Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
77.00 km 0.00 km teren
02:24 h 32.08 km/h:
Maks. pr.:46.20 km/h
Temperatura:28.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:174 ( 88%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1988 kcal

Gorzowski Maraton Rowerowy 2012 Pechowo...

Sobota, 30 czerwca 2012 · dodano: 30.06.2012 | Komentarze 10

Kolejny maraton z serii Pucharu Polski. Wyjazd tradycyjnie z rańca. Na trasie do Gorzowa mija nas Grzesiek i w kolumnie jedziemy do Wojcieszyc, gdzie znajduje się linia startu. Szybko odbieram pakiet startowy, potem trochę pogadanek ze znajomymi i wyjeżdżam na rozgrzewkę.
Z niewiadomych przyczyn godziny startu poszczególnych grup zostają opóźnione o 15 minut. Spokojnie więc kręce sobie badając nogę. Nie jest źle ale i do rewelacji brakuje.
Grupa jaką wylosowałem nie rokowała dobrze i krótko mówiąc była dość słaba. Z mojej kategorii wiekowej nie było nikogo. Z osób, z którymi mógłbym zainicjować jakąś konkretną jazdę naliczyłem dwie: Dariusza i jego syna Mateusza Wasilewskich. Reszta to rowery "inne" i kobiety więc na miłe zaskoczenie nie liczyłem. W trakcie oczekiwania na start pogoda szybko zmieniła się na deszczowo-burzową. Zerwał się mocniejszy wiatr a z południa nadciągały ciężkie siwe chmury...

