Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100-200km

Dystans całkowity:4755.78 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:175:35
Średnia prędkość:27.09 km/h
Maksymalna prędkość:66.84 km/h
Suma podjazdów:9182 m
Maks. tętno maksymalne:196 (99 %)
Maks. tętno średnie:170 (85 %)
Suma kalorii:100642 kcal
Liczba aktywności:40
Średnio na aktywność:118.89 km i 4h 23m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
108.32 km 0.00 km teren
03:25 h 31.70 km/h:
Maks. pr.:61.50 km/h
Temperatura:22.0
HR max:186 ( 94%)
HR avg:160 ( 81%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2744 kcal

Trening #57 Głębokie

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · dodano: 15.08.2013 | Komentarze 1

Miałem nie jechać ale jakoś wcześnie mi się wstało więc sobie wyjechałem. Jak se tak wyjechałem, to se podjechałem na Głębokie zobaczyć czy się ustawka zbiera. Zebrała się. Ze dwudziestu kolarzy. Myśle sobie "łan kozie ded" pojadę z nimi na ile mi sił starczy. Szczęśliwie dzisiaj poza kilkoma mocniejszymi depnięciami była baja 30-40km/h więc jechało się naprawdę przyjemnie. Na zmianach co prawda puls 170-180 ale to wynik braku regularności. Noga po korekcie siodełka ma więcej mocy więc nie odcinało. Pojechaliśmy do Schonow (gdzieś na wysokości Gartz) bo ekipa chciała obadać finisz niedzielnego niemieckiego wyścigu. Przed samym Schonow naprawdę godny zjazd (który w drodze powrotnej był fajną ścianką). Grupa rozbujała się ponad 60km/h. Robiło wrażenie. I ten szum wysokich stożków... Kolarska poezja. Potem ścianka na której ekipa się porwała a na szczycie sikustop. Po przerwie nawrotka i wracamy po śladach. Na podjeździe znów wszystko się rwie, czołówka gna do przodu, z tyłu kilka osób a ja w środku między nimi jadę swoje. Dochodzi mnie jeden gość i gdy się wypłaszcza to podkręcam tempo. Jadę mocno bo jest kontakt wzrokowy z czołówką więc ambicja nie pozwala odpuścić - jest szansa dojść. Lecimy ponad 40km/h i miłoby było odpocząc na kole. Kiwam łokciem ale bez reakcji. Trudno, cisne dalej. O dziwo wytrzymuje i dojeżdżamy w końcu grupę, która trochę zwolniła. Krótkie "Dzięki!" zza pleców i poklepanie po ramieniu wynagradza ten rajd i brak zmiany :)
Żeby nie było tak różowo, kilka kilometrów dalej jedziemy znów pod małą hopkę. Jadę w trzeciej parze od końca. Robi się ciasno jak to na podjeździe i niestety osobie przede mną cofnęło rower i liznąłem koło, gibnęło mnie na stronę kolegi z pary ale się utrzymaliśmy, niestety wtedy ktoś za mną liznął moje koło i się wyłożył. Na szczęście prędkość nie była zbyt duża i nic poważnego się nie stało. Mimo wszystko koło wyłożonego kolegi trochę scentrowane, w kasku uszkodzony fasunek więc zdecydowałem sie zostać i dociągnąć kolegę do Szczecina jako, że pośrednio byłem "sprawcą" tego upadku. Także ostatnie 40km jechałem ciągle na czubie ale z lekką pomocą wiatru trzymałem dobre, solidne tempo. Na koniec rozjazd i pogaduchy. Kolega bardzo wyrozumiały i sympatyczny także żadnego kwasu nie było. Jak sam powiedział: takie sytuacje są wpisane w ten sport. Ja niestety mimo wszystko mam wyrzuty sumienia, chociaż niewiele więcej w tamtej sytuacji mogłem zrobić.

HZ: 3%
FZ: 48%
PZ: 49%

P.S. Pamiętacie jak było rok temu 15 sierpnia? Pogoda identyczna! :)


Dane wyjazdu:
127.93 km 0.00 km teren
03:43 h 34.42 km/h:
Maks. pr.:57.10 km/h
Temperatura:21.0
HR max:188 ( 95%)
HR avg:162 ( 82%)
Podjazdy:390 m
Kalorie: 2958 kcal

Trening #39 Kolarski wpierd....

