Trochę się nie wyspałem, ale bez problemu wstałem o 8 aby przygotować się do szumnie ogłaszanego w mediach wszelakich treningu organizowanego przez Romka. Pojawili się czterej śmiałkowie: Eriko, Tomek, Grzesiek oraz moja skromna osoba. Trener jednak zachował się jak totalny amator i zapomniał wziąść... bidonów. Wybaczamy to faux pas. Do Dobrej ruszyliśmy zaraz po starcie Mastersów to też szybko doszliśmy ich peleton i podwieźliśmy się rozgrzewkowo do ronda. Tam oni uderzają na Blankensee a my skręcamy na hopki w kierunku Lubieszyna. Noga mi coś słabo podaje, puls wysoko, nie czuje się za dobrze ale jadę swoje. Za granicą skręcamy na Grambow a dalej na południe, na Schwennenz. Tempo od granicy idzie już mocniejsze, więc zaczyna się robić ciekawie a i samopoczucie mi się poprawiło. Po zmianach ciągniemy sobie aż do Glasow a tam zawrotka na północ w kierunku Locknitz. Grupa się trochę rwie ale w miasteczku znów łączymy siły. Małe uzupełnienie paliwa i dalej w drogę na północ przez Rothemklempenow. Przed Grunhof robię mały skok, Romek poprawia i wychodzi na zmianę podkręca do 40. Potem poprawia Grzesiek, a ja wychodząc mu z koła skusiłem się na mały sprint do tablicy. Grupa jednak odpuściła i nik za mną nie skoczył. Dalej prowadzę chłopaków przez falbanki i różne mniej znane niemieckie szlaki aby wyjechać ostatecznie w Lubieszynie. Lecimy sobie z lekką pomocą wiatru, jeszcze dwie większe hopki i meldujemy się w Szczecinie z przeciętną 31,7 km/h. Niby nic wielkiego ale tempo dość szarpane, było też trochę zabawy po drodze więc czułem w nogach ten dystans. Postanawiam jeszcze dokręcić do setki i atakuję Miodową, którą podjeżdżam chyba tylko siłą woli. Na płaskim to ja jeszcze jechałem, ale ten podjazd wycisnął ze mnie ostatnie soki. I dobrze. Dawno nie miałem takiego ostrzejszego, szarpanego wypadu a wiem, że dobrze mi takie treningi robią.
Dzięki koledzy za super wypad i do następnego!
A łożyska HTII Shimano 105 to szajs jakich mało - jedna jazda w deszczu i już strzelają. Kwadrat na jakim jeździłem do tej pory był nie do zajechania, ale coś kosztem czegoś, chciało się sztywnej korby...