Szosonem ostatni raz w tym roku... chyba
Piątek, 20 czerwca 2014
· Komentarze(1)
Musiałem zawieść papiery z pracy podwykonawcom na mieście i pomyślałem, że połączę przyjemne z pożytecznym doręczając je za pomocą roweru. Wyciągnąłem szosę i pojechałem z przesyłką niczym prawdziwy rowerowy kurier. Kurierka szybko się skończyła. Zjeżdżając ulicą Mickiewicza w kierunku centrum rozpocząłem składanie się w zakręt w prawo aby wylecieć na Bohaterów Warszawy. No i w sumie wyleciałem :P Pokonywałem ten zakręt setki razy i nie spodziewałem się niczego... niespodziewanego. Los jednak okrutnie ze mnie zadrwił i koncertowo wyłożyłem się na asfalcie łapiąc konkretny szlif na biodrze dodatkowo przecierając wszystkie "wystające" elementy prawej strony to jest kostkę, kolano w dwóch miejscach, łokieć i lekko bark. Klamkomanetki, kultowe Djura Ejs 9 Speed na jakich Armstrong urywał Ulricha czy Hamiltona w pamiętnych etapach TDF również dostały po dupie i zostały zdegradowane ze stanu nienagannego do dostatecznego :(. Spodenki Calbudu również na śmietnik. Podobnie bluza termiczna. Najważniejsze jednak, że i rower i ja mechanicznie sprawne. Uff :) Tak czy inaczej jeździć przez najbliższy tydzień nie mogłem, biodro się babrało nieziemsko ale w końcu po tygodniu organizm opanował szlifa i zaczęło się ładnie goić.
Tydzień później podczas przeprowadzki do nowego tymczasowego mieszkania, które jest wyraźnie mniejsze od poprzedniego, zdecydowałem, że jeden z pupili musi pojechać do teściów. Szybki ranking plusów i minusów... CUBE na wakacje, w Szczecinie zostaje Dżajant. W mieście mimo wszystko praktyczniejszy.
Tydzień później podczas przeprowadzki do nowego tymczasowego mieszkania, które jest wyraźnie mniejsze od poprzedniego, zdecydowałem, że jeden z pupili musi pojechać do teściów. Szybki ranking plusów i minusów... CUBE na wakacje, w Szczecinie zostaje Dżajant. W mieście mimo wszystko praktyczniejszy.