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 8

Mateo zażyczył sobie dostać w ten weekend wpierd... Czyli z założenia nie miało być lekko. No i nie było. O 9:15 ustawiliśmy się na Głębokim. Pojawiła się mocarna ekipa czyli oprócz wspomnianego wyżej:
Organizator Robert, Grzesiek, Romek, Daniel, Bartek, Michał i Piotr z Calbudu a nawet Krzysiek do nas zawitał przypadkiem.
Także peletonik zacny.

Do Blankensee jeszcze w miarę lekko 32-35km/h. Za granicą się zaczęło... Licznik rzadko pokazywał cyferki poniżej 35km/h a coraz częściej pojawiała się czwórka z przodu. Wiatr nie wiatr - trzeba było mocno pracować, nawet na kole. Grzesiek od początku skakał sobie mimo tempa jak gazela, robił zmiany za trzech, no niesamowita moc... Inna liga. Ja z Mateuszem jechaliśmy racjonalnie, oboje nie narzekamy na zwyżki formy więc aby przejechać cały zaplanowany przez Grześka dystans trzeba było jechać oszczędnie. Mimo to dostałem po nogach aż miło. Po 50-tym kilometrze normalką były już zaciągi z piątką z przodu, grupka tasowała się do wężyka i każdy nerwowo pilnował koła. Zdarzyło się parę razy strzelić, ale niestety nie byłem w stanie wytrzymać morderczego tempa jakie Grzesiek z Robertem narzucali na hopach. Widać, że ostro przepracowana zima i (już!) tysiące kilometrów wyjeżdżonych w tym sezonie przynoszą skutki. Na jednej takiej sztajfie totalnie odbiło mi korby. Jechałem akurat na kole Grzesia, ale nie byłem w stanie za chiny utrzymać. Od Penkun już znośne tempo (czyt. gdzieś w okolicach 40km/h). W między czasie robimy przerwę na jakiejś trawce przed niemieckim gospodarstwem. Bidony mam na wyczerpaniu, Daniel też, ale podeszli my do płota, zatarabanili w dzwonek i starsza Niemka słysząc nasze błagalne "Wasser! Wasser!" przyniosła nam w dzbanku wody i bidony znów pełne :) Uratowało nam to tyłek bo na oparach jakie miałem w moim baku daleko bym nie zajechał, a do granicy było jakieś 40km.
Podsumowując: bardzo mocny trening. Czuje się jak po wyścigu. Z resztą na takim dystansie taki czas to moja życiówka. Nie przepadam za takimi długościami w takiej intensywności, nie mam tak wypracowanej wytrzymałości i po 80-tym kilometrze przychodzi zwykle bomba. Poza tym brakuje siły na hopach, za szybko uda pieką. Trzeba dalej katać Miodową. Puls praktycznie cały czas w strefie mieszanej albo grubo powyżej progu. Mam nadzieję, że ta wyrypa godnie wejdzie z nogi i coś tam ruszy do przodu.

Dzięki Panowie za tą niedzielną masakre! :)

HZ: 5%
FZ: 37%
PZ: 57%


Ekipa na starcie


Sikustop


Kozaki :D


Piknik!

Dane wyjazdu:
100.68 km 0.00 km teren
03:12 h 31.46 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:154 ( 78%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2536 kcal

Trening #31 Majówka z koxami

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 01.05.2013 | Komentarze 7

Wczoraj dostałem esemesa od Romka z propozycją treningowej majówki. No se myślę, że w porzo opcja, od Gosi dostałem zielone światło na urwanie kilku godzin z rana więc potwierdziłem obecność. Był jeszcze Grześ na swoim ultrazajebistym Moserze UnoUnoUno (rakieta...) no i w Dobrej dojechał do nas Daniel na równie włoskim Colnago.

