Nadszedł czas na finał poprzedzony wcześniejszymi wypadami treningowymi.
Wstałem przed siódmą w sobotni poranek. Słońce świeciło mocno przez okna - czyli prognoza się sprawdziła. Miało być słonecznie, bezchmnurnie, ale też i wietrznie... bardzo wietrznie. Ten wiatr też się sprawdził. :) Spakowałem ostatnie drobiazgi, sprawdziłem jeszcze raz listę czy wszystko jest i ruszyłem na Głębokie gdzie ustaliliśmy punkt zborny. Rower z sakwami prowadził się na początku bardzo dziwnie. Wysoko umieszczone torby zmieniły nieco środek cieżkości a jakieś 10 kg więcej dawało się we znaki zarówno na prostych jak i podjazdach. Po kilku kilometrach przyzwyczaiłem się i jechało się już w porządku. Dotarłem tam tuż przed dziewiątą. Robert (
2befree), Przemek oraz Łukasz już na mnie czekali. Szybka fotka i w drogę na północ, na przejście graniczne w Dobieszczynie. Robert załączył GPS z aplikacją Endomondo więc pewnie na jego blogu pojawi się dokładna mapka i profil trasy.

Ekipa tuż przed startem.
Trasa do granicy trwała dość długo a zapowiadany wiatr pomimo osłony drzew pomału zaczynał pokazywać, kto będzie dziś rozdawał karty. W Tanowie zobaczyłem pierwsze w tym roku bociany. Na granicy krótka przerwa na przekąskę i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Boćki w Tanowie :)

Słupek graniczny za Dobieszczynem

Asfalty po drugiej stronie granicy - koła same niosą
Tuż za granicą minęliśmy Hintersee a później jakieś pomniejsze wioseczki aby w końcu dojechać do Ahlbeck. Tam krótki przystanek na czekoladę i drobne regulacje sprzętu.

Pit-stop w Ahlbeck ;)

Widokówka z zaspanego Ahlbeck
Następnym przystankiem było miasteczko Eggesin, gdzie skręciliśmy w kierunku Ueckermunde. Tam wiatr już pokazywał swoją siłę. Nie daliśmy się jednak i po parunastu męczących kilometrach dotarliśmy do ronda przed Ueckermunde. Powietrze było tak przejrzyste tego dnia, że bez problemu dostrzegliśmy brzeg Uznam za Zalewem po przeciwnej stronie. Kapitalny widok.

Widok na Uznam z Ueckermunde. Gdzieś na tej wysokości jest Świnoujście - wodą blisko, lądem niekoniecznie ;)

Port w Ueckermunde

Urokliwe uliczki tego miasteczka

Śmiałkowie na tle Zalewu, w dali widać brzegi Uznam.
Droga z Ueckermunde do Anklam, gdzie planowaliśmy kebap, była chyba najtrudniejszym odcinkiem całej trasy. Potworny, wychładzający wiatr w twarz, grzejące z drugiej strony słońce, kilkukilometrowy odcinek dość ruchliwą szosą a na liczniku 18-19 km/h. Chwilami jak mocniej przywaliło to i 16 km/h wyświetlał.

Krowy gdzieś przed Anklam :P

Takie dziwne autobusy jeżdżą w Niemczech

Chłopaki walczą twardo z wichurą
W Anklam zatrzymaliśmy się na pysznego kebapa u jakiegoś Turka, na szczęście nic nie było zamrożone i Robert był zadowolony :D. Od razu morale wzrosło, tym bardziej, że za miasteczkiem zmieniliśmy kierunek i wiatr zaczął już przeszkadzać tylko z boku.

Drewniany most zwodzony, chyba tuż za Anklam

Malownicza ścieżka wzdłuż pól. Wiatr w plecy i z Robertem pocisnęliśmy 50km/h po płaskim - fajne uczucie ;]
Po kilkunastu kilometrach dojechaliśmy do mostu łączącego stały ląd z wyspą Uznam. Widoki są naprawdę warte tych przejechanych kilometrów. Wzgórza, pola, w oddali tafla Zalewu, gdzieniegdzie małe zatoczki, lazurowe niebo - bajka.

Most prowadzący na Uznam (Usedom)

Wzgórza, w tle zalew, ścieżka rowerowa gładka jak stół wijąca się pagórkami i wiatr w plecy - czegóż chcieć więcej? :)

Jedna z wielu malowniczo polożonych wiosek na wyspie
Po kilkunastu kilometrach kluczenia pomiędzy wioseczkami dojechaliśmy w końcu do rozjazdu, gdzie jeden z drogowskazów wskazywał radosne "Świnoujście 3km" :). Na peryferiach miasta zatrzymaliśmy się aby wyszukać w internecie adres schroniska w jakim mieliśmy nocować bo ktoś nieodpowiedzialny nie spisał go za wczasu ;P. Po zlokalizowaniu "hotelu" udaliśmy się na szybkie uzupełnienie zapasów w Lidlu. Około dziewiętnastej zakwaterowaliśmy się w swoim pokoju. Szybki prysznic zmył trudy wycieczki i po dwudziestej wyruszyliśmy na mały clubbing, znaczy w pełni zasłużone piwko i pizzę. Najpierw wylądowaliśmy w bardzo klimatycznym barze Keja, który stylem przypominał znane z filmów tawerny portowe na Alasce ;]. Całość nastroju dopełniała grupka indian (?) sączących browara i gadających w swoim języku. Potem przetransportowaliśmy się do pubopizzerii gdzie wszamaliśmy dwa giganty. Przed dwunastą wróciliśmy i momentalnie zasnęliśmy.

Granica w przed Świnoujściem
Cd w następnym wpisie.