Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
36.63 km 0.00 km teren
00:56 h 39.25 km/h:
Maks. pr.:53.31 km/h
Temperatura:25.0
HR max:191 ( 95%)
HR avg:176 ( 88%)
Podjazdy: m
Kalorie: 923 kcal

Kolarski Czwartek tor Poznań

Czwartek, 2 czerwca 2016 · dodano: 03.06.2016 | Komentarze 2

Tak się złożyło, że w czwartek miałem szkolenie w Poznaniu. Tak się złożyło, że w czwartki są też organizowane co tygodniowe wyścigi kolarskie na poznańskim torze samochodowym - impreza znana i ceniona w środowisku. Decyzja była więc jedna: bierzemy rowery i po szkoleniu na tor! 
Klimat świetny. Byliśmy z Piotrem na miejscu godzinę przed startem. Na torze ścigali się jeszcze amatorzy motosportu i oprócz podrasowanych starych civiców czy golfów były też sportowe porsche, aston martiny, BMW M3, jaguary... Potężny ryk turbodoładowanych silników zagłuszał rozmowy ale... nastrajał do czekającego nas za kilkadziesiąt minut ścigania. Udaliśmy się do biura zawodów, pobraliśmy numery startowe i opłaciliśmy wpisowe (10 zika numer za pierwszy start i 20 wpisowe, przy kolejnym starcie już tylko 20 za wpisowe). W między czasie spiker-dyrektor nadzorujący całą imprezę zaczął opowiadać, aby jechać ostrożnie bo tydzień temu w ruch poszły dwie karetki i śmigłowiec medyczny - początkujący kolarz przestraszył się karkołomnego tempa na zakręcie i zaczął hamować wykładając ludzi za nim. Po tym komunikacie już mi się zjerzył włos i zacząłem się denerwować. Pojechaliśmy więc na objazd trasy. Runda ma 4km z kawałkiem a dzisiaj przewidziane było 10 rund czyli 40 km. Tor jest generalnie płaski, nie ma hopek ale zakrętów, patelni, szykan jest mnóstwo co sprawia, że trasa jest bardzo wymagająca technicznie, BARDZO. Dodatkowo po wcześniejszych szaleństwach kierowców asfalt był rozgrzany, dziwnie lepki, jakby pływający, trzeba go było wyczuć. Po dwóch rundach ustawiliśmy się już na starcie.

