Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100-200km

Dystans całkowity:4755.78 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:175:35
Średnia prędkość:27.09 km/h
Maksymalna prędkość:66.84 km/h
Suma podjazdów:9182 m
Maks. tętno maksymalne:196 (99 %)
Maks. tętno średnie:170 (85 %)
Suma kalorii:100642 kcal
Liczba aktywności:40
Średnio na aktywność:118.89 km i 4h 23m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
114.66 km 0.00 km teren
03:48 h 30.17 km/h:
Maks. pr.:54.90 km/h
Temperatura:23.0
HR max:185 ( 93%)
HR avg:147 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2678 kcal

Trening #63 Tleeeenik z mocną końcówką

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 15.07.2012 | Komentarze 5

Miałem jechać sam ale w ostatniej chwili, dosłownie jak już stałem ubrany i miałem wychodzić zadzwonił Eriko z propozycją wypadu. Chęć zgłosił również Krzysiek. Spotkaliśmy się na Głębokim i z małą obsuwą (jedyne 20 min :P) ruszyliśmy do Altwarp. Najpierw na Dobrą i Blankensee. Tempo raczej towarzyskie a chwilami totalne bajabongo poza kilkoma szarpnięciami. I tak sobie w miłej piknikowej atmosferze dojechaliśmy do Altwarp. Muszę przyznać, że nigdy tam nie byłem więc dzięki chłopaki za wskazanie drogi. Poza wahadłem i odcinkiem żwiru droga całkiem w porządku i fajnie się jedzie. W Altwarp małe szamanie i pogaduchy. Niebo zasnuło się ciężkimi, szarymi chmurami więc ruszyliśmy czym prędzej z nadzieją, że uciekniemy przed oberwaniem. No i udało się, trochę tylko pokropiło ale reszta drugi na sucho. Za Ahlbeck, na 85 kilometrze żegnam się z chłopakami bo trochę kończy mi się limit czasu, dokładam do pieca i lecę solo na Szczecin. Puls szybko rośnie i z AVG 139 robi się 147 więc nieźle zapitalałem... Ale ładnie się wkręciłem na obroty i trzymam dobre tempo (HR 165-175). Za Dobieszczynem wyprzedzam znajomą kolumnę w składzie Misiaczowa, Misiacz oraz Jarrek. Nie chcę jednak wypadać z rytmu więc pozdrawiam ich tylko krótkim "hej!". Za Tanowem łapie mnie niezły kryzys ale nie daje się i poniżej 30stki nie schodzę. Za Pilchowem na zjazdach jeszcze dokręcam i do domu przyjeżdżam nieźle wyjechany...

Dzięki koledzy za fajny trening i humory na trasie :)
Do następnego!


Krzysiek


Jest git!


Moja gęba też się znalazła, kur... zapomniałem dziubka zrobić :P


Sielankowe widoczki w NRD


Eriko


Na przystani w Altwarp


:P


Ciemne stalowe chmury prawie nas zlały ale wrzuciliśmy 6-tkę i zwialiśmy


Okulary prawdziwego weight weenie, zawsze to kilka gram mniej i potem ogień na podjazdach :D


Wycieczka była no to muszą być fotostopy - chłopaki focą widok na Nowe Warpno

HZ: 23%
FZ: 45%
PZ: 30%

Dane wyjazdu:
124.11 km 0.00 km teren
04:14 h 29.32 km/h:
Maks. pr.:65.90 km/h
Temperatura:22.0
HR max:196 ( 99%)
HR avg:145 ( 73%)
Podjazdy:818 m
Kalorie: 3106 kcal

