Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:848.47 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:21:04
Średnia prędkość:30.12 km/h
Maksymalna prędkość:61.70 km/h
Suma podjazdów:2472 m
Maks. tętno maksymalne:194 (98 %)
Maks. tętno średnie:168 (85 %)
Suma kalorii:14979 kcal
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:38.57 km i 1h 54m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
29.72 km 0.00 km teren
01:01 h 29.23 km/h:
Maks. pr.:50.80 km/h
Temperatura:17.0
HR max:172 ( 87%)
HR avg:136 ( 69%)
Podjazdy:219 m
Kalorie: 647 kcal

Trening #44 Rege po sobocie

Poniedziałek, 3 czerwca 2013 · dodano: 03.06.2013 | Komentarze 0

Regeneracyjna godzinka młynkowania. Puls niiiiiisko. Noga w sumie świeża, nic nie bolało, na podjazdach podawała. Dobrze, że dzisiaj w planie lajcik bo wichura konkretna i jakbym miał jechać dużą pętlę w normalnym tempie to bym się chyba zaj..... :)

HZ: 57%
FZ: 41%
PZ: 2%

Dane wyjazdu:
71.59 km 0.00 km teren
02:01 h 35.50 km/h:
Maks. pr.:50.40 km/h
Temperatura:14.0
HR max:194 ( 98%)
HR avg:168 ( 85%)
Podjazdy:325 m
Kalorie: 1722 kcal

X Gryfickie Maratony Rowerowe GRYFLAND 2013

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 8

Pierwszy start w tym sezonie. Podchodziłem do niego z duuuużą rezerwą bo forma słaba, wiosna zawalona i wiedziałem, że nie ma co liczyć na dobre wyniki. Nocleg mieliśmy zapewniony u babci mojej żony w Płotach więc z rana na spokojnie po 7 wyjechaliśmy z Gosią w stronę Niechorza.

Generalnie nawet nie robiłem specjalnego riserczu z kim jadę w grupie, przejrzałem tylko kategorie wiekowe i rowerów. A nasza grupa startowała jako pierwsza z MINI. Niedobrze. Lepiej gonić niż uciekać. Pogoda nie rozpieszczała, było zimno i deszczowo, dodatkowo bardzo wietrznie. Pojechałem jednak w krótkich spodenkach, tylko z rękawkami na rękach - dobra decyzja, "na długo" bym się zagotował.

Tradycyjnie najpierw rozgrzewka a o 9:55 start.

