Prolog do "wielkiej pętli" #2
Początkowo trasa miała być odwrotnością poprzedniej. Jednak ambicja jednego z uczestników niepozwoliła jej tak szybko zakończyć...
Wyruszyliśmy spod Błoni w kierunku Głębokiego. Tam czekał już na nas Robert (2befree).

Ekipa przed wyjazdem.
Po krótkim przywitaniu wyruszyliśmy w kierunku Wołczkowa. W Dobrej odbiliśmy na Buk i przekroczyliśmy granicę przed Blankensee. Pogoda okazała się zdecydowanie mniej wiosenna niż wczorajsza. W powietrzu unosiła się lekka mgła, która w połączeniu z 2 stopniami "ciepła" działała bardzo wychładzająco. Po kilku kilometrach rozgrzaliśmy się trochę i zimno przestało tak dokuczać. Droga z Pampow do Grunhof to oczywiście bajka. Gładziutki asfaltowy szlak - czysta przyjemność. W Grunhof skręciliśmy na Glashutte.

Peleton w drodze do Glashutte, w tle wioska Pampow.
Kierowaliśmy się na północ ścieżką rowerową prowadzącą od Glashutte do rozjazdu Hintersee/Szczecin. W między czasie wyprzedził nas, sądząc po akcencie niemiecki, peleton szosowców. Jechali na oko coś w okolicach 30km/h. My z kolei trzymaliśmy tempo ok. 22-24 km/h. Dojeżdżając do rozjazdu jednogłośnie przegłosowaliśmy opcję ataku na Ueckermunde. W sumie był to dość szalony pomysł bo zapasy jedzenia i napojów były zaplanowane przez większość z nas na trasę zdecydowanie krótszą. Z nadzieją, że jakoś to będzie udaliśmy się dalej w kierunku północnym na Hintersee. Tam zauroczyła nas zabudowa, a zwłaszcza ten domek:

Stara zabudowa Hintersee kryta strzechą.
Tuż za Hintersee Robert poprowadził nas szlakiem rowerowym na Rieth, bo podobno jest tam ładny widok na Jezioro Nowowarpieńskie (po ichniejszemu Neuwarper See). Szlak okazał się leśnym duktem, który był dość wymagający dla moich bardzo wybrednych w kwestii nawierzchni gum 700x23 ;P. Dałem jednak jakoś radę i kilka (a może kilkanaście) kilometrów dzielnie się przez ten las przedzierałem. W końcu dojechaliśmy do punktu widokowego.

Ambona widokowa niedaleko Riethe.

Widok na Jezioro Nowowarpieńskie.
Po krótkim postoju i naładowaniu baterii czekoladą zaatakowaliśmy główny cel podróży mijając po drodze Warsin i Bellin. W końcu z radochą przywitaliśmy tabliczkę "Uckermunde". Odbiliśmy w kierunku zalewu i znaleźliśmy małą przystań nieopodal której rozciągała się krótka ueckermundzka plaża.

Plaża w Uckermunde.

Widok na port.
Skierowaliśmy się do centrum miasta a tam po kilku perypetiach znaleźliśmy knajpę z całkiem dobrym kebabem ale fatalnym wegetariańskim calzone (zmrożone na kość brokuły to nie jest ulubiony przysmak Roberta ;P). Po tej sycącej strawie pojechaliśmy w drogę powrotną chyba najszybszą trasą, tj. przez Eggesin, Ahlbeck, Hintersee, Dobieszczyn, Tanowo aż do Szczecina.

Niektórzy dziwnie okazują radość z powodu przekroczenia granicy ;)
Najbardziej dumny jestem ze swojej dziewczyny, która praktycznie bez żadnego przygotowania przejechała z nami całkiem duży dystans. Jak to Robert stwierdził: ma największe jaja z całej naszej ekipy ;P.

Gosia na swoim nowym rowerze.
Jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego wyjazdu, tempo rekreacyjne fajnie zregenerowało nogi po wczorajszym szosowaniu. Najbardziej jednak doskwiera mi tyłek. Nogami bez większego wysiłku dojechałbym do 200 km, ale pod warunkiem, że siodełko można by było zmienić na wygodny fotel hehehehe.