Trening #17 Szosa 120 min
Niedziela, 11 grudnia 2016
· Komentarze(0)
Kategoria 50-100km, Rundy treningowe, Szosa
Pogoda mega syfna i w planach były 2h rolelk. Mimo to wracając ze świątecznych zakupów jakoś tak się przejaśniło nawet słońce błysnęło więc krzyczę: ŻONO JADĘ NA ZEWNĄTRZ! Podjarany szykuję pierdyliard warstw ciuchów, chociaż nie, przesadziłem, dziś tylko milion bo było +5. Naciągnąłem to na siebie, dobiłem oponki do 7 barów bo szosy mokre, pacze za okno a tam znowu kropi. Już miałem zacząć się rozbierać i rozkładać rolki ale coś mnie tknęło, coś targnęło mą kolarską duszą, coś sprawiło, że postanowiłem się dziś sponiewierać. No i wyjechałem.
Trasa przy tak dupnej pogodzie mogła być tylko jedna: pętla na Stolec. Jeszcze do Tanowa było spoko choć dupa mokra bo nie mam asssavera i chyba muszę poważnie przemyśleć tą sprawę... W Tanowie niestety nie zauważyłem wielkiej kilkunastometrowej kałuży głębokiej aż po szprychy. Gdy ją już zauważyłem to akurat mnie auto wyprzedzało więc nie mogłem jej ominąć. Wpadłem więc w wodę z prędkością 30km/h co równało się zalaniu wszystkiego co na sobie miałem. Cóż począć panie dobrodzieju, trza kręcić dalej wszak trening MUSI ZOSTAĆ ODBYTY. Za Tanowem zaczęło już nieźle siąpić deszczem i w dodatku wiało w mordę więc jazda daleka była od przyjemności. Modliłem się tylko, żeby w końcu zobaczyć skrzyżowanie na Stolec, wtedy powieje z boku. Po drodze wciągnąłem banana, żeby nie odcięło. Za Stolcem powiało już nawet lekko w plecy ale nie wrzucałem na blat bo szkoda mi korby w tym syfie, więc mieliłem na młynku. W Blankensee lecę dalej falbankami omijając szosę na Buk i wylatuje tuż za Bukiem na prostej do Dobrej. Wieje już ładnie w plecy więc poleciałem trochę szybciej. W Wołczkowie zaczęło już się robić szarawo a Miodową podjeżdżałem praktycznie w ciemnościach. Dodatkowo jakoś na podjeździe musiałem przedziurawić oponę bo tylne kolo zaczęło pływać a na nierównościach dobijałem do obręczy. Mimo to postanowiłem dojechać już do domu mając nadzieję, że powietrza starczy. Wizja zmieniania dętki po ciemku w deszczu jakoś do mnie nie przemawiała.
Ogólnie trening wyszedł spoko, puls przewidywalny, noga kręciła i odcięcia nie było. Gdyby nie pogoda byłoby nawet przyjemnie.
1: 2%
2: 36%
3: 60%
4: 2%
5: 0%
kad: 87
Trasa przy tak dupnej pogodzie mogła być tylko jedna: pętla na Stolec. Jeszcze do Tanowa było spoko choć dupa mokra bo nie mam asssavera i chyba muszę poważnie przemyśleć tą sprawę... W Tanowie niestety nie zauważyłem wielkiej kilkunastometrowej kałuży głębokiej aż po szprychy. Gdy ją już zauważyłem to akurat mnie auto wyprzedzało więc nie mogłem jej ominąć. Wpadłem więc w wodę z prędkością 30km/h co równało się zalaniu wszystkiego co na sobie miałem. Cóż począć panie dobrodzieju, trza kręcić dalej wszak trening MUSI ZOSTAĆ ODBYTY. Za Tanowem zaczęło już nieźle siąpić deszczem i w dodatku wiało w mordę więc jazda daleka była od przyjemności. Modliłem się tylko, żeby w końcu zobaczyć skrzyżowanie na Stolec, wtedy powieje z boku. Po drodze wciągnąłem banana, żeby nie odcięło. Za Stolcem powiało już nawet lekko w plecy ale nie wrzucałem na blat bo szkoda mi korby w tym syfie, więc mieliłem na młynku. W Blankensee lecę dalej falbankami omijając szosę na Buk i wylatuje tuż za Bukiem na prostej do Dobrej. Wieje już ładnie w plecy więc poleciałem trochę szybciej. W Wołczkowie zaczęło już się robić szarawo a Miodową podjeżdżałem praktycznie w ciemnościach. Dodatkowo jakoś na podjeździe musiałem przedziurawić oponę bo tylne kolo zaczęło pływać a na nierównościach dobijałem do obręczy. Mimo to postanowiłem dojechać już do domu mając nadzieję, że powietrza starczy. Wizja zmieniania dętki po ciemku w deszczu jakoś do mnie nie przemawiała.
Ogólnie trening wyszedł spoko, puls przewidywalny, noga kręciła i odcięcia nie było. Gdyby nie pogoda byłoby nawet przyjemnie.
1: 2%
2: 36%
3: 60%
4: 2%
5: 0%
kad: 87
