Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
111.00 km 0.00 km teren
03:03 h 36.39 km/h:
Maks. pr.:50.01 km/h
Temperatura:3.0
HR max:183 ( 91%)
HR avg:167 ( 83%)
Podjazdy:293 m
Kalorie: 2711 kcal

GRYFLAND 2017 - armageddon na szosie...

Sobota, 29 kwietnia 2017 · dodano: 30.04.2017 | Komentarze 4

Przyszedł czas na pierwszy start w sezonie 2017. Wstałem o 5:30 i spokojnie zjadłem musli popijając gorącą herbatą. Spakowałem się  poprzedniego wieczoru więc planowo o 6:15 wsiadłem do auta i pojechałem po Romka. Potem udaliśmy się już w dwójkę na miejsce zbiórki aby razem z resztą drużyny pojechać w kolumnie na Nowogard. Prognozy pogody zapowiadały wyjątkowo słabą aurę więc część naszej ekipy zrezygnowała ze startu, w tym Jarek z którym miałem jechać w grupie i liczyłem na owocną współpracę. No ale nic to, życie. Po dojechaniu na miejsce startu wysiedliśmy z auta i pierwsze co poczuliśmy to przenikliwy ziąb... Nie zapowiadało to nic dobrego a ja utwierdziłem się w przekonaniu, że jednak wciągam softshell na górę i owiewy na buty. Odebraliśmy pakiety startowe, które okazały się być wyjątkowo ubogie: numerek na kierę plus chip, butelka wody mineralnej 0,5l, ulotki sponsorów, gratisowy naparstek jakiegoś smaru do łańcucha i kupon na posiłek regeneracyjny (którym był podłej jakości makaron z odrobiną twarogu na słodko lub grochówka nieco lepszej jakości). Dramat. Duży minus dla orga bo kasa za wpisowe nie mała i można się było postarać o jakiś pamiątkowy buff czy skarpetki rowerowe chociaż, izotonik nawet. Trochę sobie jeszcze pogadaliśmy ze znajomkami spotkanymi w biurze zawodów ale czas było poskładać rowery i ubrać się w obcisłe.
W między czasie wyniknęło małe zamieszanie z godzinami startu, ktoś mówi, że opóźniony, ktoś inny, że planowo. Koniec końców obsuwa wyniosła 6 minut więc bez tragedii. Pojechałem zrobić rozgrzewkę kręcąc się po okolicznych uliczkach gdy zaczęło kropić a niebo zasłało się gęstymi, szarymi, niskimi chmurami zwiastującymi nieuniknione.