Koksiarska ekipa nie zapowiadała lekkiego tempa i pomimo początkowych zapewnień dla mnie było konkret. Pojechaliśmy pierwsze kilometry z Mastersami z Głębokiego a potem odbiliśmy na Buk i Blankensee. Tam po falbankach do Bismark i dalej już prowadził Daniel bo ja bardzo średnio znam tamte rejony NRD. Trasa szybka ale i nie łatwa. Były odcinki bruku, asfalt ciągle wił się zakrętami to w górę to w dół. Potem dłuuuugi podjazd, który przechodził w całkiem imponujący zjazd. Na czubie Grześ z Romkiem ale jechali dość zachowawczo testując pozycję aero. Niewiele myśląc jak ostatni trzepak wyszedłem z koła, depłem ja, zasapałem ja i rozkręciłem ponad 60km/h. Niestety sprint rozpocząłem kilka sekund za wcześnie przez co ugotowałem się tuż przed tablicą. Wykorzystał to Grzesiek, który poszedł za mną w pogoń no i krecha jego. Harcowanie przypłaciłem chwilowym zgonem bo po tym fajnym zjeździe znów zaczął się mniej fajny podjazd. Zostałem z tyłu, ale chłopaki zrobili postój na szczycie więc była chwila na złapanie oddechu. Dalej już bez szaleństw, swoim tempem uderzyliśmy w kierunku Locknitz. Na bodajże 70-tym kilometrze dochodzi nas kilku ścigantów z Głębokiego, którzy w milczeniu, pełni zadumy wyprzedzają nas swoim pociągiem. Jeden z nich jednak już chyba miał dość bo został w naszym pośpiesznym zamiast w ich ekspresie. No ale gdy tylko nas wyprzedzili to dziwnie zwolnili i tak jechaliśmy ze stałą stratą kilkuset metrów. Przegrupowanie, Grześ na czub, wrzuca szóstkę i heja. Odwalił kawał dobrej roboty i mozolnie zespawał naszą grupkę z Mastersami. Tym ostatnim jednak chyba się to nie spodobało i przed Locknitz na płaskim uda zapiekły, peleton rozkręcił się ponad 50km/h, założyli ranty... Kilku strzeliło w tym i ja. Mimo wszystko i tak jestem zadowolony, że w miarę możliwości trzymałem się w grupie.
W Locknitz postój przy kocie, Daniel odbija na północ na Dobieszczyn a my w trójkę prosto na Lubieszyn. Długo z chłopakami nie jechałem bo przyszło to co musiało przyjść po takich szaleństwach czyli konkretny zgon. Pożegnałem się z chłopakami i podziękowałem za holowanie. Dojechałem do granicy i czym prędzej udałem się na Orlen po coś słodkiego. Sewendejs maxi (a co...) postawił mnie na nogi i dał paliwa na ostatnie kilka kilometrów. Ujechałem się...

Dzięki Panowie za fajny i towarzyski wypad. Odbuduję formę to pokręcimy coś mocniejszego.

Przetestowałem też nowe gumy. Padło na Michelin Pro 3 Race. Fajne, dużo "cieńsze" po napompowaniu niż Hypersoniki i ładnie niosą. Ale największą zaletą jest to jak kleją się w zakrętach. Bajka! Na Duro nie mogłem się tak składać. Jak wytrzymają te 5000 kilometrów to będe zadowolony.


Peleton przed Dobrą


Doncz ju noł pampit ap, ju gat tu pampit ap :D


Niuniuś :P

HZ: 12%
FZ: 43%
PZ: 40%

Dane wyjazdu:
102.40 km 0.00 km teren
03:39 h 28.05 km/h:
Maks. pr.:44.70 km/h
Temperatura:5.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:156 ( 79%)
Podjazdy:706 m
Kalorie: 2813 kcal

Trening #25 Samotna setka i jestem w d....

Niedziela, 7 kwietnia 2013 · dodano: 07.04.2013 | Komentarze 6

Już się wybierałem na spotkanie z kolegami czyli Robertem, Bartkiem i Marcinem, pompuje przednie koło i BUM! Strzelił wentyl. Poszła z rana soczysta wiązanka i zabrałem się za wymianę dętki. Jazdę z chłopakami odpuściłem bo nie chciałem ich opóźniać, poza tym miałem ograniczony limit czasowy.
Po pierwszych kilkuset metrach wiedziałem, że lekko dziś nie będzie. Puls jak na mnie jakiś masakryczny. 27-29km/h i 165-175??? Halo halo coś jest nie tak. Przez pierwszą godzinę chyba ani razu nie zanotowałem wartości poniżej 150 a średni oscylował w okolicach 165 przy przeciętnej prędkości 28,4 km/h. ŻENUA. Wiatr niezbyt silny ale k.... ciągle w mordę. Pojechałem na Dobieszczyn z zamiarem pokręcenia dużej pętli przez Locknitz i górki w Ramin i Grambow. Wiatr pizgał z północy i do granicy na młynku więc sobie myślę, że po nawrotce na południe będzie spoko. Taki uj. Znów kurde w morde. Mniej lub bardziej bocznie ale w mordę. Doczłapałem się do Locknitz po drodzę mijając się (i nie poznając) z chłopakami. Puls pomało pomału zaczął się normować ale nie umiałem się rozkręcić powyżej 30km/h przy zachowaniu strefy. No masakra jakaś. Nie wiem co się działo, czy się przemęczyłem czy co? Albo wychodzi nieregularność treningów. W każdym razie jestem w totalnie słabej dyspozycji porównując do formy z przed dwóch, trzech tygodni. Trochę załamka człowieka ogarnia ale nie wolno się poddawać. W tygodniu mam zamiar z 2-3 razy wyjechać na 1,5-2h i trochę usystematyzować treningi bo dobrze nie jest. W Locknitz przerwa na ciasteczka i dalej na górki na Ramin. Od Ramin wiatr w plecy. Odcinek do Grambow mija szybko i przyjemnie ale bez szału. Potem na Lubieszyn. Oj wielką miałem ochotę skręcić już na Mierzyn i pojechać prosto do domu, byłem przemarznięty, nogi puste, pomimo słońca odczuwalna temperatura jak w środku zimy i ten wiatr. Przełamałem się jednak i pokręciłem Bismark i dalej przez falbanki do Blankensee dokręcając ostatecznie do setki. Plan wykonany. Ujechałem się jak wół.

