Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2016

Dystans całkowity:555.91 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:17:56
Średnia prędkość:31.00 km/h
Maksymalna prędkość:66.84 km/h
Suma podjazdów:2214 m
Maks. tętno maksymalne:193 (96 %)
Maks. tętno średnie:170 (85 %)
Suma kalorii:14342 kcal
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:69.49 km i 2h 14m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
96.69 km 0.00 km teren
03:17 h 29.45 km/h:
Maks. pr.:62.59 km/h
Temperatura:23.0
HR max:179 ( 89%)
HR avg:153 ( 76%)
Podjazdy:534 m
Kalorie: 2604 kcal

Trening #32 Z Danielem!

Niedziela, 29 maja 2016 · dodano: 29.05.2016 | Komentarze 1

W końcu udało się ustawić na szosę z Danielem. Umówiliśmy się o 9:00 na Głębokim ale tradycyjnie się lekko spóźniłem. Pogowa wbrew prognozom świetna: ciepło i słonecznie. Zaplanowaliśmy więc bliżej nie określoną pętlę na Niemcy i ruszyliśmy w kierunku Blankensee. Za Wołczkowem Daniem zwrócił mi uwagę, że coś mi dzwoni w rowerze jakby poluzowana śrubka. Ja nic nie słyszałem więc pojechaliśmy dalej. Za rondem w Dobrej jednak nawet ja usłyszałem, że coś jest nie halo, zatrzymaliśmy się no i hałas robiła pęknięta szprycha w tylnym kole. Pęknięta to w sumie nie do końca trafnie powiedziane bo wyglądała jakby wykręciła się z nypla. Szybka decyzja co dalej. Koło specjalnie nie biło ale jazda bez jednej szprychy zwiększa ryzyko pęknięcia kolejnych. Postanowiłem, że wrócimy do mnie i zapnę drugi zestaw kół (dobrze mieć dwie pary...). Tak też zrobiliśmy, wymiana poszła sprawnie i zaraz znowu lecieliśmy na trasę ale tym razem na Dobieszczyn i tradycyjną pętlę przez Glashutte, Pampow, Blankensee i po śladach do domu. Tempo poszło niezłe i czułem się mocny ale 20 kilometrów przed końcem dorwała mnie bomba, klasyczna czyli puls spada i nie ma ochoty się wkręcać a w nogach pustka jak na lotnisku w Radomiu. Pod koniec, tuż przed Głębokim toczyłem się już ledwie żywy i marzyłem o coli. Przewidywałem jednak taki obrót spraw bo nie zabrałem ze sobą nic do jedzenia, tylko dwa bidony (jeden z wodą, drugi z izotonikiem) a ja przy treningu powyżej 2h muszę coś w trakcie przekąsić, tak już mam. Po opróżnieniu puszki brązowego odrdzewiacza wtoczyłem (to dobre słowo bo z podjeżdżaniem niewiele to miało wspólnego...) swoje obolałe dupsko z powrotem na Warszewo. Daniel z kolei widać było, że ma moc pod nogą, wypady z mastersami robią swoje :) Graty z formę i dzięki za trening! 

1: 9%
2: 58%
3: 32%
4: 0%
kad: 89


Dane wyjazdu:
70.25 km 0.00 km teren
02:05 h 33.72 km/h:
Maks. pr.:55.82 km/h
Temperatura:16.0
HR max:184 ( 92%)
HR avg:160 ( 80%)
Podjazdy:356 m
Kalorie: 1787 kcal