Niestety nie usłyszałem dokładnie odliczania i nie zdążyłem uruchomić Stravy :(. Ludzie zaczęli się wpinać i ruszać więc zrobiłem to samo. Tempo  prawie 100-osobowego peletonu od razu 45km/h pod wiatr ale nie zdziwiło mnie to po doświadczeniach z Velo hyhyhy. Po kilkuset metrach pierwszy zakręt, no było nerwowo, trzeba strasznie pilnować toru jazdy ale ciężko go kontrolować bo idzie się na granicy przyczepności  kół, każdy bardziej nerwowy ruch grozi poślizgiem lub zaczepieniem o rywala z boku, z tyłu, z przodu a dodatkowo zaraz na wyjściu znów rura, puls 190... ciasno... Uff Uff... Po kilku kolejnych zakrętach mózg zaczął już się przyzwyczajać i ogarniać choć nie można tego było nazwać komfortem. Pierwsze dwa kółka poszły mocno ale miałem jeszcze rezerwę. Na trzecim okrążeniu zrobiłem błąd, wziąłem zakręt za bardzo po zewnętrznej a na domiar złego na wyjściu uderzał w mordewind. Efekt? Jak wypadłem z peletonu to mnie zwiało jak liść na wietrze. Na szczęście straciłem tylko kilka pozycji i z powrotem wleciałem w chmarę kolorowych kolarzy. Kosztowało mnie to jednak pierwszy "strzał" po nogach, poczułem uda. Na czwartym kółku koniec zabawy, czołówka zaczęła robić przesiew. Poszły takie zaciągi, że ja nie ogarniam. Jadąc w peletonie miałem puls 185 i więcej i walczyłem o utrzymanie koła, a przecież jechałem w grupie. Co za KONIE muszą być na czubie, aby nadawać takie tempo?! Czwarta runda dała mi mocno po nogach, dwa razy prawie odpadłem ale dociągałem. Chłopaki z czołówki na prostej przed kreską (finisz pod wiatr...) pokazali o co chodzi w kolarstwie. Jadąc w tyle widziałem jak z przodu kręcą do lewej... do prawej... próbując wykorzystać silny wiatr  do zerwania z koła rywali, naciągnięcia grupy. Piękny widok dla amatora, smak prawdziwego szosowego ścigania. W nogach bolało, ale satysfakcja ogromna jak po raz kolejny udało się przetrwać te ataki. Na piątej ostatniej rundzie było mi już coraz trudniej utrzymać tempo. Brakuje dynamiki, te strzały po wyjściu z zakrętów mnie mordowały. Gdzieś w drugiej połowie okrążenia na którymś zakręcie poszedł taki gaz, ludzie się tak mocno składali, że chyba brakowało tylko wyciągnąć kolano jak motocykliści mają w zwyczaju. Na wylocie jeszcze docisnęli... rozkręciłem 50km/h ale po 20 kilometrach jazdy na maxa to był szczyt moich możliwości. Za mało. Wywaliło mi crtical error i tyle :D. Średnia w tym momencie wynosiła 43 km/h! Odjechali a ja kręciłęm swoje próbując nie dać się zdublować. W momencie gdy odpadłem pogoda szybko się zepsuła, ciemne chmury nie zwiastowały nic dobrego. Zaczęło kropić i grzmić bo nad torem przechodziła burza. Wiatr był już naprawdę silny ale każde przejechanie przez strefę mety (spiker, kibice itd.) tak mnie motywowało, że nie miałem ochoty zjeżdżać. W końcu dojeżdża do mnie dwóch innych co odpadli i kręcimy w trójkę. Pada już srogo ale po chwili lunęło jak z wodospadu grad z deszczem. Do tego co chwila słychać grzmot, spod kół fontanny wody a w butach jezioro. W takich warunkach zrobiliśmy jeszcze jedno kółko i tuż przed kreską, gdy miałem wylecieć na ostatnią rundę zdublował nas peleton. Finiszowali na takiej prędkości w tych strugach wody, że chyba mają jaja ze stali. Aż 27 zawodników zaliczyło DNF, głównie z powodu ciężkich warunków pogodowych.

I tyle. 56 minut tak intensywnych wrażeń, że warto wydać te 20 zł. Ba... warto tu nawet kiedyś przyjechać tylko dla tej godziny ścigania. Cieszę się bardzo ze zdobytego doświadczenia bo pomimo tego, że trochę już na szosie jeżdżę czy to ustawki czy to maratony to jazda w peletonie w tempie wyścigowym jest naprawdę trudna i wymaga niezłego objechania się. Ale zaczyna mi się to bardzo podobać. Na myśl o grupowych startach w Maratonach Szosowych aż mnie wykręca ze zniechęcenia... Jaram się już za to na Puchar Bałtyku! :)

1: 0%
2: 0%
3: 70%
4: 30%
kad: 96


Serio byłem fest zestresowany :)


Finish line skąpany w promieniach wieczornego słońca


Foto jakie znalazłem w necie z mojej ostatniej rundy (źródło)

Kategoria 0-50km, Szosa, Wyścigi



Komentarze
Jim | 14:14 piątek, 3 czerwca 2016 | linkuj ja też się jaram na Puchar Bałtyku. :)
barblasz
| 11:24 piątek, 3 czerwca 2016 | linkuj Piękna sprawa- zazdraszam :) start wspólny to jest to !!!pozdro koksie !!!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iwyga
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]