Trening prosto z pracy, ciuchy i szpeje sobie wcześniej przygotowałem i 16:10 byłem już na trasie. To znaczy w centrum miasta i 10 km musiałem się przebijać przez popołudniowe korki. Potem już za Głębokim luźniej i na Dobieszczyn, dalej Glashutte, Grunhof, Pampow, Bismark, Lubieszyn, Dołuje, Mierzyn i Szczecin. Wiatr mocny, boczny rzucał w rowerem a ten w mordę mocno wyhamowywał. Ale dolny chwyt, młynek i jakoś poszło cały czas w strefie. Za Bismark powiało w plecy więc była nagroda za trud. Tętno nisko, dopiero w drugiej połowie treningu zaczęło się lekko podnosić.
Podjazdy. Za drugim razem wyprzedziłem jednego kolarza na klasycznej stalówce. - Dawaj dawaj! - To daj koła... - Łap! Zwolniłem i podciągnęłem nowego kolegę. Trochę go przydusiłem, ale nie ma się co dziwić, i cięższy rower miał i posturę słuszniejszą. Dojechaliśmy razem na szczyt i trochę pogadaliśmy. Potem zjazd. Wspinał się jeszcze jeden kolarz ale co my w dół to on w górę, co my w górę to on w dół. W końcu poczekaliśmy na niego na dole czekając aż zjedzie ale po 10 minutach odpuściliśmy. W środku podjazdu znów go mijamy pędzącego do pętli - czekał na nas u góry heh. No pech :) Na dole spotkałem też Adama i jego kumpla, Krzyśka. Trochę pogadaliśmy ale chłopaki odbili w las a ja z kompanem zrobiłem ostatni, czwarty podjazd. Niestety tylko cztery bo sporo czasu straciliśmy na pogawędki a zaczęło się ściemniać. Fajny wypad.
Co prawda pewnie nigdy nie będę jakimś mocarzem, ale k.....a, kocham ten sport!
Piknikowa niedziela na dwóch kółkach. Z przyjaciółmi, Kasią i Michałem wybraliśmy się rowerami nad jezioro Piaski. Tam szybko rozpaliliśmy ognisko z naturalnych składników - Bear Grylls byłby z nas dumny. Szybka kiełbaska z ogniska, pierwsza w tym sezonie! Pychota. Potem kierunek Trzebież i dalej przez Tatynię do Tanowa i przez Głębokie do domu. Fajny wypad w miłym towarzystwie. Po drodze zrobiłem sobie kilka sprintów żeby się rozgrzać bo mimo słońca to za ciepło nie było.
Michał na swoim przecinaku
Sucha szosa, błękitne niebo i tylko cieplej mogło być
Miała być czwórka a była dwójka czyli Mateusz i ja. Pierwotnie mieliśmy jechać z mastersami, ale w sumie pod wpływem chwili i braku kolegów postanowiliśmy pokręcić swoje. Ruszyliśmy na Dobieszczyn. Do granicy dość spokojnie. Od granicy już poszło mocniej po zmianach. Ustaliliśmy zmiany na 1km i chyba był to dobry dystans. Tempo wzrosło i przelotowa przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów trzymała się gdzieś pomiędzy 33-37km/h. Dobre, solidne tempo. Fajnie mi się z Mateuszem współpracowało i kilometry łykaliśmy jak młode rekiny. Przed Grunhof mijamy się z ustawką a na końcu dostrzegam Daniela - znów się minęliśmy, no pech. Początkowo myślałem, żeby gonić za peletonem ale oboje z Mateuszem złapaliśmy dobry rytm i szkoda było się z niego wybijać. Za Locknitz trochę zadyszki na hopkach a potem już przez Grambow do Lubieszyna i za Dołujami zaciągamy pod czwórkę z przodu bo są tam ku temu warunki. Rogatki Szczecina mijamy ujechani z przeciętną 31,5 - dobry wynik jak na tą porę roku, przynajmniej dla mnie :) Samopoczucie super, noga ok choć tętno stosunkowo wysokie ale to pewnie przez "nicnierobienie" w ciągu ostatniego tygodnia.