Trening #31 Z ekipą ogień

Czwartek, 26 maja 2016 · dodano: 28.05.2016 | Komentarze 2

W ostatniej chwili dostałem zielone światło na poranny trening. Wiele nie myśląc spiąłem poślady aby zdążyć na zgrupkę ekipy i zaplanowany przez nich wypad drużynowy. Tuż przed 10:00 ruszyliśmy na rundę. Plan zakładał dziś mocniejszą jazdą bo Cichy miał rozpisane 4x4 strefę więc miał się dziś zaorać. A my mu w tym mieliśmy towarzyszyć. Ledwo wyjechaliśmy z Głębokiego Cichy z Jarasem zapodali 4 z przodu. Dobrze, że wcześniej się na dojeździe rozgrzałem bo jeńców dziś chłopaki nie brali. Potem polecieliśmy na NRD i było to co tygrysy lubią najbardziej: skoki, ataki, pościgi. Na prostej z Dobieszczyna gdzie została nas czwórka czyli Pietro, Cichy, Jaras i ja poćwiczyliśmy jazdę na szybkich, kilkusekundowych zmianach. Potencjał ogromny, jak ludzie mają podobną wydolność to taki układ niszczy - prawdziwe kolarskie pendolino w sam raz na odjazdy. Aczkolwiek technicznie bardzo wymagająca zabawa i na pewno wymaga doświadczenia. W Tanowie odbija od nas Cichy, w Pilchowie żegna się Jaras więc ostatnią prostą do Głębokiego robię z Piotrkiem. Tempo ogień ale przesadziłem, na ostatniej hopce się zagotowałem i dojechałem kilkanaście sekund za Piotrkiem. Średnia na Głębokim 34,6 km/h więc lekko nie było :) Potem zmęczyłem jeszcze Miodową i rozjadowo poleciałem na chatę. Kolano już trochę ćmiło pod koniec ale tak to dało radę nawet przy mocnych depnięciach.

1: 10%
2: 33%
3: 49%
4: 7%
kad: 91



Dane wyjazdu:
57.28 km 0.00 km teren
01:59 h 28.88 km/h:
Maks. pr.:62.39 km/h
Temperatura:27.0
HR max:187 ( 93%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy:303 m
Kalorie: 1552 kcal

Trening #30 Z duszą na ramieniu

Niedziela, 22 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 0

Nie wytrzymałem... Miałem mieć 2 tygodnie kwarantanny ale taka lampa i 27 stopni w cieniu skusiły by nie jednego. Kolano od kilku dni praktycznie w porządku, podczas normalnego "używania" zero problemów. Spróbowałem więc się przejechać. Początek lekko, miękko. Potem coraz mocniej ale hopki generalnie kręciłem na totalnym luzie, żeby nie przeciążyć. Denerwowałem się strasznie bo ciągle czekałem, aż znów poczuje znajomy ból. No i sukces, bo przez całe dwie godziny był spokój. Miodową pojechałem nawet swoim normalnym tempem (chociaż na wyższej niż zazwyczaj kadencji) i było spoko. Endorfiny uzupełnione, noga dalej brązowieje :)
 Jednak wizyta u ortopedy i tak mnie czeka i z niej nie zrezygnuje, chociażby dla samej konsultacji. 


Tak zaginałem, że czasoprzestrzeń wykrzywiło :P

1: 11%
2: 71%
3: 16%
4: 1%
kad: 89

Dane wyjazdu:
74.93 km 0.00 km teren
02:37 h 28.64 km/h:
Maks. pr.:58.53 km/h
Temperatura:13.0
HR max:170 ( 85%)
HR avg:136 ( 68%)
Podjazdy:363 m
Kalorie: 1729 kcal

Trening #29 Koniec kropka finito...

Sobota, 14 maja 2016 · dodano: 14.05.2016 | Komentarze 7

...przynajmniej na dwa tygodnie. Niestety próba trenowania w lżejszym obciążeniu nie zdała egzaminu. Kolano i tak doskwiera. Dzisiaj przeszło już samo siebie. Po dwóch dniach od ostatniego wypadu nie bolało mnie ani trochę w trakcie chodzenia, siadania, wstawania. Pomyślałem, że jest już ok. Niestety już po 30 minutach treningu znowu się odezwało. Po godzinie zastanawiałem się czy nie skrócić trasy. Pojechałem jednak pełną pętlę w nadziei, że coś się rozrusza, coś się odblokuje. No i odblokowało. Jadąc z Buku do Dobrej mając wiatr w plecy trochę mi się depło. Ból był do zaakceptowania więc poleciałem taką delikatną tempówkę. I nagle coś zakłulo mocniej. Potem już kłuło regularnie przy każdym mocniejszym naciśnięciu na pedały. Pod Miodową musiałem się turlać w tempie emeryckim. Jest źle. Ból jest nie do zniesienia przy mocnym kręceniu, poza tym nie mogę go ignorować bo oznacza jakąś nieprawidłowość w stawie. Postanowiłem więc przerwać totalnie rower na dwa tygodnie. Dalej dawkuje Arthroblock Forte dwie piguły na dobę plus komplet witamin z Olimpu. Zobaczymy...


