Miałbyć rozjazd a wyszedł przepał... Po wczorajszej "ucieczce" miałem zrobić rozjazd ale czułem się jakoś dziwnie świeżo, czasu mało więc jakoś tak samo z siebie wyszło. Od początku gaz. Wiatr kręcił ale nie udało mu się mnie złamać. Trasa: Pogodno, Bezrzecze, Wołczkowo, Dobra, Blankensee, Falbanki, Bismark, Lubieszyn, Dołuje, Mierzyn, Pogodno. Puls od na początku 160-170, potem trochę opadł i kręcił w okolicy 160. Noga świeża, widać tydzień opieprzania dobrze mi zrobił bo znów wróciła motywacja do szybszej jazdy i regularnych treningów. Czuję, że organizm coraz lepiej toleruje długie i intensywne obciążenia. Mam wrażenie, że "czasówka" w Gorzowie trochę mnie rozkręciła i pokazała mi, że jak chcę to mogę mocniej. Fajnie. I nie zmokłem :)
Miałem jechać sam ale w ostatniej chwili, dosłownie jak już stałem ubrany i miałem wychodzić zadzwonił Eriko z propozycją wypadu. Chęć zgłosił również Krzysiek. Spotkaliśmy się na Głębokim i z małą obsuwą (jedyne 20 min :P) ruszyliśmy do Altwarp. Najpierw na Dobrą i Blankensee. Tempo raczej towarzyskie a chwilami totalne bajabongo poza kilkoma szarpnięciami. I tak sobie w miłej piknikowej atmosferze dojechaliśmy do Altwarp. Muszę przyznać, że nigdy tam nie byłem więc dzięki chłopaki za wskazanie drogi. Poza wahadłem i odcinkiem żwiru droga całkiem w porządku i fajnie się jedzie. W Altwarp małe szamanie i pogaduchy. Niebo zasnuło się ciężkimi, szarymi chmurami więc ruszyliśmy czym prędzej z nadzieją, że uciekniemy przed oberwaniem. No i udało się, trochę tylko pokropiło ale reszta drugi na sucho. Za Ahlbeck, na 85 kilometrze żegnam się z chłopakami bo trochę kończy mi się limit czasu, dokładam do pieca i lecę solo na Szczecin. Puls szybko rośnie i z AVG 139 robi się 147 więc nieźle zapitalałem... Ale ładnie się wkręciłem na obroty i trzymam dobre tempo (HR 165-175). Za Dobieszczynem wyprzedzam znajomą kolumnę w składzie Misiaczowa, Misiacz oraz Jarrek. Nie chcę jednak wypadać z rytmu więc pozdrawiam ich tylko krótkim "hej!". Za Tanowem łapie mnie niezły kryzys ale nie daje się i poniżej 30stki nie schodzę. Za Pilchowem na zjazdach jeszcze dokręcam i do domu przyjeżdżam nieźle wyjechany...
Dzięki koledzy za fajny trening i humory na trasie :) Do następnego!
Krzysiek
Jest git!
Moja gęba też się znalazła, kur... zapomniałem dziubka zrobić :P
Sielankowe widoczki w NRD
Eriko
Na przystani w Altwarp
:P
Ciemne stalowe chmury prawie nas zlały ale wrzuciliśmy 6-tkę i zwialiśmy
Okulary prawdziwego weight weenie, zawsze to kilka gram mniej i potem ogień na podjazdach :D
Wycieczka była no to muszą być fotostopy - chłopaki focą widok na Nowe Warpno
Po pierwszym i całkiem ciekawym etapie TdP postanowiłem zrobić sobie krótkie kryterium uliczne do Romka celem odebrania zaległego medalu za gorzowski wyścig. Cisnąłem trasą zamkową a potem główną arterią bo ścieżka rowerowa jest delikatnie mówiąc do dupy. Żeby jako tako bezpiecznie się poczuć musiałem nieźle zapierd.... więc na liczniku 35-45 i jadymy. Potem trochę się z trenerem zagadałem bo w sumie się nie widzieliśmy od maratonu a potem z powrotem gaz do domu. Szkoda, że co chwila światła bo byłby niezły czas.
Reklama, którą mógłbym oglądać bez końca:
Majstersztyk marketingu - gdybym miał hajs to kupiłbym skodę :D
Wieczorny rozjazd z Danielem na Arkonce. Przy okazji doprecyzowaliśmy plany na dość wariacką wyprawę. W góry :) Na kolarkach :D
Wyprawa 3-dniowa. Start w Szczecinie. Trasa głównie szlakiem Odra-Nysa a na deser trzeciego dnia objazd Karkonoszy. Klimat będzie mocno hardkorowy, wręcz survivalowy. Jedziemy na szosach więc zabieramy ze sobą jedynie to co najpotrzebniejsze - o sakwach czy bagażnikach nie ma mowy. Pierwszy nocleg planujemy pod chmurką aby zajechać jak najdalej - o ile pogoda pozwoli. Następny już w górach pod dachem. Rankiem trzeciego dnia objeżdżamy Karkonosze aby z marszu nocnym pociągiem wrócić do Szczecina. Planowany wstępny termin 26,27,28 lipiec.
Jeśli ktoś czuje się na siłach to może się podłączyć :)
Wypad z Danielem. Co tu dużo pisać, zapier.... i konkretny gaz od początku. Za Wołczkowem jakoś mi noga podała i zakręciłem 37-40 i tak już nam zostało na kolejne kilkadziesiąt kilometrów. Mocno pracowaliśmy i nierzadko szliśmy kilka kilometrów z czwórką z przodu. Wiatr trochę nam w tym pomagał ale droga łatwa nie była - z górki pod górkę z górki pod górkę. Trasa na Krackow i okolice, nie pamiętam jakie miejscowości przejechaliśmy, generalnie nie wiele pamiętam poza świstem wiatru w uszach i migającymi co chwilę jak sygnał sonaru słupkami kilometrażowymi. Przez pierwsze 50 km lecieliśmy jak w transie, niezły ogień i piękne zmiany, no kolarski cud miód i orzeszki. Średnia ponad 35km/h więc lekko nie było. Ale puls nisko, noga dobrze kręciła. Potem zawrotka i zaczynają się jeszcze gorsze górki i wmordewind całkiem konkretny. Przebijamy się jakoś przez tą ścianę i robimy krótki postój nad autostradą w celu spożycia ciasteczek mocy. Ciasteczka bardzo dobre i mocy mi dodały bo już miałem pusto w żołądku (ot takie skutki wyjazdu od razu po pracy bez obiadu). Tradycyjnie jednak w okolicach 70 kilometra zaczęło mnie odcinać i więcej się woziłem niż pracowałem. Przed 80tym kilometrem kryzys pogłębia się na tyle, że strzelam i zwalniając do 30stki trochę odpoczywam. Potem już Lubieszyn, Dołuje i ostatni ogień do Mierzyna. Chwila rozjazdu i czas się żegnać.
Dzięki Danielo za kolejny bardzo wartościowy trening. Czuje się wyjechany na maxa! Szkoda, że mnie odcięło bo myślę, że dowieźlibyśmy do Szczecina grubo lepszy czas.