Dzisiaj krótko po pracy, ostatnio mordowałem się dwa dni pod rząd do 20stej i nie było mowy o rowerze. Dziś nie wytrzymałem i zaraz po przyjściu wskoczyłem w "mundur" i na szoskę. Przy okazji miałem sobie potestować nowe pedały Look Keo Classic - podobno bezkonkurencyjne w kwestii cena/jakość/waga. Pierwotnie miałem jechać na pętlę Dobra-Bartoszewo ale na wjeździe w Wojska Polskiego spotkałem Pawła, który jechał na nocne kręcenie po mieście. Ustawił się z Piotrkiem na Moście Długim. Nie trzeba mnie było długo namawiać i pokręciliśmy już w dwójkę na punkt zborny ścigając się z autami. Na moście jednak nikt oprócz nas się nie pojawił więc po 5 min czekania wróciliśmy z powrotem w kierunku domów. Najpierw podjazd Wyszyńskiego i ściganie z swingową siódemką hehehe. Szliśmy łeb w łeb :) Potem już spokojniej i na Wawrzyniaka każde rozjechało się w swoją stronę. Dzięki Paweł za jazdę! Szoska lodzio miodzio! :)
Sobotni poranek przywitał nas słoneczną, wiosenną pogodą. Zgodnie z ustaleniami po śniadaniu wyruszyliśmy z Gosią na wycieczkę. Ruszyliśmy najpierw na Głębokie gdzie mieliśmi zatankować jakiż izotonik do bidonu. Tam spotkaliśmy przejeżdżających akurat Pawła i Adriana, którzy pomykali sobie na szosówkach. Zatrzymali się i chwilę pogadaliśmy, cel podróży mieliśmy w sumie zbieżny ale z my planowaliśmy dzisiaj tempo wycieczkowe i nie chcieliśmy ich spowalniać więc po krótkiej pogawędce harpagani ruszyli dalej, a my niedługo po nich. Za Tanowem mijamy grupkę młodzików z Bo-Go, którzy na wyznaczonym odcinku trenowali chyba sprinty. Grupka młodych kolarzy szybko jednak zwinęła żagle i w peletoniku pojechała po naszych śladach. Mieliśmy przewagę ok. 1-2 min i zastanawialiśmy się czy dojdą nas przed Dobieszczynem. Peleton wchłonął nas dopiero na kilkadziesiąt metrów przed Dobieszczynem hehehe. Mogliśmy mu uciec ale dziś Małgosia kręciła swoją pierwszą setkę w sezonie (czyli drugi wypad na rowerze od jesienie hahaha) i nie na ręke by było, aby się ugotowała na początku trasy. Muszę to jednak nadmienić, że asekuracyjnie bo asekuracyjnie, ale tempo wcale nie było jakieś słabe i przelotowa oscylowała w okolicach 23-30km/h. Po drodze mijaliśmy mnóstwo rowerzystów i większość z nich to amatorzy szosowania - fajnie. Na wysokości przejścia granicznego mijamy się z ustawką z Głębokiego i przy okazji spotykamy ponownie Pawła i Adriana wypasających się w słońcu. Znów pogawędka i po kilku minutach kręcimy już razem do Rieth. Jedzie się fajnie, w grupie zawsze czas szybko mija i tempo całkiem całkiem. Na przystani w Rieth mały popas i chwila dla fotoreporterów. Potem żegnamy się z kolegami, którzy odbijają do Altwarp a my kręcimy po śladach do Hintersee i dalej na Glashutte. Na trasie kolejne spotkanie: znajomy kolarz na klasycznym Colnago czyli Daniel! Znów krótki postój na trzy słowa ale wszystkich nas trochę czas goni więc żegnamy się z zapewnieniem ustawienia jakoś niedługo na wspólny trening. Kolejno mijamy Grunhof, potem hopka przed Pampow, w Blankensee mijamy granicę i przez Buk i Dobrą kierujemy się z powrotem do Głębokiego.
Grupa pościgowa BoGo :)
Sielanka...
Margareta w marcowym słońcu
Paweł coś upolował przez obiektyw
A Adrian wciąż poluje...
Ktoś wie co to za ruiny na wyspie naprzeciwko Rieth?
W końcu! Robactwo już wylazło a jak mówił kiedyś mój profesor od zoologii jak robactwo wyłazi to dopiero można mówić o wiośnie, robactwo się nie myli, 400mln lat sukcesu ewolucyjnego zobowiązuje hahaha W domu byłem dopiero o 17:30 ale pogoda ładna więc było jeszcze jasno, 5 minut nie minęło i już kręciłem na Głębokie w krótkich spodenkach! I było ciepło :) Super! Podjazd pod Miodową, potem zjazd i przez Wołczkowo i Bezrzecze powrót na Pogodno. Jutro wycieczka z Małgorzatą i mam nadzieję, że prognozy się sprawdzą.
Pozdrowienia dla Pawła! Sorrki, że się nie zatrzymałem, ale czas mnie naglił (obiad ;P).