Trening #56 "Wycieczka" do Schwedt

Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 23.06.2012 | Komentarze 7

Na propozycję wspólnego lekkiego treningu odpowiedziało śmiałkow trzech w składzie (w kolejności przybycia):
Robert
Eriko
Grzesiek
Miał być jeszcze czwarty ale zaspal więc gdy tylko minął studencki kwadrans ruszyliśmy na południe. Puls jakiś wysoki, może przez przeziębienie, jakoś mi dzisiaj się nie kręci. Droga do Kołbaskowa minęła jednak szybko i sprawnie choć wiatr nie pomagał. Potem już niemieckimi szosami kierujemy się do Gartz. Miasteczko wita nas brukowaną nawierzchnią, która trzęsie porównywalnie do średniej jakości polskiego asfaltu. Prowadzę chłopaków w kierunku przystani kajakowej skąd dalej, już ścieżką rowerową na wale, kręcimy na Schwedt. Trasa malownicza więc szybko nam leci i w Schwedt meldujemy się pół godziny przed zakładanym czasem chociaż tempa zabójczym nazwać nie można. Dalej na Krajnik i tam krótki popas przy sklepiku. Znów wpinamy się w bloki i zaczynamy powrót. Wiatr zmienia swoje nastawienie do nas i zaczyna nam nieźle pomagać więc prędkości rosną i zaczyna się fajna jazda. Górki nas trochę spowalniają ale jakoś je pokonujemy. Grześ z Robertem co chwila na nich skaczą i się próbują a my z Erykiem spokojnie, swoim tempem. Szybko przelatujemy przez Gryfino i tuż przed Szczecinem Eryk łapie gumę. Serwis idzie sprawnie dzięki pomocy Roberta. Koło napompowane więc jedziemy dalej. Skręcamy jeszczę w ulicę Marmurową i robimy sobie podjazd pod Panoramę. Puszczam chłopaków do przodu bo widzę, że są mocni. Sam jadę swoim tempem ale coś za szybko do góry nie wyrwali więc dochodzę Grześka i nawet go wyprzedzam o pół roweru. Ten jednak nie wiem skąd wynajduje dodatkowe siły i zaczyna mnie pomału kasować a ostatecznie dochodzi też Roberta i jeszcze poprawia. Minął się kolega z powołaniem :) Puls na Panoramie jak dla mnie kosmos, po pierwszych kilkuset metrach osiągnął ponad 190 a w końcówce doszedł do 196! A miałem jeszczę małą rezerwę, ciekawe ile wynosi faktycznie mój HRmax. W Zdrojach odbijamy na zachód do centrum i uderza w nas potężny wmordewind. Na liczniku 28-30 a tętno 170. Nie bawiąc sie w jazdę idiotycznie zaprojektowanymi ścieżkami rowerowymi ciśniemy Trasą Zamkową i wylatujemy przed Kaskadą. Szybkie pożegnanie i każdy rozjeżdża się w swoją stronę.

Dzięki chłopaki za super wypad! Się uśmiałem, się zmęczyłem i dobrze spędziłem czas, do następnego :)



Spotkanie na miejscu zbiórki


Pociąg z lokomotywą Robertem pędzi w stronę Kołbaskowa


Grześka i Roberta rozpierała energia i skakali sobie co jakiś czas


A my z Erykiem podziwialiśmy widoczki i w turystycznym tempie 30km/h "gnaliśmy" na południe


Wjeżdżamy do Gartz


Fota pod bramą w Gartz ujęcie pierwsze


Brzuchy wciągnięte, klaty wypięte - pozowanko na całego :D


Barka przed Schwedt


Rozlewiska


Mówiłem, że się załapiesz w kadr hehehe


Schwedt


Popas w Krajniku


Zagrycha na stole jest, flaszki ino brakuje :D


Lotne premie też były hehe


Trening bez kapcia to nie trening :P


Dymać każdy może trocheeee lepieeeeej lub trochę gorzej....


Deser treningu czyli podjazd pod Panoramę :)


Eryk na szczycie zasłużenie uspokaja tętno


HZ: 24%
FZ: 53%
PZ: 18%

Dane wyjazdu:
197.85 km 0.00 km teren
08:54 h 22.23 km/h:
Maks. pr.:46.10 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2741 kcal