HZ: 4%
FZ: 63%
PZ: 32%



Dane wyjazdu:
110.01 km 0.00 km teren
03:53 h 28.33 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura:2.0
HR max:191 ( 96%)
HR avg:148 ( 75%)
Podjazdy:392 m
Kalorie: 2761 kcal

Trening #21 Wyrypa z Głębokim

Niedziela, 17 marca 2013 · dodano: 17.03.2013 | Komentarze 6

Dzisiejszy odcinek sponsoruje literka "W" jak... no... kto zgadnie? Tak! WIATR! A raczej wichura.
Tradycyjnie o 10:00 spotkałem się na Głębokim ze szczecińskimi Mastersami, po chwili pojawił się także Mateo i Piotrek. Jedziemy. Ruszyliśmy na Dobrą. Jechało się obrzydliwie lekko... Czyli zimny wiatr dmie ostro w plecy a powrót będzie rzezią niewiniątek. Ale my uprawiamy KOLARSTWO a nie haratanie w gałę więc trzeba było otrzeć łzy i zmierzyć się z nieuniknionym. W Dobrej skręcamy na hopki do Lubieszyna i dalej na Grambow. Mastersi robią dosyć długie zmiany i lekko mnie (i Mateusza) ta strategia niepokoi. W końcu za Grambow przychodzi ta chwila, ten moment, wychodzimy na czuba. Wiatr na tym odcinku daje w plecy ale trzeba wykorzystać warunki i podkręcić tempo. Lecimy 38-45 a hopki łykamy jak młode rekiny. Jedzie się dobrze i chyba straciliśmy rachubę czasu w rezultacie dając za długą zmianę. Mateo troszkę się przysmażył, schodzimy a w peletonie robi się na końcu jakieś dziwne przetasowanie przez co tracimy kontakt z główną grupą. Jak sytuacja się wyklarowała byliśmy stratni kilkaset metrów, Mateusz wskakuje na koło i gonimy. Lekko nie było ale dochodzimy peleton w Locknitz i dalej lecimy na północ na Rothemklempenow. Wiatr kręci między drzewami ale tempo jest w sam raz, ani za mocno ani za wolno. Mijamy kolejne niemieckie wioseczki i w Hintersee skręcamy na szosę do Ahlbeck. Znowu dmucha w plecy i znowu tempo rośnie. Potem nawrotka w samym Ahlbeck i pod wiatr dajemy do granicy. Tempo spada wprost przeciwnie do obciążenia. Wiatr nie pozwala się rozkręcić powyżej 30km/h. W końcu coś się zaczyna dziać na czubie i grupa rozciąga sie w piękny pociąg. Rowerami rzuca od podmuchów, idzie mocny zaciąg, zmiany szybkie i ogólnie ogień. Droga się wije i co chwila albo gęsiego, albo ranty i do tego trzeba pilnować koła. Przede mną jedzie Piotrek, wychodzi na zmianę, ja za nim, na liczniku 32-33km/h a tętno 174-180! Po chwili schodzi, uderzenie wichury jakbym dostał młotem, utrzymuje i lekko poprawiam, tętno szybuje pod 190. Uda na zapieku, płuca prawie wyplute, odwalam 500 metrów i schodzę wyjechany a oni jeszcze dokręcają. Widzę jak mijają mnie inni, za bardzo zwolniłem, nie podczepię się. Desperacko wstaje z siodła i próbuje kilkoma kopnięciami korby trochę zwiększyć prędkość. Czekam na wolne miejsce, ostatni puszcza koło, za ciasno jeszcze żeby wskoczyć przed niego, a jak luka robi się wystarczająco duża to już tylko podziwiałem odjeżdzający pociąg. Lekcja pokory :) Nie było szans dojść, nie w tym wietrze, nie z tą nogą. Doczłapaliśmy się z Piotrkiem do Hintersee i tam poczekaliśmy na Mateusza, który po chwili też do nas dojechał. Dalej razem trochę po śladach (bo Dobieszczyn nieprzejezdny) na Glasshute i Gunhof. Udaje się utrzymać 31-34 km/h pomimo niekorzystnego wiatru. Tam odbijamy na leśną szosę do Pampow i zonk. Na asfalcie lodowisko. Podejmujemy ryzykowną decyzję aby przebić się te kilka kilometrów do Pampow z nadzieją, że tam będzie już sucho. Koledzy łapią z dwie gleby, mi naszczęście nie udało się przytulić do asfaltu choć nerwówka była. Wlekliśmy się tak wolno, że lepiej było iść z buta :D. Przed Pampow już sucho więc atakujemy hopę i dalej z potwornym wmordewindem mielimy na Blankensee. Przed granicą żegnamy się z Mateuszem i już we dwójkę z Piotrkiem wymęczamy ostatnie kilometry do Szczecina. Wyrypa, że hej!
Przyjechałem tak zmęczony, że prawie z roweru spadłem przed domem. Niezły hardkor ale wartościowy trening.


