Trening #72 Towarzyska (prawie) setka
W skład wariatów wchodzili: Ojciec Dyrektor Organizator Roberto i jego wierni kompani czyli Daniel vel atomowe udo, Tomek aka tytanowa łyda i moja skromna osoba. Na miejsce dotarłem z 20 minutowym opóźnieniem bo w ramach porannej gimnastyki zafundowałem sobie kapcia kilometr przed punktem zbornym. Pana z rana jak śmietana ;)
Ruszyliśmy na Dobrą, dalej na Lubieszyn i na południe do Brussow. Trasa malownicza, naprawdę piękne tereny do uprawiania naszego ukochanego sportu. Chwilami teren robił się tak ciekawy, że czułem się prawie jak górach. Na jednym z odcinków specjalnych (słabej jakości bruk) Tomek wyszedł na zmianę. Jako wciąż aktywny kolarz górski nawet na karbonowym Felcie narzucił niezłe tempo i pozostała dwójka została lekko w tyle. Poprawiłem trochę Tomka i spróbowaliśmy szczęścia ale fatalna jakość nawierzchni nie pozwoliła nam rozwinąć skrzydeł :P Tia... No i koksy nasz szybko doszli. Potem nastąpił fajny podjazd a za nim zjazd. Elegancko się nasz peleton rozkręcił i tempo poszło pod 50km/h. Super się jechało. W połowie zjazdu (a był wcale nie krótki) na czoło wychodzi Tomek. Siedze mu na kole, za mną Daniel. Nagle z lewej wystrzeliwuje Robert. Chłopaki bez reakcji więc po chwili odbijam w lewo, wyprzedzam Tomka, depczę mocniej i już siedzę na kole Roberta. Kolega ładnie się rozkręca, lecimy już wyraźnie ponad pięć dyszek. Zjazd się kończy, zaczyna wypłaszczenie a w oddali widać tablicę/drogowskaz. No lotna premia jak w mordę strzelił :D 400 metrów... 300 metrów... czekam, 200 metrów... 150... wychodzę z koła i tablica moja. Uczucie nieziemskie jak wychodzisz do sprintu przy 55 km/h, dla takich chwil warto żyć. Robert kontuzjowany dzisiaj był więc nie podjął specjalnie walki, gdyby go kolano nie bolało pewnie dałby mi popalić hehe. Potem dojeżdżamy do rynku w Brussow, krótki postój i dalej na Locknitz. Współpraca super się układa, Daniel instruuje nas jak się ustawiać do wiatru (ma chłopak wyczucie kurna, ja mam z tym problemy) i po rantach ciśniemy niezłym tempem. W Locknitz Daniel odbija na północ a my z Tomkiem i Robertem najkrótszą drogą na Szczecin bo kurczy nam się czas. Za Lubieszynem skaczę jeszcze za TIRem i chwilę się wiozę ale niestety pusty chyba jechał bo przyspieszał jak szalony i się urwałem. Chwilę później Robert odbija do Maca na żarcie a ja w Tomkiem kręcimy na Szczecin.
Bardzo fajny trening. Średnia średnia jak na cztery osoby, ale były mocne zaciągi i trochę harców więc w nogi weszło. Puls wysoko, nie wiem czemu, chyba za mało spałem. Generalnie świetny wypad w doborowym towarzystwie, oby więcej takich!
Dzięki koledzy!
Mała produkcja z dzisiejszego, enjoy:
HZ: 9%
FZ: 32%
PZ: 54%