Joł


Niuniuś

1: 57%
2: 33%
3: 3%
4: 0%
kad: 89


Dane wyjazdu:
39.92 km 0.00 km teren
01:19 h 30.32 km/h:
Maks. pr.:63.94 km/h
Temperatura:23.0
HR max:178 ( 89%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1017 kcal

Trening #28 Rozkręcanie po Velo

Środa, 11 maja 2016 · dodano: 11.05.2016 | Komentarze 0

Krótka szybka runda do granicy i z powrotem. Przypadkiem podczepił mi się na koło nowy kolega z którym sobie sympatycznie pogadałem po drodze. 

1: 24%
2: 43%
3: 26%
4: 0%
kad: 90

Dane wyjazdu:
106.45 km 0.00 km teren
02:55 h 36.50 km/h:
Maks. pr.:66.84 km/h
Temperatura:25.0
HR max:193 ( 96%)
HR avg:170 ( 85%)
Podjazdy:344 m
Kalorie: 2738 kcal

Velo Toruń 2016 100+

Niedziela, 8 maja 2016 · dodano: 09.05.2016 | Komentarze 6

Pierwszy start od.... czerwca 2013 :) Więc mała przerwa była. Prognozy nie były zbyt optymistyczne bo i forma jakaś nie specjalna a dodatkowo przypałętał mi się ostatnio problem z kolanem, który sprawił, że zaczynałem się wahać nad sensem startu. Mimo wszystko jednak postanowiłem spróbować. Impreza należy do gatunku tych co to nawet dla klimatu można przejechać. Drugim powodem była połączona ze startem wspólna rodzinna mini-wycieczka do Torunia w towarzystwie moich dwóch Dziewczyn. Suma summarum w sobotę w godzinach późno popołudniowych zameldowaliśmy się w mieście Mikołaja Kopernika :)

W niedzielę wstałem wcześnie, spokojnie zjadłem śniadanie, ogoliłem nogi :P i przygotowałem się do wyjazdu pod Arenę w Toruniu gdzie zbudowane zostało miasteczko zawodów a także zaplanowany był start i meta. Pakiet startowy odebrałem poprzedniego dnia więc nie musiałem tracić na to czasu. Ludzi mnóstwo, kibiców chyba tyle samo co kolarzy. Przed startem złapaliśmy się jeszcze z Cichym i zamieniliśmy kilka słów w trakcie rozgrzewki. O 9:45 podjechałem się już zalogować na linię mety. Ta linia mety to dość umowna bo czekało już tam tylu zawodników, że do samej kreski miałem z dobre 30 metrów. Byłem więc mniej więcej w środku sektora startowego przeznaczonego dla dystansu GIGA 100+, który zamierzałem pokonać.

