Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
85.90 km 0.00 km teren
02:19 h 37.08 km/h:
Maks. pr.:57.84 km/h
Temperatura:16.0
HR max:190 ( 95%)
HR avg:165 ( 82%)
Podjazdy:441 m
Kalorie: 2026 kcal

Wyścig kolarski o Puchar Bałtyku, Kołobrzeg 2017

Sobota, 17 czerwca 2017 · dodano: 18.06.2017 | Komentarze 0

Kluczowy start w sezonie zapisany w kalendarzu startowym grubą czerwoną czcionką. Poziom sportowy tej imprezy jest bardzo wysoki, dużo wyższy niż maratonów szosowych z cyklu Pucharu Polski więc od początku wiedziałem, że walka o podium to marzenie ściętej głowy. Bardziej zależało mi na poprawieniu wyniku z ubiegłego roku oraz przecioranie się w mocnym peletonie.

Pobudka tradycyjnie skoro świt, o 5:00. Zjadłem płatki czekoladowe i wypiłem kubek zielonej herbaty. Chwilę przed 6:00 ruszam po Romka a potem ciśniemy już w kolumnie z resztą ekipy na Kołobrzeg. Pogoda dramatycznie słaba. Im bliżej Kołobrzegu tym bardziej pada, leje, widoczność na 200 metrów i niemiłe 13 stopni, chociaż w porównaniu do startu w Nowogardzie temperaturę można było uznać za całkiem tropikalną haha. Dojechaliśmy o 8:00 i od razu poszliśmy odebrać pakiety startowe. Potem chyba z godzinę czekaliśmy w hali sportowej gdzie było biuro zawodów i patrzyliśmy za okno na padający deszcz. Wszyscy się zastanawiali czy startować czy odpuścić. Start wspólny w takich warunkach jest niebezpieczny a mokre i śliskie drogi zwiększają szanse na potencjalne kraksy. Pesymizm rodził się również przez fakt, że ten wyścig był niebezpieczny i rok temu, gdy pogoda była idealna więc na myśl o tegorocznych zmaganiach ogarniał mnie strach i wątpliwości. Około 9:00 deszcz prawie ustał a chmury zaczęły się strzępić zapowiadając poprawę pogody. Pomagał w tym bardzo silny, kołobrzeski wiatr więc... zapadła decyzja, że trzeba podjąć wyzwanie. Idziemy do samochodów. Wciągam makaron z jogurtem a następnie przebieram się. Nie wiem co ubrać żeby nie było za zimno ale i aby nie ugotować się jak pójdzie tempo. Decyduję się na potówkę, bluzę i trykot a dół na krótko. Przygotowuje rower, przypinam numer startowy i jadę na krótką rozgrzewkę. Po jednym okrążeniu wiem już, ze będzie mi za ciepło, do startu 15 minut... dobra... zdąże. Podjeżdżam do auta, szybko zdejmuję bluzę i zostawiam tylko potówkę. Dylam na start i wpycham się gdzieś w połowę stawki koło Grześka. Reszta teamu ustawiona kilka rzędów z przodu także po starcie trzeba będzie się trochę do nich przepychać. Ostatnie minuty szybko zlatują, załączam Strave, poprawiam wiązania, sprawdzam szybkozamykacze, resetuje licznik, wciągam batonik energetyczny. Cztery... trzy...dwa... jeden...START!

