Padło, że pojechałem sam. W sumie się nie dziwie, chłopaki się wczoraj wyjechali a ja obijałem się na pokazie sztucznych ognii. Z rana angielskie śniadanko czyli frankfurterki i sadzone jajo (no zbyt kolarskie to ono nie było ale lubię...). Kawka, przebieranie i heja na asfalt. Pogoda super. Wiatr trochę dokuczał ale dzisiaj miałem jechać swoje bez spiny pilnując strefy. Z początku myślałem, że znów będzie tragedia ale po 20 kilometrze tętno się trochę dostosowało i opadło. Trasa standard do bólu: Pogodno, Tanowo, Dobiesczyn, Glashutte, Rothemklempenow, Locknitz, Ramin, Grambow, Lubieszyn, Mierzyn, Szczecin.
Czyli na pierwsze 2/3 trasy płasko ale, że wiatr lekko przeszkadzał to totalnego bajabongo nie było. W Locknitz przerwa na banana i rura na hopy. Brane moim tempem, nie za słabo, nie za mocno, ale na niskiej kadencji na blacie. Noga przyjemnie podawała, to uczucie jak depniesz mocniej ale nie odcina i możesz to utrzymać - lubię to! :D Poturlałem się tak do Lubieszyna. Dalej dwie hopy czyli Dołuje i Skarbimierzyce a od tej ostatniej wioski składam się jak Bradlej i odwalam sobie TT na tętnie >180 aż do rogatek Szczecina. Lubię ten odcinek, szybki, można się rozkręcić. Wyprzedziłem skuter :D Niezłą minę miał ten gościu bo kilka minut wcześniej "objechał" mnie na hopce przed Skarbimierzycami.
Samopoczucie super. Bardzo dobrze mi się dziś jechało, noga kręciła, plecy nie bolały, puls nawet nawet. No i pogoda idealna! Bo kolarskiego wietrzyku zawsze trochę musi być ;)
HZ: 2% FZ: 72% PZ: 26%
Komentarze (3)
Ja to po lesie rekreacyjnie, techniki nie mam więc nie chce się połamać. Ale może kiedyś na jesień rozjazdowo można by się wybrać na jakiś wypad w las, nawet większą ekipą :) Daniel, ja "udaję" że pilnuję hahahaha :)