Nad morze czyli życiówka Małgorzaty

Sobota, 26 maja 2012 · dodano: 26.05.2012 | Komentarze 10

Wszyscy dzisiaj radośnie uprawiali turystykę więc i mnie to nie ominęło. Postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym i w drodze nad morze odwiedzić babcię Gosi mieszkającą niedaleko Płot. Pogoda była super jednak wiatr naprawdę dawał się we znaki i wiał intensywnie z północy. Mimo to o 7:40 ruszyliśmy w kierunku Goleniowa. Byliśmy tam przed zakładanym przeze mnie czasem więc spokojnie wykorzystując opuszczone szlabany przejazdu kolejowego zrobiliśmy krótką przerwę na batonika. Dalej już na Żółwią Błoć i generalnie rejon zapomniany przez resztę świata. Jakość dróg fatalna, męczyliśmy się prawie 30 km aby dostać się do drogi 106. Sielankowe wioseczki warte były jednak zobaczenia. Potem na rondzie przed Golczewem odbijamy na wschód i po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do babcinego Mechowa. Licznik wybija 95 km. Czas na przerwę, czas na OBIAD! Jak to u babć bywa same frykasy więc jedliśmy do oporu. 1,5 h łakomstwa wystarczy, czas się ruszyć więc zbieramy manatki i ruszamy nad morze. Pierwsze 15 km do Gryfic to jakaś masakra. Akurat przechodził front i wiatr dosłownie zrywał czapki z głów. Za Gryficami trochę się uspokoił więc swoim tempem kręcimy na północ do Rewala. W Rewalu (135km) przerwa na gofra a po szamanku ruszamy dalej w kierunku Dziwnówka. Od tego momentu wiatr nam sprzyja albo przynajmniej nie przeszkadza więc jedzie się rewelacyjnie. Błyskawicznie mijamy Trzęsacz, Pobierowo i meldujemy się w Dziwnówku. Zajeżdżamy na plażę w celu uzgodnienia dalszego planu podróży. Jako plan maximum uznaliśmy dojazd do Kamienia Pomorskiego i dalej pociągiem na Szczecin. Zamiary przekuliśmy w czyny i ruszyliśmy szeroką nowobudowaną drogą do Kamienia. Jesteśmy jednak sporo przed czasem i za bardzo nie wiemy jak jego nadmiar wykorzystać. Wpadamy więc na wariacki pomysł aby złapać kolejny pociąg ale w Wolinie. Mamy co prawda pewien zapas czasu ale guma lub jakiś defekt na trasie może spowodować, że zrobi się bardzo "ciasno". Mimo to ryzykujemy (a co!) i uderzamy na Wolin. Kręci się dobrze choć drogi nie rozpieszczają. Gosia dzielnie walczy z kryzysem i nie poddaje się. Trud został wynagrodzony i docieramy w końcu do Wolina. Tam mały kebab i herbata bo zimno się zaczęło robić no i w pociąg i do domu. Dumny jestem jak paw z mojego dyrektora sportowego bo taki dystans to już nie przelewki. Jak jeszcze weźmie się pod uwagę że aż do Rewala mieliśmy not toper pod wiatr to tym bardziej gratuluję Gosi pobicia życiówki! :)
Muszę ją wkręcić w ściganie bo ma dziewczyna predyspozycje :D


Żółw w Żółwiej Błoci


Niestety zdjęcie nie oddaje wichury jaka się zerwała przed Gryficami


Hmm... gdzie by tu jechać?


W Rewalu - no i gdzie to słońce z rana?


Oł kej!


Ratusz w Wolinie
Kategoria 100-200km


Dane wyjazdu:
119.72 km 0.00 km teren
04:19 h 27.73 km/h:
Maks. pr.:55.60 km/h
Temperatura:11.0
HR max:175 ( 88%)
HR avg:148 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 3213 kcal

Trening #42 Wysiedzeniówka

Sobota, 12 maja 2012 · dodano: 12.05.2012 | Komentarze 9

Ustawka z ekipą mi niestety przeszła koło nosa bo impreza się przedłużyła a jako, że robiłem za szofera to w domu byłem o trzeciej nad ranem... Sorry chłopaki!
Jednak jak wstałem postanowiłem coś nie coś pokręcić. Trasę obmyśliłem w ostatniej chwili i postanowiłem wyjechać kolegom na przeciw czyli kierunek Stepnica. Od razu jak tylko wyjechałem wiedziałem, że lekko nie będzie. Wiatr był MASAKRYCZNY! W sumie większość trasy z niekorzystnym, tylko dwa czy trzy odcinki jechałem z pomocnym podmuchem w plecy. Wówczas spokojnie można było sobie kawkę sączyć a na liczniku cztery dyszki. W drugą stronę gorzej. Miałem jednak się dzisiaj wysiedzieć więc nie jechałem mocno. W Goleniowie minąłem się Tomkiem. Dojechałem przed Stepnicę i na przystanku zrobiłem sobie przerwę na batona. Czas gonił, chłopaków nie widać więc zabrałem się w drogę powrotną. Do Szczecina jeszcze jakoś się jechało ale potem w mieście wiatr w mordę i przeciskanie się w korkach. Puls niespecjalnie wysoki ale wyjechałem się mocno, głównie przez wiatr, który co chwila wybijał z rytmu, a boczne podmuchy były naprawdę niebezpieczne.