Na czub od razu wyrwali Marcin Wolski z M2 i Szymon Jakubiec z M1. Chłopaki od razu rozkręcili baaardzo mocne tempo i jeszcze zanim wyjechaliśmy z Niechorza zapieprzali ponad cztery dychy. Trójka czy czwórka (w tym ja), która nie spodziewała się aż takiej rury od pierwszego metra mozolnie spawała, spawała, aż w końcu złapaliśmy uciekinierów. Tempo jednak nie spadło. Non stop powyżej 40km/h jedynie przy wzniesieniach delikatnie spadało do 39km/h :D Po prostu hardkor. Średni puls w pierwszych 5 minutach 187 i metaliczny posmak w ustach... Ogień!
Wychodziłem na zmiany, ale czułem, że jest za mocno i prędzej czy później jazda się skończy. Dziesiąty kilometr. Trafiło mi się popracować przed górką, mielę i zaginam, żeby utrzymać te 36-37 ale młodziakom jest mało i poprawiają po mnie. Wszystko się rwie, przy próbie złapania koła odbija korby i uciekająca dwójka oraz Andrzej Gierusz z M4 odjeżdżają. W połowie dystansu między nimi a mną smaży się Tomek Jakubiec. Patrze na licznik: AVS 41,4 km/h - łoooooł....
Po paru kilometrach jazdy z jeszcze jednym zawodnikiem, który został mi na kole i z rzadka dawał zmianę łapiemy "zawieszonego" Tomka i już w trójkę gonimy dalej. Kolega też zaczyna sprawiedliwie pracować i jakoś jedziemy te kilka kilometrów. Na pierwszej większej górce jednak nie wytrzymuje tempa i strzela, zostajemy z Tomkiem sami. Uderzamy na Gryfice i przejeżdżając przez centrum kierujemy się na Świerzno. Zaraz za rogatkami Gryfic dochodzimy Andrzeja, który również nie wytrzymał tempa uciekinierów i mieliśmy znów trzeciego do pomocy. Andrzej dawał solidne zmiany i naprawdę dobrze się nam pracowało. Zależało nam aby nie złapał nas nikt ze startujących po nas więc lekko nie było. Po drodze całkiem fajne podjazdy, niekiedy można się było poczuć jak gdzieś przed Karkonoszami, aż trudno było uwierzyć, że kilkadziesiąt kilometrów dalej jest plaża i Bałtyk :)
W Świerznie (50km) punkt kontrolny i żywnościowy. Przelatujemy tylko przez bramkę i ani nam w głowie pit stop. AVS: 38,9 km/h... Zmiana kierunku jazdy i uderza wmordewind. Tempo siada i trzyma się w przedziale 32-37. W końcu gdy wyjeżdżamy na otwarte polany ustawiam trochę chłopaków aby polecieć szybszymi zmianami bo na takich kilometrowych to się zajedziemy. Tempo od razu rośnie o ładnych kilka cyferek w górę. Patrze do tyłu - PUSTO. Nikogo goniącego nie widać. Nikt nas nie wyprzedził a do mety tylko 20 kilometrów. Niestety Tomek w końcu krzyczy, że nie wytrzyma tak szybkich zmian, że nie odpoczywa i zaraz spuchnie. Znów tempo siadło ale i tak bardziej opłacało się jechać w trójkę niż w dwójkę. Czułem też pomału, że finisz rozegra się miedzy mną a Andrzejem. Kilka kilometrów przed Niechorzem konkurent z M4 próbuje kilka razy zaciągnąć i zerwać ale się nie udaje i do miasteczka wjeżdżamy we trójkę. Ostatnia prosta główną ulicą, niezły hardkor. Mnóstwo snujących się aut, turyści na chodnikach i na asfalcie... garby spowalniające a my rozpoczynamy ostateczną walkę. Jak już tempo się rozkręca drogę przecina nam kolumna dzieci z "zielonej szkoły"! Hamujemy do zera, nerwówka, szukam luki, jest... teraz albo nigdy, śmigam między dzieciakami a Andrzej rusza za mną w pogoń. Jest moc... cisnę ile sił 2 metry... 5 metrów... 10 metrów przewagi i utrzymuje. Wchodzę w ostatni zakręt, uda prawie eksplodują, desperacko cisnę w korbiacze, do mety kilkadziesiąt metrów i ktoś wyłącza prąd... przestrzeliłem ze sprintem! Odwracam się, Andrzej jest co raz bliżej... czuje się jak Niemiec na tegorocznym Giro. Próbuję jeszcze rozpaczliwie wskoczyć mu na koło gdy wyprzedza mnie tuż przed metą ale nie daje rady i wyjąc z bólu przelatuję przez metę, padam na ziemię. Słyszę też rywala jak wrzeszczy od piekących nóg. Piękna walka. Podziękowaliśmy sobie za sprint i w sumie wyszło sprawiedliwie bo Andrzej dawał najdłuższe zmiany i był z naszej trójki najlepszy.

WYNIKI:
MINI M2 Szosa - 4/10 (40 sek. straty do podium)
MINI OPEN Mężczyźni - 25/138

Jestem zadowolony. Czuję pewien niedosyt bo pomimo słabej formy miałem realną szansę na podium, ale wiadomo - mądry Polak po szkodzie... Jest dobrze. Z resztą o pierwszych miejscach można było zapomnieć. Czołówka była nie do złapania, nie ten poziom. Pierwsza szóstka OPEN prezentowała czasy godne zawodowców a to przecież jazda kilkuosobowymi grupkami a nie potężnym peletonem. Nie wiem jak bardzo trzeba poświęcić swoje życie i jak niesamowite mieć warunki fizyczne aby osiągać takie wyniki. Dla mnie raczej poza zasięgiem ale jestem niesamowicie zmotywowany. W tym sezonie nie powalcze, ale na zimę obowiązkowo kupuję katownik i 2014 chcę być o wiele mocniejszy.

Pozdrowienia i gratulacje dla kolegów, którzy również w tą pamiętną sobotę zmagali się z wiatrem i deszczem! Do zobaczenia na trasie!

HZ: 0%
FZ: 17%
PZ: 84% (!!!!)

Oprawę wizualną jak zwykle zawdzięczam mojemu najwierniejszemu kibicowi - Małgosi :)


Przed startem


Ostatnie poprawki


Finisz. Andrzej wygrywa (146) a w tle dojeżdża Tomek.


Na mecie. Bolało!
Kategoria 50-100km, Wyścigi