Wybiła godzina 10:00 a spiker odliczył słynne "10...9...8...7..." strzał... czołówka ruszyła. Jako, że dzieliło mnie od niej kilkanaście rzędów innych kolarzy to zanim sam wystartowałem minęło dobre 10 sekund. Tempo? Hmm... no nie ma co tu za wiele gadać: full gas od pierwszych metrów. 10 sekund straty to dużo nie dużo, postanowiłem spróbować załapać się do pierwszej grupy. Depnąłem więc w korby i mozolnie wyprzedzam kolejnych zawodników. Na budziku cały czas czwórka albo piątka - ostro jak nigdy w życiu. Po pierwszych kilometrach z ciekawości sprawdziłem średnią: 46 km/h. Dodatkowo mnóstwo innych zawodników obok ciebie, nerwowe zachowania, czasami wymijania robiłem dosłownie na milimetry bo ciasnota nieziemska. Wiedziałem jednak, że trzeba to przetrzymać a pierwszy gaz zrobi przesiew, potem będzie luźniej. Tempo strasznie szarpane, co kilkaset metrów wszyscy wrzeszczą "STOOOOOP...UWAGAAAAA" i z jakiegoś powodu (zakręt, wysepka, cokolwiek...) zwalniamy do 30 po czym znów idzie rura, trzeba gonić a im się jest dalej od czuba tym bardziej się wszystko naciąga i tym więcej trzeba włożyć pracy aby znowu dojść. Klimat jednak robi swoje gdy rozpędzone kilkaset kół tnie powietrze, słuchać szum i terkot napędów, skrzyżowania obstawione przez policję i strażaków a peleton mknie przy dopingu kibiców. Szybko jednak przestaję bujać w obłokach gdy tuż przede mną słyszę dźwięk zaciskanych awaryjnie hamulców, trzask zderzanych rowerów i głuchy odgłos upadających ludzi na asfalt. Mam szczęście, kraksa jest kilkanaście metrów przede mną, daję radę ominąć a prędkość wciąż grubo ponad czwórkę z przodu. Skupienie poziom maksymalny, zmysły wyostrzone na 120%, widzę słyszę i ogarniam wszystko dookoła jak w jakimś slow motion. Po 15 kilometrach zaczynam się przyzwyczajać do tego zawrotnego szarpanego tempa i jestem pełen optymizmu licząc na to, że uda mi się utrzymać w pierwszej grupie przynajmniej do połowy trasy. Jazda się trochę stabilizuje, jest nieco spokojniej więc czas uzupełnić nieco kalorie. Sięgam po żelka, otwieram i wyciskam połowę. Kładę znów rękę z żelkiem na klamce i przełykam spokojnie węglowodanowy specyfik gdy nagle znów rozlega się głośne: "Stoooooppppppp... prawo... ostro....!!!" i grupa ostro hamuje. Odruchowo zaciskam hebel... z żelkiem w garści przez co usyfiam kierownicę, klamkomanetkę i rękawicę wyciśniętą słodką galaretką. Bywa. Nie przejmuję się tym jednak i dalej staram się kontrolować sytuację. Jest to mój pierwszy wyścig ze startu wspólnego więc trochę się uczę jak poruszać się w naprawdę dużej grupie w mocnym tempie. Te wszystkie manewry jakie ogląda się w Eurosporcie gdy zawodowy peleton przecina rondo, omija wysepki czy nagle z szerokiej trzypasmowej jezdni wjeżdża na wąską leśną asfaltówkę są naprawdę arcytrudnymi technicznie umiejętnościami. Każda taka przeszkoda wymaga idealnej synchronizacji mnóstwa innych zawodników. Trzeba zachować zimną krew, przewidywać na kilka sekund do przodu i mieć oczy dookoła głowy. Sporo osób tego nie potrafiło co powodowało co najmniej kilka groźnych sytuacji, w których o mały włos nie doszło do kraks.

Na 21 kilometrze pojawia się pierwsza ścianka, kilkaset metrów z konkretnym nachyleniem. Jak to na podjazdach peleton zaraz się mocno kompresuje, wszyscy jadą w bardzo ciasnym szyku. Widzę czub grupy, trzymam się dobrze i kręce swoje. Byle do szczytu. I nagle znowu wrzaski, rzucanie kurwami, dźwięk wypinanych bloków. Zawodnicy przede mną zatrzymują się w połowie podjazdu. Potem dowiedziałem się, że komuś spadł łańcuch i typ stanął totalnie na środku hopy. Zadziałał efekt domina i praktycznie wszyscy za nim też stanęli - włącznie ze mną. Szczęściarze, którzy tego uniknęli wymijali nas teraz bokami. Jest ciasno, nerwowo, wszyscy są wściekli a stromizna bardzo utrudnia ponowne wpięcie w bloki. Udaje mi się to dopiero za piątym razem. Czołówka już dawno odjechała...