No i ruszamy. Najpierw start honorowy. Auto wyprowadza peleton z Kołobrzegu do Korzystna więc jest czas na w miarę spokojne uformowanie grupy. Całe szczęście organizator wyciągnął wnioski z poprzedniego roku i teraz auto sędziowskie dyktowało luźne tempo 30km/h a nie jak wtedy gdy poszedł gaz pod 50km/h i ludzie się zabijali walcząc o pozycję. Jadę obok Grześka i mówię mu "dawaj przebijamy się do chłopaków z przodu". Tu się wciskam, tam podkręcam... i po kilku minutach i kilku nerwowych manewrach jestem przy Romku, Grześku S. i Przemku a od czuba dzieli nas kilkunastu zawodników. Super. Kręcę więc już spokojnie i czekam aż "spuszczą psy ze smyczy". W Korzystnie sędzia macha czerwoną chorągiewką z auta i odgwizduje start ostry. Przyspieszenie jak skok w nadprzestrzeń. Z 30km/h robi się z marszu 45-50km/h. Puls skacze dramatycznie, płuca wentylują na 100% i byle do koła, byle do koła... Po kilku chwilach idzie kolejny kontratak i od czołówki odrywa się 9-osobowy odjazd z naszym Pawłem Piotrowiczem w składzie, który broni tytułu zwycięzcy z przed roku. Tempo idzie niesamowicie mocne, o wyjściu na zmiany nie ma nawet mowy, grzeje z Romkiem tyły i próbuje kontrolować przebieg rywalizacji. Wiatr mocno rozdaje karty a ranty, które peleton zakłada na całą szerokość jezdni powodują morderczy przesiew na ogonie i niesamowicie wycieńczają. Jadąc w tyle stawki wyczekuje tylko kolejnego zakrętu aby schować się od wiatru i wytrzymać rant do końca. Nie mam czasu wciągnąć żelka, ledwo jestem w stanie napić się z bidonu bo non stop zaciąg za zaciągiem. W końcu na 26 kilometrze muszę zjeść kalorie, nie chcę dłużej czekać. Tempo przez moment wydaje się być luźniejsze, sięgam do kieszonki i wyjmuję żelka, rozrywam zębami opakowanie i wysysam w sekundę słodkie 100 kalorii. Ta chwila dekoncentracji wystarcza jednak aby stracić kilka metrów do ogona. Próbuję gonić ale nie daję rady a puls w czerwonej strefie - żegnaj peletonie. Chociaż peletonem ciężko ich nazwać, było to raptem dwudziestu kilku kolarzy (nie licząc odjazdu), którzy wytrzymali początkowe mordercze tempo. Reszta ponad stu zawodników została w tyle. Za mną jednak pusto, przede mną wioska i odjeżdżająca przemocna grupa.
Przejeżdżając koło zabudowań kilku kibiców żartobliwie mnie dopinguje abym zawracał i dał se spokój bo "oni" już pojechali hyhy... Kręcę swoje i uspokajam puls szykując energię na doskok do grupetto, które niewątpliwie niedługo mnie dojdzie choć jeszcze go nie widać na horyzoncie - to pokazuje jak mocno jechali czołowi zawodnicy. Po drodze pomagam kolarzowi z STC Stargard, który złapał gumę i zostawiam mu swoje łyżki do opon. Po kilku minutach samotnej jazdy daleko za mną pojawia się druga grupa. Spokojnie wyczekuje, zjeżdżam do prawej i pozwalam się wyminąć po czym gdzieś na tyłach doskakuje do pociągu. Uff.... jak dobrze. W porównaniu do pierwszej grupy tutaj tempo było iście komfortowe, choć wcale nie wolne. Widzę też Przemka i Grześka od nas a to zawsze raźniej z kolegami z teamu.
Asfalty mokre, strój brudny, rower też, okulary zalane i ledwo coś widzę ale chociaż idealnie się ubrałem więc mam komfort temperaturowy. Uzupełniam kalorie i kontroluję tempo. Parę razy spawam na zakrętach ale generalnie próbuję oszczędzić jak najwięcej sił odpowiednio ustawiając się do wiatru. Wpadamy w końcu na pierwszy odcinek brukowy. Kostka taka, że plomby idzie zgubić więc jak większość szukam pobocza. Tyle tylko, że rok temu pobocze było ubitą twardą ścieżką a dzisiaj grząskim pełnym kałuż błotem. Na szczęście opony 25mm mocno mi