Trening #25 Samotna setka i jestem w d....
Niedziela, 7 kwietnia 2013
· Komentarze(6)
Kategoria 100-200km, Rundy treningowe
Już się wybierałem na spotkanie z kolegami czyli Robertem, Bartkiem i Marcinem, pompuje przednie koło i BUM! Strzelił wentyl. Poszła z rana soczysta wiązanka i zabrałem się za wymianę dętki. Jazdę z chłopakami odpuściłem bo nie chciałem ich opóźniać, poza tym miałem ograniczony limit czasowy.
Po pierwszych kilkuset metrach wiedziałem, że lekko dziś nie będzie. Puls jak na mnie jakiś masakryczny. 27-29km/h i 165-175??? Halo halo coś jest nie tak. Przez pierwszą godzinę chyba ani razu nie zanotowałem wartości poniżej 150 a średni oscylował w okolicach 165 przy przeciętnej prędkości 28,4 km/h. ŻENUA. Wiatr niezbyt silny ale k.... ciągle w mordę. Pojechałem na Dobieszczyn z zamiarem pokręcenia dużej pętli przez Locknitz i górki w Ramin i Grambow. Wiatr pizgał z północy i do granicy na młynku więc sobie myślę, że po nawrotce na południe będzie spoko. Taki uj. Znów kurde w morde. Mniej lub bardziej bocznie ale w mordę. Doczłapałem się do Locknitz po drodzę mijając się (i nie poznając) z chłopakami. Puls pomało pomału zaczął się normować ale nie umiałem się rozkręcić powyżej 30km/h przy zachowaniu strefy. No masakra jakaś. Nie wiem co się działo, czy się przemęczyłem czy co? Albo wychodzi nieregularność treningów. W każdym razie jestem w totalnie słabej dyspozycji porównując do formy z przed dwóch, trzech tygodni. Trochę załamka człowieka ogarnia ale nie wolno się poddawać. W tygodniu mam zamiar z 2-3 razy wyjechać na 1,5-2h i trochę usystematyzować treningi bo dobrze nie jest. W Locknitz przerwa na ciasteczka i dalej na górki na Ramin. Od Ramin wiatr w plecy. Odcinek do Grambow mija szybko i przyjemnie ale bez szału. Potem na Lubieszyn. Oj wielką miałem ochotę skręcić już na Mierzyn i pojechać prosto do domu, byłem przemarznięty, nogi puste, pomimo słońca odczuwalna temperatura jak w środku zimy i ten wiatr. Przełamałem się jednak i pokręciłem Bismark i dalej przez falbanki do Blankensee dokręcając ostatecznie do setki. Plan wykonany. Ujechałem się jak wół.
HZ: 4%
FZ: 63%
PZ: 32%
Po pierwszych kilkuset metrach wiedziałem, że lekko dziś nie będzie. Puls jak na mnie jakiś masakryczny. 27-29km/h i 165-175??? Halo halo coś jest nie tak. Przez pierwszą godzinę chyba ani razu nie zanotowałem wartości poniżej 150 a średni oscylował w okolicach 165 przy przeciętnej prędkości 28,4 km/h. ŻENUA. Wiatr niezbyt silny ale k.... ciągle w mordę. Pojechałem na Dobieszczyn z zamiarem pokręcenia dużej pętli przez Locknitz i górki w Ramin i Grambow. Wiatr pizgał z północy i do granicy na młynku więc sobie myślę, że po nawrotce na południe będzie spoko. Taki uj. Znów kurde w morde. Mniej lub bardziej bocznie ale w mordę. Doczłapałem się do Locknitz po drodzę mijając się (i nie poznając) z chłopakami. Puls pomało pomału zaczął się normować ale nie umiałem się rozkręcić powyżej 30km/h przy zachowaniu strefy. No masakra jakaś. Nie wiem co się działo, czy się przemęczyłem czy co? Albo wychodzi nieregularność treningów. W każdym razie jestem w totalnie słabej dyspozycji porównując do formy z przed dwóch, trzech tygodni. Trochę załamka człowieka ogarnia ale nie wolno się poddawać. W tygodniu mam zamiar z 2-3 razy wyjechać na 1,5-2h i trochę usystematyzować treningi bo dobrze nie jest. W Locknitz przerwa na ciasteczka i dalej na górki na Ramin. Od Ramin wiatr w plecy. Odcinek do Grambow mija szybko i przyjemnie ale bez szału. Potem na Lubieszyn. Oj wielką miałem ochotę skręcić już na Mierzyn i pojechać prosto do domu, byłem przemarznięty, nogi puste, pomimo słońca odczuwalna temperatura jak w środku zimy i ten wiatr. Przełamałem się jednak i pokręciłem Bismark i dalej przez falbanki do Blankensee dokręcając ostatecznie do setki. Plan wykonany. Ujechałem się jak wół.
HZ: 4%
FZ: 63%
PZ: 32%