Mateusz


Peleton przed Ahlbeck


Piotrek vel "Wiggo" :D


Lekka i przyjemna wiosenna przejażdżka ;)


Wiosna... wiosna... wiosna ach to ty!


Dobra mina do złej gry :D

HZ: 22%
FZ: 55%
PZ: 23%

Dane wyjazdu:
109.03 km 0.00 km teren
03:50 h 28.44 km/h:
Maks. pr.:59.10 km/h
Temperatura:4.0
HR max:185 ( 93%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2796 kcal

Trening #15 Wysiadówka z Mateuszem

Sobota, 2 marca 2013 · dodano: 02.03.2013 | Komentarze 5

Pogoda pikna ino zimno. Mogłoby być troszkę cieplej bo na tak długich treningach nie trudno się wychłodzić.
W planach była ustawka z Głębokim. O 10:00 spotkałem się z Mateuszem i niedługo później Piotrkiem - na szosie ale bez bidonu :D. Potem dojechał jeszcze Marcin ale miał inne plany i nie jechał z nami.
Krótko po dzisiątej peleton rusza i zabieramy się na dojcze. Wszystko fajnie, jedzie się ekstra i w Wołczkowie... zaczyna mi pływać przednie koło. Kapeć. Odbijam w bok i jeszcze zaliczam dziurę nieźle testując wytrzymałość obręczy - na szczęście obyło się bez pęknięć i wykrzywień. Piotr zahipnotyzowany treningiem nie zauważył mojej pany i pojechał dalej z grupą. Mateusz jechał obok więc zobaczył, że odbiłem z grupy i poczekał aż zmienię dętkę. Poszło sprawnie, na oko straciliśmy jakieś 5-6 minut. Dałem do pieca i postanowiliśmy gonić niestety taka strata przy tak licznej grupie i wietrze była nie do odrobienia. Z resztą jak się później okazało w Buku, gdzie spotkaliśmy dwójkę innych kolarzy, grupa pojechała w Dobrej na Lubieszyn a nie ja my na Blankensee. Ostatecznie daliśmy sobie spokój i swoim tempem pokręciliśmy na Locknitz. Fajnie się jechało choć wiatr nieźle spowalniał. Było chwilami 23km/h przy pulsie 175 :). Cóż... W Locknitz przy kocie krótki postój na dopompowanie mojego koła i uderzamy na północ do Ahlbeck. Za Hintersee wmordewind taki, że łeb urywało i nieźle wychładzało. Jakoś dowlekliśmy się do Ahlbeck gdzie znów zrobiliśmy krótką przerwę na batona i zabraliśmy się w drogę powrotną przez Dobieszczyn. Dzisiaj noga dobrze mi podawała i pomimo sporej objętości nie miałem jakiegoś większego kryzysu. Mimo to długa prosta do Tanowa nieźle nas wymęczyła psychicznie. Nienawidzę tej drogi. W Tanowie znów postój na podładowanie cukrów w sklepie - dzięki Mateo za Pepsi! :) Potem już spokojnie ścieżkami do Głębokiego. Pożegnałem się z kolegą i dokręciłem do setki po Miodowej i dalej Duńską i obwodnicą na Pogodno. Świetny trening. Puls w ryzach, czułem się świeży i mocny. Żałuję, że nie udało się zabrać z grupą ale jeszcze będą okazje. Zrobiliśmy sobie za to mocniejszy i długi trening we dwójkę, który myślę, że przyniesie większe korzyści. Nie ma że boli :)


