Trening #14 Na kacu
Sobota, 25 czerwca 2011
· Komentarze(1)
Kategoria 50-100km, Rundy treningowe
Wczoraj zabalowałem i trochę procentów poszło także dzisiejsza kacowa dyspozycja była raczej średnia. Zaplanowałem więc lekkie kręcenie, zwłaszcza, że wiatr raczej nie pozwoliłby na bicie rekordów. A i po ostatnich wyjazdach z koxem Romkiem i koxem Krzyśkiem przydałoby mi się trochę lżejszej, relaksacyjnej jazdy ;P
Od rana niestety bolało mnie prawe kolano, prawdopodobnie zostało w jakiś tajemniczy sposób stłuczone, najprawdopodobniej w nocy, na parkiecie, kiedy byłem przekonany, że jestem jak John Travolta w "Gorączce sobotniej nocy". Stłukłem je sobie tak niefortunnie, że bolało przy pedałowaniu... no ale trudno.
Wyruszyłem o 16 i skierowałem się na Głębokie i przejście graniczne w Buku. Po kilku kilometrach ból się zmniejszył i tak sobie kręciłem starając się nie wychodzić powyżej tlenu. Wiatr cały czas w morde ale nogi świeże po parodniowym wypoczynku to podawały nie najgorzej. Z Blankensee do Grunhof. Tam odbiłem szosą na południe do Locknitz. W centrum miasta postój na szamanko i dalej na południe trasą, którą pokazał mi Krzysiek. Pierwsz raz przejechałem ją w odwrotnym kierunku i muszę przyznać, że jest chyba jeszcze atrakcyjniejsza. Niestety tuż za Locknitz kolano znów się odezwało i naprawdę przeklinałem decyzję o dzisiejszym wypadzie. Jednak gdy minęłem granicę w Lubieszynie i skierowałem się na Szczecin ból znacznie zmalał. Gdy dojechałem do Dołuji nie mogłem się powstrzymać: wiatr w plecy, lekkie pagórki... no i jak tu się trzymać wyznaczonej strefy i nie pocisnąć hehe. Uległem pokusie i podkręciłem do 40km/h.
Ogólnie kilometrów zbyt dużo się nie uzbierało. Pogoda bardzo wietrzna i najczęściej wiało niekorzystnie, dodatkowo jeszcze to kolano i kac. Górki za Locknitz trochę podniosły puls i to tam zrobiłem maxa na podjeździe z blatu.
HZ: 18%
FZ: 63%
PZ: 18%




Od rana niestety bolało mnie prawe kolano, prawdopodobnie zostało w jakiś tajemniczy sposób stłuczone, najprawdopodobniej w nocy, na parkiecie, kiedy byłem przekonany, że jestem jak John Travolta w "Gorączce sobotniej nocy". Stłukłem je sobie tak niefortunnie, że bolało przy pedałowaniu... no ale trudno.
Wyruszyłem o 16 i skierowałem się na Głębokie i przejście graniczne w Buku. Po kilku kilometrach ból się zmniejszył i tak sobie kręciłem starając się nie wychodzić powyżej tlenu. Wiatr cały czas w morde ale nogi świeże po parodniowym wypoczynku to podawały nie najgorzej. Z Blankensee do Grunhof. Tam odbiłem szosą na południe do Locknitz. W centrum miasta postój na szamanko i dalej na południe trasą, którą pokazał mi Krzysiek. Pierwsz raz przejechałem ją w odwrotnym kierunku i muszę przyznać, że jest chyba jeszcze atrakcyjniejsza. Niestety tuż za Locknitz kolano znów się odezwało i naprawdę przeklinałem decyzję o dzisiejszym wypadzie. Jednak gdy minęłem granicę w Lubieszynie i skierowałem się na Szczecin ból znacznie zmalał. Gdy dojechałem do Dołuji nie mogłem się powstrzymać: wiatr w plecy, lekkie pagórki... no i jak tu się trzymać wyznaczonej strefy i nie pocisnąć hehe. Uległem pokusie i podkręciłem do 40km/h.
Ogólnie kilometrów zbyt dużo się nie uzbierało. Pogoda bardzo wietrzna i najczęściej wiało niekorzystnie, dodatkowo jeszcze to kolano i kac. Górki za Locknitz trochę podniosły puls i to tam zrobiłem maxa na podjeździe z blatu.
HZ: 18%
FZ: 63%
PZ: 18%

Pagórki za Pampow© maccacus

Kocur w Locknitz© maccacus

Centrum Locknitz i wyjazd na Retzin© maccacus

Takie fajne pagórki są w rajchu, i jeszcze jak malowniczo :)© maccacus

A nad Szczecinem ciemne chmury - przejście graniczne Linken/Lubieszyn© maccacus