. Jak zwykle jednak nie wyrobiłem się do końca z czasem i gnałem z wywieszonym jęzorem przez Warszewo aby złapać jeszcze peleton. O dziwo udało się bo chlopaki wyjechali z opóźnieniem. Do Grambow powiozłem się więc w pociągu a tam pożegnałem z kolegami i poleciałem solo na Ramin i Locknitz. Na wylocie z Locknitz mijam dwójkę kolarzy, a jeden z nich krzyczy "Cześć Adam!". Zawijam za nim bo nie poznałem do końca kto to, podjeżdżam, a to Mirek! :) Kope lat się nie widzieliśmy. Chwila na pogawędkę, ale że jedziemy w przeciwnych kierunkach to się rozjeżdżamy każde w swoją stronę. Lecę dalej na Bock i Blankensee a dalej już najprostszą drogą do domu. Miodowa wymęczona i jestem.
Nie jechało mi się dziś za dobrze. Cos bez pałera. Dodatkowo na końcówce już mnie odcinało i miałem uczucie pustki w nogach i żołądku a przecież śniadanie zjadłem... No nic tam, nie mój dzień. 


Prawdziwy rumak! :)

1: 11%
2: 58%
3: 29%
4: 1%
kad: 88

Dane wyjazdu:
40.20 km 0.00 km teren
01:23 h 29.06 km/h:
Maks. pr.:59.50 km/h
Temperatura:6.0
HR max:182 ( 91%)
HR avg:148 ( 74%)
Podjazdy:228 m
Kalorie: 1054 kcal

Trening #20 Kiedy ranne wstają zorze...

Piątek, 8 kwietnia 2016 · dodano: 08.04.2016 | Komentarze 2

No dobra, aż tak wcześnie nie wyjechałem, bo dopiero o 7:00. Ale jak na  takiego śpiocha jak ja to i tak "skoro świt". Temperatura nie powalała ale też 6 stopni w kwietniu daje zupełnie inne odczucie niż w lutym czy styczniu. Jechało mi się więc komfortowo. Standardowo jednak minęło dobre pół godziny zanim orgaznim się obudził i zaczął aktywnie jechać i mieć jakąś moc. Uroki treningu prosto z łóżka. Pojechałem moją stałą krótką 40-kilometrową pętlę. Pogoda fajna, słonecznie i sucho.

Wczoraj również przeserwisowałem Gianta. Rozkręciłem jarzemko sztycy, wyczyściłem, przesmarowałem, skręciłem ponownie i git - cisza jak makiem zasiadł. Korbę przeserwisowałem (choć to za dużo powiedziane) tylko pobieżnie. Mianowicie odkręciłem lewe ramię, przeczyściłem wielowypust, nalożyłem nowy smar i skręciłem ponownie. Dziś odzywała się już zdecydowanie mniej niż ostatnio, można powiedzieć prawie cisza, nawet przy podjeżdżaniu na stojąco. Jak dźwięki znów się pojawią wyjmę ją całkiem i sprawdzę jak się kręcą pressfity.

Lewe kolano mi się odzywa kurcze regularnie... coś jakby rzepka ćmi bo czuje w czasie treningu lekkie palenie z przodu które zamienia się w stały dyskomfort po jeździe. Będziem obserwować. Pozycja siodło vs suport raczej bez zarzutu. Hmm... Początki chondromolacji?

1: 23%
2: 57%
3: 18%
4: 1%
kad: 86


Siema!


Dane wyjazdu:
39.90 km 0.00 km teren
01:15 h 31.92 km/h:
Maks. pr.:61.23 km/h
Temperatura:18.0
HR max:182 ( 91%)
HR avg:149 ( 74%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 964 kcal

Trening #19 Z Michałem krótko i na krótko

Poniedziałek, 4 kwietnia 2016 · dodano: 04.04.2016 | Komentarze 2

Po pracy korzystając z ciepełka i przypływu miłosierdzia u Żony pojechałem z Michałem krótką pętlę taką na 1,5h. Pierwszy wspólny wyjazd w tym roku z kolegą zaowocował oczywiście niezłym tempem i sprawdzaniem nogi. A tak kręci dobrze i u Michała i u mnie także od początku szło konkret grubo ponad trójkę a czasem i czwórka się pojawiała na budziku. Miodowa zgodnie z założeniami twardo, kadencja 60-65 obrotów. Siła! :P

Niestety coś w Giancie skrzypi... Że siodło na mocowaniu ze sztycą to już zdiagnozowałem - oryginalna sztyca TCR-ów ma jakieś takie dziwne jarzemko i cholerka ciężko to dokręcić żeby cicho było. Ale bardziej niepokoi mnie stukot pojawiający się, gdy naciskam lewe ramię korby pedałując mocno na stojąco. Niepokoi bo to oznacza kolejne godziny i kolejne próbne jazdy w celu zdiagnozowania przyczyny. Wstępnie chciałbym wykluczyć pedały, bo mój lewy Look Keo Classic dokonuje już od jesieni żywota i czuć opory na osi - może to jego zajechane łożysko stuka i rezonuje na ramię? W związku z tym pytanie za 100pkt: ma ktoś pożyczyć na jedną jazdę komplet Looków Keo, żebym mógł wykluczyć moje pedały jako przyczynę?

1: 19%
2: 57%
3: 22%
4: 0%
kad: 88