Mateusz i Piotr na Głębokim


Ja z Piotrem :)


Pit Stop w Locknitz


Panoramka


Molteni :)


I krótki klip z dzisiaj, enjoy:


HZ: 14%
FZ: 70%
PZ: 13%

Dane wyjazdu:
106.62 km 0.00 km teren
03:37 h 29.48 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max:185 ( 93%)
HR avg:143 ( 72%)
Podjazdy:476 m
Kalorie: 2509 kcal

Trening #12 Pierwsza setka

Niedziela, 17 lutego 2013 · dodano: 17.02.2013 | Komentarze 3

Trzeci raz z rzędu niedziela z Głębokim. Nie żałowałem bo choć pogoda pod psem (wilgotno, mglisto, około 0 stopni) to frekwencja dopisała - na oko było coś pod czterdziestu chłopa i jedna pani. Za Bock spotykam Tomka ale tylko krótko się witamy. Taką grupą kręciliśmy do Locknitz gdzie się porwało ale większa część pojechała dalej w kierunku Prenzlau. Za Brussow w miejscowości Carmzow pada decyzja o nawrotce i po śladach wracamy do Szczecina. W Dobrej żegnam się i odbijam na Bartoszewo dokręcić do setki. Potem jeszcze Miodowa (nie było tragedii :)) i powrót obwodnicą śródmiejską na Pogodno.
Tempo już sporo wzrosło w stosunku do tego co było dwa tygodnie temu. Chłopaki rozkręcali się za Locknitz pod cztery dychy i w sumie przez większość trasy na liczniku było od 33 do 42 km/h - nieźle. Strach się bać co będzie jak większość przejdzie na szosy. Wysiedzone ponad 3 i pół godziny w siodle. Super. Było trochę przypalanek ale głównie tlen, jestem zadowolony.
Wytrzymałość nienajgorsza jak na tą porę roku ale siła kuleje jak ja pierd.... Na sztywnych górkach gdzie idzie mocniej i trzeba depnąć to zwyczajnie nie mam z czego. Czas znów wrzucić w treningi serie na Miodowej.

HZ: 35%
FZ: 34%
PZ: 26%

Dane wyjazdu:
120.33 km 0.00 km teren
04:10 h 28.88 km/h:
Maks. pr.:50.90 km/h
Temperatura:21.0
HR max:191 ( 96%)
HR avg:144 ( 73%)
Podjazdy:516 m
Kalorie: 3000 kcal

Trening #78 Cienizna

Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 04.09.2012 | Komentarze 13

Urlop się zaczął więc trzeba trochę go rowerowo wykorzystać. Trasa przez Dobieszczyn na Ahlbeck, dalej Egessin, Torgelow, Viereck, Pasewalk, Rossow, Locknitz, Bismark, Lubieszyn, Mierzyn, Szczecin. Puls jakoś dziwnie łatwo się wysoko wkręcał. Miałem przejechać tą pętle na luzie, w końcu mój "sezon startowy" się zakończył i pomału czas luzować nogę ale wymęczyłem się konkretnie. Nie wiem o co chodzi. Zauważyłem, że u mnie większą rolę przy wytrzymałości gra czas treningu niż jego intensywność. Dziś jechałem w tętnie 65-75% HR czyli umiarkowana intensywność a wyjechałem się już dość mocno na 60tym kilometrze. O co kaman? Dopiero co byłem o włos od zwycięstwa w Łobzie gdzie szedł gaz całe trzy godziny a teraz na lajtowym treningu po drugiej godzinie łapie mnie konkretny dołek? Fakt, że trasa grubo pod wiatr, dość chłodny, dopiero w Pasewalku zaczęłem jechać z korzystnym. Mimo wszystko nierozumiem skąd ten kryzys... Na końcowych 30 kilometrach to puls szalał jak pojeb...! Wystarczyło, że trochę mocniej zakręciłem i od razu strzelał pod 170. Jak się zatrzymywałem na światłach to spadał wolno do 140 (normalnie szybko opada do 110-115).