HZ: 14%
FZ: 72%
PZ: 13%

Dane wyjazdu:
121.61 km 0.00 km teren
04:04 h 29.90 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura:10.0
HR max:191 ( 96%)
HR avg:155 ( 78%)
Podjazdy: m
Kalorie: 3119 kcal

Trening #39 Gorzko

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 05.05.2012 | Komentarze 6

Wczoraj Romek zarzucił temat wspólnego treningu. Trasa początkowo zaplanowana jako 170-kilometrowa pętla na wschód (z Łobzem włącznie) ostatecznie została zmieniona na rajd po Niemcach. O 7:00 spotkaliśmy się na Moście Długim gdzie dołączył jeszcze Tomek. Granicę przekroczyliśmy w okolicach Warnika, nigdy tam nie jechałem więc dokładnej trasy nie znam. Potem skręcamy w Grambow na hopki prowadzące do Loknitz.
Na hopkach Wober trzymał dobre tempo. Na ostatniej próbuję sił i licząc na zmęczonego lidera skaczę do przodu. Reakcji brak więc dokręcam na zjeździe. Pulsak wariującymi liczbami szybko sprowadza mnie na ziemię i wiem, że na ucieczki to ja jeszcze jestem grubo za mały. Wiedziałem też, że za takie harce czeka mnie kara więc kontroluję rozwój sytuacji i patrze jak dojeżdża mnie dwuosobowy składzik. Zjeżdżam na lewo puszczając ich z prawej. Tomek jednak sprytnie bierze mnie z drugiej strony i z powodu zaskoczenia muszę kilka metrów dociągać do koła. Udało się, choć nie powiem, że było lekko (hr max). W Locknitz przerwa na batona i dalej rura do Ahlbeck. Tam już wychodzimy na zmiany w stylu 2 km Tomek, 2 km ja, 6 km Romek :D. Nikomu to jednak nie przeszkadza i tak sobie lecimy pod wiatr 34-39 km/h. Za Ahlbeck kierujemy się jakąś dziwną pętlą z powrotem na Hintersee gdzie zaliczamy OS - kilka kaemów bruku i leśnych ścieżek. Taki tam powiew Paris-Rubaix. Tomek z racji terenowego rodowodu podkręca tempo i trzyma się z przodu. Nikt na szczęście nie złapał gleby ani kapcia choć i o jedno i o drugie nie było trudno. Za Hintersee postanawiam poprowadzić. Czuję jednak, że idzie kryzys. Za Glashutte na czwórkę poprawia Romek a ja wbijam się mu na koło. Puls niebezpiecznie rośnie a w nogach czuję okropne uczucie pustki. Jak mi wywala na pulsaku liczbę 190 czuję, że długo tak nie pociągnę, odwracam się do Tomka i krzyczę, żeby doskoczył bo za chwilę puszczę koło.
No i stało się... :/ Odpadłem i zostałem. Gorzkie uczucie, ale co zrobić jak nie miałem już z czego depnąć. Zwalniam do swoich 30km/h, pomału się regeneruję i wkurzony na siebie gapię się w przednie koło. Jakoś się odbijam od dna, tętno się normuje i wraca trochę siły. Mijam Mewegen, potem Blankensee, przeprawiam się przez falbanki i uderzam na Lubieszyn. Od pół godziny kropi ale nawet mi to nie przeszkadza. Jadę swoje i mijam w końcu rogatki Szczecina.