I zaczyna się druga część wyścigu czyli jazda z rozbitkami. Tempo znacznie siada bo ciężko się na nowo rozbujać a ludzie do pomocy niechętni. Udaje mi się jednak tu prześlizgnąć tam podczepić tutaj depnąć i dojeżdżam do kilku co to jedzie całkiem żwawo. Współpracujemy i łapiemy po drodze kogo się da. Wiatr jednak wieje dość niekorzystnie i ciężko w kilka osób rozkręcić szybkie tempo. W pewnym momencie nawet przychodzi mój mały kryzys i po zejściu ze zmiany, a po zaciągu kolejnego zawodnika grupa mi odjeżdża na kilkanaście metrów. Jadę tak zawieszony za nimi nie mogąc dojść aż w końcu mówię sam do siebie: "jak nie złapiesz ich teraz to będziesz zdychał solo w tym wietrze do samego Torunia!" Poskutkowało. Znajduje jakieś rezerwy rezerw i doklejam się z powrotem do kompanów. Po wjeździe na drugą pętlę w pewnym momencie wyprzeda nas kilkuosobowy pociąg. Akurat byłem od dłuższego czasu na zmianie więc noga nieco wyjechana to krzyczę do tego za mną, żeby dospawał do tych gości ale chłopak mi odkrzykuje, że zarzygany już jedzie i nie ma z czego. Trochę się odbudowałem po tym kryzysie więc niewiele myśląc ząbek niżej i kręcę....kręcę....kręcę mocniej aż łapie koło wyprzedzających. Mały sukces. Na drugiej pętli podjazdy pokonuję zaskakująco dobrze, jedną ściankę podjeżdżam nawet pierwszy z grupy i jestem tym zaskoczony. Dobrze się na tych hopkach czułem i nie miałem problemów z utrzymaniem się. Na 80 kilometrze łapią mnie pierwsze skurcze ale zagryzam wargi, parę rady uderzam się w uda i odpuszczają. Grupa w której jadę liczy już około 40 osób. Dużo... ale nikt nie kwapi się do pracy. Na czubie ludzie dają długie zmiany i zarzynają się jadąc dość wolno. Dodatkowo kuleje wyczucie wiatru i zamiast zjechać do lewej i założyć wachlarz to jedziemy przy prawej męcząc się niemiłosiernie. Wkurza mnie to trochę bo tracimy szansę na lepszy czas a sekundy uciekają... Kolano już mi mocno doskwiera więc widząc marazm w peletonie wiozę się w kołach ustawiając możliwie maksymalnie korzystnie do wiatru. W końcu wjeżdżamy ponownie do Torunia. Do mety 5km. Ci znający arkana kolarskiego rzemiosła właśnie teraz przebijają się do przodu aby zająć jak najlepszą pozycję na końcowe metry. Tak też uczyniłem i ja ;) Wielkimi krokami zbliża się ostatni zakręt w prawo na ostatnią prostą do mety. Tuż przed zakrętem odbijam po zewnętrznej i wlatuję w niego na dobrej, otwartej pozycji. Widzę już dmuchaną bramę z napisem META. Zrzucam dwie koronki w dół, dolny chwyt i lecę ile fabryka dała. Prędkość rośnie bardzo szybko... Wyprzedzam sporo ludzi na ostatnich metrach i rozpędzony przekraczam linię mety. Chwilę po wyhamowaniu miałem ochotę się zerzygać z wycieńczenia a płuca nie nadążały z nabieraniem powietrza.

Wyniki:
229/488 OPEN
96/202 M2

Rezultat jak widać średni jeśli chodzi o klasyfikację ale pod względem sportowym jestem z niego zadowolony. Kluczowym powodem takiej straty do zwycięzcy było niestety nie kolano, nie kondycja a czynnik losowy - incydent na podjeździe i rozerwanie grupy. A takiej nogi, żeby potem jeszcze dojść do czołówki to ja niestety nie mam :P Za rok trzeba będzie ustawić się o wiele wcześniej w sektorze startowym aby dostać się do pierwszych rzędów i nie tracić potem czasu na gonienie czuba po starcie. Dodatkowo będzie dużo bezpieczniej niż na tyłach.
Organizacja imprezy naprawdę na wysokim poziomie i nie ma się do czego przyczepić. Jak ktoś chce poczuć klimat typowego szosowego wyścigu to polecam pod warunkiem, że ustawi się od razu na początku.