Poza tym było super, bez spiny na dobry czas, w końcu luźna jazda.

Przydało by mi się coś takiego w Gorzowie :D
&feature=relmfu


HZ: 32%
FZ: 49%
PZ: 17%

Dane wyjazdu:
106.92 km 0.00 km teren
02:57 h 36.24 km/h:
Maks. pr.:55.60 km/h
Temperatura:18.0
HR max:192 ( 97%)
HR avg:165 ( 83%)
Podjazdy:340 m
Kalorie: 2458 kcal

VII Łobeski Maraton Rowerowy im. Eugeniusza Gostomczyka

Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 25.08.2012 | Komentarze 10

Powrót do korzeni można by powiedzieć, bo to od łobeskiego ścigania zaczęła się moja przygoda z maratonami szosowymi. Przed ósmą pojawiliśmy się w Radowie Małym, odebrałem pakiet startowy i przywitałem się z kolegami od kółka czyli Henrykiem Bętlewskim ze Słupska, Michałem Dowczyńskim i Maćkiem Walczakiem z Piły, Mirkiem Wojtasiem z którym startowałem w tej samej grupie no i szczecińską ekipą contadorów czyli Madzią, Romkiem, Grzesiem, Robertem i Mateuszem.

Moja grupa startowała jako trzecia i miałem w niej jednego konkurenta w M2 oraz jednego zawodnika w M1, których to postanowiłem się trzymać. 15 min rozgrzewki i czas ruszać. 9:03 startujemy, idę na czub i po 300 metrach... jadę sam. Super. Dochodzi mnie Wojtek Lech z M1 i jego kolega Karol Pietrzak z M2. Wojtek podjeżdża i widząc naszą przewagę kilkuset metrów nad grupą pyta: jedziemy? No jasne, że jedziemy... I lecimy ostrym tempem we trójkę zostawiając resztę w tyle. Na pierwszej ścianie kręce trochę za mocno, puls strzela pod 192 a chłopaki zostają kilka metrow w tyle. Trzeba bardziej oszczędzać siły. Młody co chwila podkręca po moich zmianach, jakby chciał mnie urwać, ale mu się nie udaje choć przez te szarpaniny odzywają się skurcze. Koledzy mocni więc tempo leci konkretne. Na tyle konkretne, że na 35 kilometrze doganiamy grupę startującą przed nami a plażowo to oni nie jechali. W końcu chwila wytchnienia bo jazda we trójkę a jazda w dwunastkę to spooora różnica. Ekipa dobrze kręci, nikt na razie się nie opieprza więc lecimy sobie po łobeskich górkach co chwilę wyprzedzając kolejnych zawodników. Trasa jest wymagająca, już zapomniałem ile pagórków i ścianek się na niej znajduje, Gorzów czy Świnoujście to o wiele łatwiejsze maratony jeśli chodzi o ukształtowanie terenu. Wraz z mijającymi kilometrami nasz peleton topnieje z dwunastu do kilku kolarzy. Od Starogródka do Reska tempo poza zjazdami trochę siada, widać zmęczenie. Ja też czuję w nogach gonienie przez pierwsze czterdzieści kilometrów, łatwo nie było. Większość trasy jest już jednak przejechana, zostało 20 km do mety więc trzeba się utrzymać. Na szczęście reszta też już przygasa więc nie mam problemów ogarnięciem ich tempa. Kilkanaście kilometrów przed metą grupa zaczyna się już czarować, prędkość siada i robi się spacerniak pod 30km/h. Pilnuję moich konkurentów. Wojtek ewidentnie wziął sobie mnie na celownik bo co chwila zerka do tyłu i kontroluje gdzie się znajduję w stawce i jak sobie radzę. Tuż przed Radowem Małym postanawiam pojechać ten finisz z głową, koniec z filantropią. Grupa się miesza, każdy chce oszczędzić jak najwięcej sił na końcówkę, siadam na kole Wojtka i nie pozwalam mu się urwać beze mnie. Kolega wyraźnie poirytowany tą taktyką zjeżdża to do lewej to do prawej. W końcu dwa kilometry przed kreską robi pierwszy skok. Wyrywa jak szalony i rwie ponad cztery dychy, szybko reaguję i go dochodzę w ciągu kilku sekund, choć nie powiem, że było łatwo. Odwraca się, patrzy, nie urwał. Zniesmaczony zwalnia i grupa znów nas dochodzi. Jedziemy jeszcze tak kilkaset metrów i znów to samo - skok. Nie daje się... ciągne za nim co sił. Czekam aż się w końcu ugotuje, nie może być aż tak mocny! Uda pękają z bólu bo kolega nie odpuszcza i cały czas leci w trupa ale zaciskam zęby i utrzymuję koło. Dajemy we dwójkę, reszta odpuściła... Rywal w końcu się wyjeżdża i zwalnia, wtedy następuje zakręt, biorę go po wewnętrznej, wychodzę z koła, wpadam w ostatnią szykanę na pierwszej pozycji... Udało się wygrać finisz z grupy! Bardzo mnie to ucieszyło i podbudowało bo w poprzednich wyścigach zawsze miałem z tym problem.