Z wytrzymałością nawet nie najgorzej bo o dziwo jak już pojechałem swoje to pomimo ponad 100km w nogach czułem się coraz lepiej ale niestety subwyścigowe tempo (że tak je określę), jakieś mocniejsze zaciągi mnie niszczą :/ Czas pokatać jakieś interwały bo zamulanie się na nic nie wnoszących jednostajnych treningach kończy się tym co wyżej.


Postój w Locknitz


Pociąg relacji Locknitz-Ahlbeck


Gdzieś niewiadomo gdzie


Yyy... znaczy to... gdzie my jesteśmy?


Wober w lesie - widok tak rzadki jak pingwiny w Californi

HZ: 10%
FZ: 45%
PZ: 42%

Dane wyjazdu:
128.19 km 0.00 km teren
06:01 h 21.31 km/h:
Maks. pr.:56.10 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wycieczka do Schwedt

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 5

Przed trzynastą wyruszyliśmy dzisiaj na kolejną wycieczkę wchodzącą w mój pakiet rehabilitacyjny :D. Tym razem za cel obraliśmy sobie Schwedt w którym to nigdy jeszcze nie byliśmy. Pogoda cudna choć wiatr trochę doskwierał bo wiało z południowego wschodu. Kierujemy się na Kołbaskowo i dość szybko docieramy do Gartz. Piekne miasteczko, bardzo malowniczo położone tylko te bruki... Trochę mnie wytrzęsło. Dobrze, że w oponach rekreacyjne ciśnienie 7 barów to jakoś dałem radę :). Znaleźliśmy zjazd na szlak rowerowy Odra-Nysa, o którym słyszeliśmy już dużo dobrego ale nigdy nie mieliśmy okazji się nim przejechać. Powiem szczerze, że pierwsze kilometry są zachwycające, spokojnie sobie Odra płynie, pola po horyzont i ogólnie sielanka ale, przynajmniej ja, szybko się znudziłem. Przed Schwedt minęliśmy grupę z Rowerowego Szczecina, ale peletonik poznałem tylko dzięki rozpoznaniu Misiacza i Jarka - pozdrawiam!
Schwedt wita nas najpier kilkukilometrowym kompleksem przemysłowym. Potem robi się coraz ładniej. Rozbijamy się na jakiejś promenadzie przy moście i przekąszamy co nieco. Krótkie zwiedzanie centrum i jedziemy na Krajnik Dolny. Dalej już najkrótszą drogą na Szczecin. Za Krajnikiem robi się ciekawie, teren mocno pofałdowany i sporo podjazdów. Gosia trochę psioczyła, ale dawała radę. Za Dębogórą niestety wiatr dziwnie zmienia kierunek i znów w mordę. Kurna a miałobyć w plecy. Za Gryfinem pizga już prawie idealnie z północy więc tempo przysiada i człapiemy do Szczecina. Mijamy Podjuchy i Trasą Zamkową kręcimy do domu.
Bardzo fajna wycieczka i nowe tereny poznane :) Super!



Przekraczamy granicę za Rosówkiem


Malownicze pola rzepakowe przed Gartz


Wiosna na całego!


Zabytkowa brama w Gartz


Przystań kajakowa na trasie Odra-Nysa w Gartz


Szamanko nad Odrą w Schwedt


Starówka w Schwedt


Teatr


Niezły agent :D, przyłapany na moście przed Krajnikiem Dolnym


No i zaczęły się górki - wyjazd z Krajnika Dolnego


Ale do Szczecina niedaleko to damy radę


Tak Gosia na płaskim szarpała :)


W końcu Szczecin - widok na Wały Chrobrego
Kategoria 100-200km


Dane wyjazdu:
100.00 km 0.00 km teren
03:25 h 29.27 km/h:
Maks. pr.:51.80 km/h
Temperatura:17.0
HR max:171 ( 86%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2416 kcal