W końcu wybiła godzina zero i wyczytali mnie na start. Ustawiłem się na kresce i tuż przed gwizdkiem sędziego rozpadało się na maksa hahaha. Ruszamy, najpierw spokojnie, badawczo wyjeżdżamy z labiryntu skrzyżowań ale na wylocie Nowogardu zaczynamy rozkręcać i naturalnie coraz mniej ludzi daje zmiany a coraz więcej się wiezie w ogonie. Okazało się, że w grupie miałem Andrzeja B. i Piotra S., z którymi można było zmontować jakiś konkretny odjazd (jeden koń a drugi prze-koń :D) więc postanowiłem ich pilnować. Parę kilometrów za Nowogardem jadę już tylko ja, Andrzej, Piotr, jakaś dziewczyna, która wiozła się na kole z dwoma typami, których nie znałem. Po kolejnych kilku kilometrach zostaliśmy tylko w trójkę. Piotr dawał najmocniejsze i najdłuższe zmiany, rzadko schodził poniżej 40km/h co powodowało, że nawet na kole jechałem w swoich górnych rejestrach. Nie harpaganiłem więc i swoje zmiany dawałem krótsze i na odrobinę niższym tempie ale ten jeden czy dwa kilometry wolniej pozwoliło mi dłużej wytrzymać to wymagające tempo. Andrzej przyjął podobną taktykę ale czułem, że z naszej trójki to ja jestem najsłabszy a moje minuty w tym gronie są już policzone.
Pogoda dramat: 3-4 stopnie, wiatr, zacinający deszcz, fontanny wody prosto z pod kół na twarz, w butach jezioro, na dupie jezioro, rękawiczki przemoczone, przez błoto na okularach niewiele widać ale każdy zaciska zęby i kręci. Wyprzedzamy kolejnych kolarzy jednak nikt nie łapie się na koło. W pewnym momencie czuję, że zaczynam puchnąć... Wiem już, że to ostatki a system wywali mi zaraz error. W tym momencie na horyzoncie pojawia się większa grupka kolarzy, ustawionych na rancie a schodzący ze zmiany Piotrek z serdecznym uśmiechem, takim z gatunku pokrzepiających, mówi: "zaraz ich dogonimy!". Znalazłem gdzieś rezerwy i podgoniłem nieco aż w końcu w trójkę dojechaliśmy do ogona. Chwilę powieźliśmy się w kołach odpoczywając po godzinnym pościgu ale zaraz znowu trzeba było pracować i lokomotywa ruszyła z nową energią. Po minięciu Kamienia Pomorskiego odbijamy w kierunku Gryfic. Znowu nachodzą mnie negatywne myśli aby odpuścić bo płuca palą na zmianach, nogi bolą, w krzyżu łupie a mózg usilnie namawia mnie aby zwolnić, odpaść, dać sobie chociaż komfort wydolnościowy bo od deszczu, zimna czy wiatru i tak nie ucieknę. Szybko jednak odganiam te pomysły i znów zaciskam zęby aby utrzymać koło. Za Świerznem grupa wymordowana mocnym tempem Piotrka zaczyna chwilami się rwać, tasować, jeden puści to drugi spawa, goni, skacze a takie "szachy" pochłaniają mnóstwo energii. W końcu jakoś tak przypadkiem Andrzej z Piotrkiem i jeszcze dwoma typami odjeżdżają. Nikt nie kwapi się do złapania, ja nie mam już siły spawać i zostaję w grupce Liska. Tempo mi odpowiada bo i tak jestem do nich do przodu te 3 minuty więc wolę dojechać w grupie w rozsądnym czasie, niż dać się zarżnąć i męczyć ostatki solo. I tak jedziemy te ostatnie 40 kilometrów. Chwilami czuje się lepiej, chwilami gorzej ale generalnie równia pochyła i modlę się już o metę aby mieć tą gehennę za sobą. Przed Uniborzem kropienie przechodzi w totalną zlewę. Jesteśmy wycieńczeni i  każdy już odczuwa potężne zmęczenie. Ledwo cokolwiek widzę, przez zalane okulary a stopień przemoczenia jest identyczny z wejściem w ciuchach pod prysznic. Dojeżdżamy do ronda przed Golczewem i widzimy jednego z zawodników, który stoi na poboczu i telepie się z zimna, dał sobie spokój, czeka w strugach deszczu na transport. Wyjeżdżamy na ostatnią prostą do Nowogardu. Tempo jest już słabe w okolicach 32-36km/h, okresami mocniej, ale dla wychłodzonego organizmu to i tak morderczy wysiłek. Palce zesztywniały mi tak, że ciężko było zmieniać biegi bo straciłem w nich czucie. Po kilkudziesięciu minutach dojeżdżamy w końcu do obwodnicy a po chwili jesteśmy w Nowogardzie. Poszły jakieś tam ataki na finisz ale chłopaki się specjalnie nie cieli bo i nie było po co. Mijam metę. Koniec. Boże, jaki jestem szczęśliwy, że dojechałem.

Po przebraniu  w suche ciuchy siadamy z Romkiem do auta i zapuszczamy silnik ale pomimo ogrzewania na maksa telepiemy się z zimna jak stare ćpuny przez godzinę. Zdecydowanie najgorsze warunki, w jakich przyszło mi się ścigać. Jechałem już w podobnych zlewach, ale nie 3h deszczu przy 3 stopniach Celsjusza... a słyszałem głosy, że pod koniec to i śnieg popadał jednak w zalanych okularach mogłem nie zauważyć hyhy :)

Wyniki:
MEGA OPEN: 30/203
kat. M3S: 11/43

Jestem zadowolony z wyniku. Pojechałem na maksa i z głową. Na pewno jednak dobić do podium w obecnych czasach będzie niezmiernie trudno. Poziom poszedł niesamowicie mocno do góry bo parę lat temu taki czas pozwoliłby mi na pudło w kategorii. Tym bardziej cieszy fakt, że koledze z drużny, Grzesiowi, udało się zająć 3 miejsce w M3 i 9 OPEN - brawo!

1: 1%
2: 3%
3: 49%
4: 47%
5: 0%



Kategoria Wyścigi



Komentarze
exit87
| 13:43 środa, 17 maja 2017 | linkuj szacun Adam, szacun! ;)
maccacus
| 21:29 niedziela, 30 kwietnia 2017 | linkuj O rany jakieś komenty :D Myślałem, że już nikt tego nie czyta. Dzięki chłopaki :)
michuss
| 19:30 niedziela, 30 kwietnia 2017 | linkuj Super. Człowiek się męczy od samego czytania ;)))
Jurek57
| 06:01 niedziela, 30 kwietnia 2017 | linkuj Per aspera ad astra ! :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa oduma
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]