Nawet udało mi się złapać na czyjąś kamerkę, 1:33 biorę zakręt po zewnętrznej, 1:53 jadę centralnie przed filmującym gościem :)



Rozgrzewka przed startem - pozowanko na całego :D


Zaraz się zacznie...


Z moją najmniejszą kibicką, druga robiła zdjęcie :)

1: 0%
2: 15%
3: 70%
4: 16%
kad: 94


Kategoria 100-200km, Szosa, Wyścigi


Dane wyjazdu:
51.44 km 0.00 km teren
01:46 h 29.12 km/h:
Maks. pr.:64.13 km/h
Temperatura:24.0
HR max:180 ( 90%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1370 kcal

Trening #27 Pierwszy raz z kontaktami

Piątek, 6 maja 2016 · dodano: 06.05.2016 | Komentarze 3

Pochłanianie makaronów i ładowanie węgli in progress - dziś tak jak wczoraj raczyłem się pysznym bolognese. Ostatni trening przed Velo. Jutro co najwyżej superlekko po Toruniu ale może zamiast roweru wybiore spacer z moimi dziewczynami nad Wisłą. Kolano dalej boli choć dziś przez pierwsze pół godziny prawie w ogóle go nie czułem, odezwało sie potem i trzymało już do końca. Boli przy mocniejszym kręceniu więc nieciekawie. Ale uj tam, zobaczymy, może w niedzielę da mi trochę spokoju i będe w stanie pojechać coś godnego.

Dziś też pierwszy raz jechałem w soczewkach kontaktowych. Generalnie polecam! Super sprawa. Kupiłem bo miałem przymus od Dyra Sportowego, że na wyścigi mam ostro widzieć :D Wybrałem bezobsługowe jednodniówki bo będe ich używał tylko na ściganie i jakieś bardziej ambitne ustawki więc nie popłynę z kasą, na codzień i tak okulary. Komfort widzenia nie do opisania, na treningu nie czułem, że je miałem na oczach a luksus widzenia każdej nierówności na drodze i aut z daleka jest nie do przecenienia.

1: 15%
2: 61%
3: 21%
4: 1%
kad: 89

Dane wyjazdu:
58.95 km 0.00 km teren
01:58 h 29.97 km/h:
Maks. pr.:60.27 km/h
Temperatura:18.0
HR max:179 ( 89%)
HR avg:151 ( 75%)
Podjazdy:314 m
Kalorie: 1545 kcal

Trening #26 Ała ała

Wtorek, 3 maja 2016 · dodano: 03.05.2016 | Komentarze 0

Podczas ostatniej wycieczki z Michałem w drugiej połowie treningu odezwało się znów kolano. Zbagatelizowałem to jednak zwłaszcza, że i tak czekały mnie dwa przymusowe dni przerwy na rodzinną majówkę więc był czas na odpoczynek i regenerację. Przez dwa dni stan kolana stopniowo poprawiał się i dzisiaj pełen optymizmu pojechałem pokręcić. Coś tam się już odzywało po kilku minutach od startu ale gdy tylko skończyła się jazda rozgrzewkowa a rozpoczęły interwały ból powrócił ze zdwojoną siłą :(
Suma sumarum nie dokończyłem planowanej serii a i samą trasę treningu skróciłem i wróciłem najkrótszym możliwym wariantem do domu. Jestem trochę podłamany, bo w niedzielę czeka mnie start w Velo Toruń a jeśli sytuacja się nie poprawi to praktycznie nie jestem w stanie kręcić mocniej jak "w tlenie". Porażka. Jest jeszcze kilka dni, zobaczymy, może stanie się cud.

1: 16%
2: 57%
3: 25%
4: 0%
kad: 90