Trening #36 Korki wyeabało.... :/

Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 21.04.2012 | Komentarze 2

To nie był mój dzień choć zapowiadało się zupełnie inaczej...
Od czwartkowej jazdy strasznie drapało mnie gardło, przeziębiłem czy jaki uj? Nie wiem, mimo to dzisiaj grzechem byłoby nie skorzystać z pogody. Wybrałem się więc z planem spokojnego bajabongo po dojczach. Niestety zaraz jak w Dobrej skręciłem na Lubieszyn zonk - w mordę zawiało. I tak aż do Grambow się męczyłem, na liczniku 26 i walka o niski puls. No ale jakoś całkiem zgrabnie mi poszło i trzymając raczej lekkie tempo śmignąłem sobie do Locknitz. Tam przerwa na batonik i dalej w drogę ku Ahlbeck, czyli prawie idealnie na północ. Wiatr niby miał mi zajebiście pomóc ale tak kręciło między drzewami, że raz pociskałem z czwórką z przodu aby 100 metrów dalej męczyć się 30stką... Niezłe pomieszanie z poplątaniem. Puls nisko więc zgodnie z założeniami. Mijam Hintersee i odbijam na Ahlbeck. Dojeżdżam prawie do samej wioski, znów przerwa na batona i nawrotka na Szczecin. A piać znów w mordę dmie. Męczę się i rzucam mięsem bo pizga raz słabo raz mocno - najgorsze co może być bo wytrąca z rytmu i dekoncentruje. Dodatkowo gardło daje o sobie znać, płuca bolą przy głębszym wdechu. Jakoś dojeżdżam do Dobieszczyna i tam chowam się lesie. Bateria, która zaczęła się kończyć niewiedzieć czemu przy Ahlbeck, jest już na wyczerpaniu. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem taki kryzys! Od kilkunastu kilometrów męczy mnie też łupanie w krzyżu ale jakoś przetrzymuję atak bólu i sytuacja się poprawia. Zmuszam się i zapuszczam 30-32 km/h. Tanowo wypada mi na 86 km gdzie notuję przeciętną 30,1 km/h. Liczyłem na lepszy czas ale mi do prawdziwych koksów daleko. Od Tanowa oprócz krzyża dochodzą sensacje żołądkowe, chce mi się rzygać, skręca mnie w brzuchu - no masakra. Wlokę się 25-27 km/h i marzę o ciepłej kąpieli w domu. Na Pogodno dojeżdżam styrany i totalnie wyjechany. I nie potrafię zrozumieć dlaczego? Jechałem jak na mnie lekkim tempem, z wyraźną rezerwą, treningi w tym roku też robię generalnie dłuższe niż w zeszłym. Mam nadzieję, że to jednorazowa awaria i będzie tylko lepiej.

Pozdrowienia dla Mateusza z którym mijałem się w Glashutte!

HZ: 13%
FZ: 81%
PZ: 5%

Dane wyjazdu:
103.12 km 0.00 km teren
03:20 h 30.94 km/h:
Maks. pr.:51.80 km/h
Temperatura:14.0
HR max:186 ( 94%)
HR avg:152 ( 77%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2600 kcal

Trening #33 W dobrym składzie szybka setka

Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 14.04.2012 | Komentarze 6

Trochę się nie wyspałem, ale bez problemu wstałem o 8 aby przygotować się do szumnie ogłaszanego w mediach wszelakich treningu organizowanego przez Romka. Pojawili się czterej śmiałkowie: Eriko, Tomek, Grzesiek oraz moja skromna osoba. Trener jednak zachował się jak totalny amator i zapomniał wziąść... bidonów. Wybaczamy to faux pas. Do Dobrej ruszyliśmy zaraz po starcie Mastersów to też szybko doszliśmy ich peleton i podwieźliśmy się rozgrzewkowo do ronda. Tam oni uderzają na Blankensee a my skręcamy na hopki w kierunku Lubieszyna. Noga mi coś słabo podaje, puls wysoko, nie czuje się za dobrze ale jadę swoje. Za granicą skręcamy na Grambow a dalej na południe, na Schwennenz. Tempo od granicy idzie już mocniejsze, więc zaczyna się robić ciekawie a i samopoczucie mi się poprawiło. Po zmianach ciągniemy sobie aż do Glasow a tam zawrotka na północ w kierunku Locknitz. Grupa się trochę rwie ale w miasteczku znów łączymy siły. Małe uzupełnienie paliwa i dalej w drogę na północ przez Rothemklempenow. Przed Grunhof robię mały skok, Romek poprawia i wychodzi na zmianę podkręca do 40. Potem poprawia Grzesiek, a ja wychodząc mu z koła skusiłem się na mały sprint do tablicy. Grupa jednak odpuściła i nik za mną nie skoczył. Dalej prowadzę chłopaków przez falbanki i różne mniej znane niemieckie szlaki aby wyjechać ostatecznie w Lubieszynie. Lecimy sobie z lekką pomocą wiatru, jeszcze dwie większe hopki i meldujemy się w Szczecinie z przeciętną 31,7 km/h. Niby nic wielkiego ale tempo dość szarpane, było też trochę zabawy po drodze więc czułem w nogach ten dystans. Postanawiam jeszcze dokręcić do setki i atakuję Miodową, którą podjeżdżam chyba tylko siłą woli. Na płaskim to ja jeszcze jechałem, ale ten podjazd wycisnął ze mnie ostatnie soki. I dobrze. Dawno nie miałem takiego ostrzejszego, szarpanego wypadu a wiem, że dobrze mi takie treningi robią.