Godzina 9:51 - start.
Od razu rwę do przodu i zarzucam testowe 35-37km/h żeby sprawdzić naszą piętnastkę. Zabrało się około dziesięciu. Na piątym kilometrze schodzę ze zmiany, patrzę - już tylko siódemka. Tempo solidne ale bez przesady mimo to dwa kilometry dalej mocniej rwę pod górkę i na szczycie zostaje dwójka - Darek i Mateusz. No to lekko nie będzie :). Mimo to dobrze nam się układa współpraca, Darek z M4, Mateusz z M1, ja z M2 więc konkurencji między nami za dużej nie było - idealna sytuacja aby razem wypracować dobry czas. No i pech... Na 17-tym kilometrze przejeżdżam przez coś co brzmiało jak przejechana puszka i coś metalicznego przyczepiło się do przedniej opony. Z początku myślałem, że może jakaś blaszka się lekko wbiła w bieżnik i chciałem na moment się zatrzymać i oczyścić. Krzyczę do chłopaków: poczekacie chwilę? "Nie, nie czekamy" no i pojechali. W sumie się nie dziwię. Zatrzymuje się, koledzy odjeżdżają, przekręcam koło i moim oczom ukazują się dwie pierdo..... pinezki wbite w opone... No ku....!!!! Skąd na tej drodzę wzięło się pudełko pinezek????
Wyjmuje jedną i momentalnie uchodzi powietrze. Zaczyna kropić. Zabieram się za zmianę dętki ale dookoła krzaki wysokie, na asfalcie śmigają co chwila wyprzedzający mnie kolarze i auta. Jakoś się z tym uporałem. Czuję, że strata jest już spora ale narasta we mnie ogromna złość i nerw z powodu tego defektu więc zapinam koło i ruszam ostro do przodu. Narzucam sobie ostre jak na mnie tempo i cisnę samotnie trzymając się powyżej 35km/h. Asfalt jest już mokry i tak jest do samej mety, ciuchy momentalnie przemakają od bryzgających kół. Na szczęście jest parno więc wychłodzenie mi nie grozi. Nie wiem czemu, ale te dość ciężkie warunki dodatkowo mnie napędzały. Wyprzedzam kolejnych zawodników, ale na horyzoncie nie widać żadnej "porządnej grupy", za plecami też mnie nikt nie goni... pech. Kolejne kilometry upływają mi na indywidualnej jeździe na czas. Przed 30stym kilometrem w końcu słyszę klik przełączanych przerzutek za plecami. Podłączył się starszy zawodnik na przełajce. Jedzie dobrym tempem, wychodzi na zmiany i trochę odpoczywam na jego kole. Po chwili podczepia się jeszcze jeden gość na szosie, ale wiezie się tylko na kole. Niestety pomocników tracę już po kilku kilometrach na serii ostrych zakrętów w jakiejś wiosce, zaraz za punktem żywnościowym. Asfalt jest niewyobrażalnie śliski, pokryty jakąś mazią, przy mocnym depnięciu tylne koło traci przyczepność. Na jednym z zakrętów wylatuję na błotniste pobocze ale cudem unikam wywrotki i wracam na drogę goniąc przełajowca i tego szosowca. Nie minęła może sekunda, Ci składają się w zakręt i łapią poślizg. Fatalnie grzmotnęli. Podjeżdżam, pytam się: cali jesteście? "Cali ale jedź dalej, dla mnie jazda się już skończyła" Nie odpuczam: dawaj, dobre zmiany były coś razem wykręcimy! "Jedź jedź!"
No to pojechałem... I znów sam. Znów mijam kolejnych ale nikt nie jest skory współpracy. Czasem zatrzymuje się na kole wolniejszych żeby trochę odetchnąć i zjeść kawałek batona i dalej rura samotnie. Namawiam do współpracy, ale nikt nie ma chęci, motywacji i chyba też nogi. Obracam się co jakiś czas do tyłu żeby złapać jakiś pociąg ale kompletnie nic nie jedzie. Pusto. Przed 60-tym kilometrem w końcu jedzie jakaś mocna dwójka. Wyprzedzają mnie na górce i się doklejam. Chłopaki nieźle prują, starszy zarządza aby nie schodzić poniżej 40km/h. Wychodzę na zmianę i jadę kilometr. Schodzę i czuję, że nie wytrzymam ich tempa, samotne gonienie przez tyle kilometrów nieźle mnie już wyczerpało. Strzelam i patrzę jak chłopaki odjeżdżają. Szkoda... ale nie chciałem się już totalnie ugotować, trzeba mierzyć siły na zamiary. Zapodaje swoje 35-40km/h i kręcę dalej. Przychodzi kryzys. Nogi słabną z minuty na minutę, chwytają skurcze. Kilkanaście kilometrów przed kreską wyprzedza mnie szosowiec z M4 albo M5. Ładnie idzie, trzyma tempo mocniejsze od mojego ale nie na tyle duże, żebym się urwał. Idealny układ, łapię koło i postanawiam odpocząć i złapać oddech. Łykam kofeinę i wracają siły i już lecimy po zmianach. Kasujemy po drodze sporo kolarzy ale nikt się nie podczepia. Jeszcze tylko kilka kilometrów i meta... 500 metrów przed kreską odjeżdżam kompanowi i finiszuję samotnie.

Czas z licznika: 2:13:42, przeciętna 34,5 - nienajgorzej jak na większość dystansu przejechanego samotnie, jestem z siebie zadowolony.
Z resztą po tętnie widać, że lekko nie było - średnie 174 ud/min. Nigdy nie miałem większego. Praktycznie cały wyścig powyżej strefy.

Czas brutto z defektem 2:24:10 (11 minut męczyłem się z dętką! Wstyd :P)
MINI OPEN 63/175
MINI M2 SZOSA 13/22

Gdyby nie defekt... Ale za to była niezła próba charakteru, jestem zadowolony i usatysfakcjonowany. Dobry trening :)

Pozdrowienia i graty za rywalizację dla ekipy:
Magdy
Romka
Grześka
Roberta

Oprawa wizualna wyścigu dzięki uprzejmości mojego dyrektora sportowego (Kochanie dziękuję :))


