Do pracy jechało się smerfastycznie (pomijając epizod wymuszenia pierwszeństwa przez ciężarówkę, który mało nie przypłaciłem czołówką). Asfalty suchutkie, śmigałem między autami i dojechałem z AVS 28km/h rozkręcając nogi po wczorajszym. Powrót za to żółwim tempem i to świadomie bo się rozpadał obrzydliwy rzęsisty deszcz i nie chciałem się upieprzyć. Wpadłem po drodze do rowerowego koło Grunwaldzkiego i zakupiłem obrzydliwy tylny błotnik, mocowany do sztycy. Brzydal kosztował jedyne dwie dychy więc zaszalałem i dorzuciłem jeszcze najnowszy Magazyn Rowerowy bo to chyba jedyne polskojęzyczne pismo o rowerach gdzie poswięca się troche stron tematyce kolarstwa szosowego...
Koza wygląda z błotnikiem przekomicznie, ale przynajmniej dupa będzie sucha :)
A poniżej: szaleńczy zjazd górskimi serpentynami, a za barierką... przepaść czyli Giro 2004. Polecam zwłaszcza od 6:16 &feature=related#t=6m15s
Komentarze (4)
Nie Ty jeden Paweł :) Byle się utrzymała taka "zima" jak do tej pory, do śniegu mi nie tęskno