Czuję, że może być dobrze...

Wyniki:
Mini M2 szosa - 2/5 - strata do pierwszego 17s
Mini OPEN - 3/64 - i z tego wyniku jestem baaaardzo zadowolony :)

Ogólnie pojechałem na maksa, udało się dojść wcześniejszą grupę i jeszcze wygrać finisz. Poza tym podium w OPEN też piechotą nie chodzi i trzecie miejsce cieszy mnie bardziej niż drugie w kategorii. Jak dotąd to najlepiej pojechany przeze mnie wyścig i co najważniejsze z głową. Szkoda troche tego czarowania na koniec bo może Maciek Walczak nie dołożyłby mi 17 sekund i miałbym... ech... gdybanie, i tak jest dobrze :)
Tylko dystans jakiś pomerdany bo niby 100 km, a każdemu wychodziło ponad 105.
Mi z licznika wyszło 106,92km ze średnią 36,1 km/h

Graty dla reszty szczecińskiej ekipy szosowej za wyniki i świetną atmosferę przed i po zawodach!

No i krótka fotorelacja autorstwa mojego dyrektora sportowego czyli Gosi - dzięki Kochanie :)

Start mojej grupy i moje pomarańczowe oblicze


Finisz. Młody ostro zagina ale nie dał mi rady :P


Prawie kompletna ekipa szczecińskich koxów, od lewej: Grześ, Romek, ja i Mateusz.


A po wyścigu czas na pogaduchy, śmiechy, zimny browar i kiełbaskę :D


Dekoracja :)


Było tak :)


Nasza trzyosobowa ucieczka - zdjęcie z supermaraton.org

Endomondo

HZ: 1%
FZ: 32%
PZ: 67%

Dane wyjazdu:
111.66 km 0.00 km teren
03:35 h 31.16 km/h:
Maks. pr.:45.30 km/h
Temperatura:16.0
HR max:175 ( 88%)
HR avg:144 ( 73%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2478 kcal

Trening #67 Ueckermunde z Pawłem

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 21.07.2012 | Komentarze 4

Ustawka z Pawłem o 9:30 na Głębokim. Pogoda bardzo rześka ale ładna (nie licząc dość mocnego chwilami wiatru). Dzisiaj miało być lżej, bez ognia ale za to dalej i założenia udało się spełnić. Na spontanie wybrałem trasę na Ueckermunde i tam też ruszyliśmy. Do Pampow towarzysko a potem już troszkę mocniej po zmianach. Wiatr mocno dawał się we znaki ale dobrze nam poszło i trasa szybko minęła. Po drodze mijaliśmi mnóstwo globtroterów rowerowych obładowanych sakwami. Szosowców za to jak na lekarstwo. W Ueckermunde postój wydłużył nam się do 0,5h bo zagadała nas dwójka rowerzystów, jeden z Władysławowa, któremu Paweł objaśniał trasę a ja pogadałem z jakimś starszym Niemcem, który jednak mówił łamaną polszczyzną i przedstawił się jako członek szczecińskiego PTTK. Ciekawe kto to taki?
Trasa powrotna poszła trochę szybciej bo wiatr częściej nam pomagał niż przeszkadzał. Przed Tanowem już mi trochę bateria siadła i włączyło się ssanie ale kompan z ochotą przystał na propozycję krótkiego popasu przed sklepikiem hehehe. Potem już rura do Szczecina i rozjechaliśmy się do domów. Super wypad, fajnie się jechało.

Puls spoookojny, noga zaskakująco świeża, kręciła aż miło. Fajny treningowy tydzień mi wyszedł :)


Rynek w Ueckermunde


Maszyny stygną przed piekarnią


Idzie zaciąg

HZ: 21%
FZ: 66%
PZ: 10%