Przed startem


Grześ na lini startu


No i pojechał ku przeznaczeniu


Co ja pacze


Start Magdy


Jest i Robert


Sam mistrz - uzbrojony i niebezpieczny ;)


Ból, pot i skurcze...


a na mecie radocha i dzielenie się wrażeniami - Lubię to :D


To też lubię :P

HZ: 0%
FZ: 10%
PZ: 90%
Kategoria 50-100km, Wyścigi



Komentarze
Bodi-removed
| 19:06 niedziela, 1 lipca 2012 | linkuj ...pojechałeś dobrze ale pech Cię nie opuszczał.Mimo to pokonałeś kilkunastu ludków,którzy pewnie takiego pecha nie mieli a byli słabsi od Ciebie...fajne zdjęcia i dzięki ,że też tam jestem.Pozdro.
axis
| 18:24 niedziela, 1 lipca 2012 | linkuj Trochę pechowo, musisz poćwiczyć wymianę dętki. Swoją drogą mnie pewnie zajęłoby to z pół godziny :D. Gratulacje ;)
Riddick
| 17:20 niedziela, 1 lipca 2012 | linkuj no po tętnie widać że pokazałeś, gratuluję aha i fajne foty, pozdrawiam
exit87
| 13:34 niedziela, 1 lipca 2012 | linkuj gratulacje! szkoda tylko kapcia..
maccacus
| 09:44 niedziela, 1 lipca 2012 | linkuj Dzięki za graty :)
Zbyszek ja w tym sezonie pojadę chyba jeszcze jeden maraton, albo Choszczno albo Łobez, albo może może obydwa. Kołobrzeg odpada bo znajomi się wtedy żenią, a reszta imprez ciutkę za daleko (koszta...). Mam nadzieję, że niedługo coś razem pokręcimy :)
Mateusz jak dziś przestudiowałem wyniki to gdyby nie awaria spokojnie mógłbym powalczyć o pudło w kategorii...
Krzysiek no będe musiał się nad takim rozwiązaniem zastanowić bo na krótkich dystansach jakie jeżdżę taka zmiana dętki przekreśla wszystko :/
Grześ no Ty też nie miałeś nudno hehe!
Daniel w tygodniu koniecznie trzeba się ustawić, musimy pogadać :)
Danielo
| 07:25 niedziela, 1 lipca 2012 | linkuj No nie było tak źle z tym pechem, przypomniałeś mi moje przygody na maratonach, też bywało różnie, w Gorzowie pamiętam jak robiłem 380km i wracałem w środku nocy z burzą z piorunami, ale to hartuje.
Gratulacje za formę, Twoja średnia imponuje, pozdrawiam.
Ps. Ja jestem za losowaniem, przynajmniej szanse równiejsze, niż w ustawkach..
James77
| 21:23 sobota, 30 czerwca 2012 | linkuj ale miałeś przejazd!
działo się u Ciebie :)
gratujacje
Xsystoff
| 21:14 sobota, 30 czerwca 2012 | linkuj Ale lipa z tym losowaniem grup, jak jezdzilem w maratonach to deklarowalo sie czas i jechalo sie w grupie z ludzmi ktorzy podali zblizony. I to dzialalo.... Szkoda kapcia :/ Moze uszczelniacz w sprey`u? Ja na maratonach wozilem takie cudo, na dziury po gwozdziach czy pinezkach dzialalo ekstra i samo pompowalo wstepnie opona do kilku barow, sprey 10 sekund, strzal z co2 kolejne 10 i w pol minuty sie czlowiek uwijal.
saren86
| 21:03 sobota, 30 czerwca 2012 | linkuj Uważam, że to losowanie grup w takiej formie to jest totalny bezsens... Szkoda tej gumy, bo było by pewnie kilkanaście miejsc w górę. Na następnym maratonie sobie odbijesz ;) Mam nadzieję, że też mi się już uda pojechać;) pozdro.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa serwo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]