pomagają i po kilku minutach zmagań z grawitacją i uślizgami znów wskakujemy na asfalt i gonię co sił czoło grupki. Gdzieś w drugiej połowie trasy tracę bidon, który od mokrych dłoni wyślizguje się i wypada. Zostaje z połową jednego a do mety jeszcze 30 kilometrów. Po drodze łapiemy grupkę z Grześkiem S., który również odpadł od peletonu. Niedługo potem na wydawało się spokojnym i prostym odcinku dochodzi do potężnej kraksy. Asfalt nagle się zwężał a grupa szła wachlarzem i ogon leciał przy krawędzi szosy. Kilku zawodników nie zmieściło się na drodze i wyleciało na pobocze. Próbowali wskoczyć z powrotem ale śliska krawędź nawierzchni podcięła im rowery. Przede mną wyłożyło się czterech, może sześciu, nie wiem dokładnie ile bo cała sytuacja trwała ułamki sekund. Widziałem już siebie przelatującego przez kierownicę ale jakimś cudem przy całkiem efektownym drifcie udało mi się przejechać obok poboczem. Prędkość spadła na tyle, że grupa odjechała mi na kilkanaście metrów i musiałem solidnie gonić. Dalem z siebie naprawdę wszystko a jak złapałem znów koło profil zmienił się na lekko opadający co dało mi kilkanaście sekund na uspokojenie tętna i pozwoliło się utrzymać. Gdyby było płasko lub wznosząco z pewnością bym ponownie odpadł. Na dziesięć kilometrów przed metą poszło już rozluźnienie w grupie i dekoncentracja niektórych co spowodowało kilka niebezpiecznych sytuacji ale na strachu się skończyło. 5 km przed metą ktoś zamyka mnie na rancie, wylatuje na pobocze, próbuję wskoczyć znów na asfalt ale tylne koło łapie poślizg... Jakimś cudem przy wsparciu niezłej u mnie techniki opanowuje rower i wyprowadzam go z krytycznego przechyłu. Po chwili uderza gorąca fala wyrzuconej adrenaliny a kolega obok obserwujący całą sytuację pokazuje gestem jak niewiele brakowało. Limit szczęścia wyczerpany... byle do kreski! Nagle pojawia się napis na asfalcie: META 3000M. Czołówka grupy, choć walczy już o marchewkę, zaczyna się ciąć. Idą różne ataki, które są jednak szybko kasowane. Ja spokojnie jadę w środku stawki i obserwuje towarzystwo, nogi na ucieczkę to ja nie mam. Nie mam też ambicji specjalnie finiszować ale znając siebie coś tam podkręcę przed kreską. Na 500 metrów przed metą startują ostatnie długie finisze... większość poszła na prawo. Ja jechałem lewą flanką przez co moja pozycja była totalnie otwarta. Niewiele się zastanawiając wykorzystuję sytuację i dociskam korby cisnąc ile fabryka dała. Mijam kolejnych zawodników, dochodzę Grześka S. z ekipy i ostatecznie finiszuje na bodajże 7 miejscu z grupy. Za kreską padam na trawę i przez minutę łapie powietrze jak karpik - zdecydowanie poszedłem "w trupa" hyhy. 

Wyniki:
OPEN 35/165
M2 11/52

Z wyniku jestem zadowolony. Dużo lepiej niż rok temu. Doświadczenie pozwoliło mi utrzymać się w mocnej grupie choć na pewno moja noga aż tak mocna nie jest. Dobre czytanie wiatru i umiejętna jazda w kołach pozwoliła mi dowieźć niezły czas. Organizacja wyścigu rewelacja! Inni powinni się uczyć. Zabezpieczenie trasy, bufety, biuro zawodów - wzorowo! Paweł Piotrowicz, od niedawna członek CUBICA RACING TEAM, obronił tytuł. Zwycięstwo Pawła cieszy tym bardziej, że udało mu się objechać na finiszu zawodnika kontrowersyjnego teamu NEXELO NOWOGARD. Cała nasza ekipa pojechała bardzo dobry wyścig. Wszyscy uplasowali się na niezłych pozycjach i, co może najważniejsze, dojechali cali i zdrowi. 



1: 0%
2: 9%
3: 52%
4: 39%
5: 0%
Kategoria Wyścigi



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa tynie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]