Dzięki koledzy za super wypad i do następnego!

A łożyska HTII Shimano 105 to szajs jakich mało - jedna jazda w deszczu i już strzelają. Kwadrat na jakim jeździłem do tej pory był nie do zajechania, ale coś kosztem czegoś, chciało się sztywnej korby...

HZ: 18%
FZ: 38%
PZ: 41%



Peleton ustawki w drodze do Dobrej


Uśmiech trenera - bezcenne


Eryk kontroluje sytuacje


Grzesiek na swoim Radonie - mocna z nich para


Grupa pościgowa


Jest i bohater :)


Tomek uważnie słucha porad taktycznych od trenera


Chwila na szamanko w Locknitz

Dane wyjazdu:
100.88 km 0.00 km teren
04:22 h 23.10 km/h:
Maks. pr.:38.10 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1510 kcal

Wypad do Rieth

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 17.03.2012 | Komentarze 5

Sobotni poranek przywitał nas słoneczną, wiosenną pogodą. Zgodnie z ustaleniami po śniadaniu wyruszyliśmy z Gosią na wycieczkę. Ruszyliśmy najpierw na Głębokie gdzie mieliśmi zatankować jakiż izotonik do bidonu. Tam spotkaliśmy przejeżdżających akurat Pawła i Adriana, którzy pomykali sobie na szosówkach. Zatrzymali się i chwilę pogadaliśmy, cel podróży mieliśmy w sumie zbieżny ale z my planowaliśmy dzisiaj tempo wycieczkowe i nie chcieliśmy ich spowalniać więc po krótkiej pogawędce harpagani ruszyli dalej, a my niedługo po nich. Za Tanowem mijamy grupkę młodzików z Bo-Go, którzy na wyznaczonym odcinku trenowali chyba sprinty. Grupka młodych kolarzy szybko jednak zwinęła żagle i w peletoniku pojechała po naszych śladach. Mieliśmy przewagę ok. 1-2 min i zastanawialiśmy się czy dojdą nas przed Dobieszczynem. Peleton wchłonął nas dopiero na kilkadziesiąt metrów przed Dobieszczynem hehehe. Mogliśmy mu uciec ale dziś Małgosia kręciła swoją pierwszą setkę w sezonie (czyli drugi wypad na rowerze od jesienie hahaha) i nie na ręke by było, aby się ugotowała na początku trasy. Muszę to jednak nadmienić, że asekuracyjnie bo asekuracyjnie, ale tempo wcale nie było jakieś słabe i przelotowa oscylowała w okolicach 23-30km/h. Po drodze mijaliśmy mnóstwo rowerzystów i większość z nich to amatorzy szosowania - fajnie. Na wysokości przejścia granicznego mijamy się z ustawką z Głębokiego i przy okazji spotykamy ponownie Pawła i Adriana wypasających się w słońcu. Znów pogawędka i po kilku minutach kręcimy już razem do Rieth. Jedzie się fajnie, w grupie zawsze czas szybko mija i tempo całkiem całkiem. Na przystani w Rieth mały popas i chwila dla fotoreporterów. Potem żegnamy się z kolegami, którzy odbijają do Altwarp a my kręcimy po śladach do Hintersee i dalej na Glashutte. Na trasie kolejne spotkanie: znajomy kolarz na klasycznym Colnago czyli Daniel! Znów krótki postój na trzy słowa ale wszystkich nas trochę czas goni więc żegnamy się z zapewnieniem ustawienia jakoś niedługo na wspólny trening. Kolejno mijamy Grunhof, potem hopka przed Pampow, w Blankensee mijamy granicę i przez Buk i Dobrą kierujemy się z powrotem do Głębokiego.


Grupa pościgowa BoGo :)


Sielanka...


Margareta w marcowym słońcu


Paweł coś upolował przez obiektyw


A Adrian wciąż poluje...


Ktoś wie co to za ruiny na wyspie naprzeciwko Rieth?


Na przystani w Rieth


Margareta na ławce betonowej


Przystań


Mały lansik :D


Gosia atakuje hopkę przed Pampow
Kategoria 100-200km


Dane wyjazdu:
104.45 km 0.00 km teren
03:30 h 29.84 km/h:
Maks. pr.:48.70 km/h
Temperatura:5.0
HR max:181 ( 91%)
HR avg:147 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2462 kcal

Trening #19 Ustawka z mastersami

Sobota, 3 marca 2012 · dodano: 03.03.2012 | Komentarze 6

Tradycyjnie o 10 w sobote zjawili się na Głębokim śmiałkowie, tym razem trzech wiernych padawanów czyli Paweł, Grześ oraz moja skromna osoba i jeden mistrz Jedi

Do końca nie mogliśmy się zdecydować co dziś będziemy kręcić choć większość była za tlenowym treningiem - czyli tak jak sobie założyłem. Mastersów zebrała się całkiem fajna grupka (ok. 20) więc pojechaliśmy z nimi. Tempo spokojne, bez większych szarpnięć więc zdecydowaliśmy trzymać się w peletonie. Na 30stym kilometrze Grzesiek z Pawłem zatrzymali się za potrzebą poza oficjalnym rozkładem i musieli się potem sporo napracować aby znów dojść grupę. Niestety Panowie... czas się nauczyć sikać w czasie jazdy ;)
Przed zjazdem na Dobieszczyn peleton się podzielił i już tylko w 10 osób dokręciliśmy do Rieth. Tam zawrotka i powrót do domu. Za Hintersee Grzesiek odbija w dół na Blankensee bo mu szybciej tamtędy do Mierzyna. Z kolei Dobieszczynie Romek się odłącza aby odprawić swoje voodoo mające mu przynieś moc i splendor w sezonie. Jedziemy w ósemkę. Prędkość stopniowo rośnie aby jakieś 3 kilometry przed tablicą w Tanowie rozkręcić się do 35-37 km/h. Po 80 kilometrach (tlenowych bo tlenowych ale zawsze...) utrzymanie tego tempa wymaga jednak wysiłku. W dodatku jechaliśmy pod wiatr. Dwa kilometry przed tablicą wychodzę na zmianę i siłą rzeczy zostałem wybrany do rozprowadzenia chłopaków na finisz - spinam się w sobie i trzymam te 35-37. Pół kilometra przed "kreską" ktoś wychodzi mi z koła, idzie zaciąg, na końcu Paweł próbuje się dokleić do uciekającej grupki i mu się udaje. Ja odpuszczam. Niestety brakło mocy. Potem dochodzimy co prawda grupę ale odrywamy się w Tanowie na cocacolę do sklepiku. W tym czasie dojeżdża nas Wober i po krótkiej przerwie już w trójkę toczymy się do Głębokiego.

Bardzo mi się podobał dzisiejszy trening. Założyłem sobie na dzisiaj wysiedzeniówkę i znowu udało się ten cel zrealizować. Było też kilka mocniejszych szarpnięć co by nudą za bardzo nie wiało.

HZ: 30%
FZ: 35%
PZ: 30% - na zmianach w zasadzie cały czas jechałem poza strefą, tempo było stosunkowo słabe ale umiarkowany wiatr zwiększał wysiłek.


Peleton (zdjęcie z bloga Wobera, bo moje wyszły fatalne :/)

Krótki filmik na szybko zmontowany, ale uprzedzam, że jakość jest fatalna :)