Pogoda dramat. Wyjechałem dopiero późnym popołudniem kiedy minęły najgorsze gradowe nawałnice ale silny wiatr i niska temperatura potęgowana przez wilgotność dawały się mocno we znaki. Organizm nie chciał złapać optymalnej temperatury, wiatr wybijał z rytmu ale mimo wszystko udało się zrobić kilka interwałów i symulowanej jazdy po zmianach. Krótko po pierwszej godzinie jazdy złapał mnie kryzys cukrowy. Teoretycznie byłem najedzony solidnym obiadem i jeden batonik, który chwilę wcześniej zjadłem s trakcie jazdy powinien wystarczyć na 2h treningu ale ziąb zwiększył zdecydowanie zapotrzebowanie energetyczne i zacząłem marzyć o czekoladowych zającach, które zostały w domu - klasyczna cukrowa zapaść. Na szczęście w Blankensee na rondzie spotykam Tomka S., z którym zabieram się na ostatnie 20km do domu. Z kimś zawsze raźniej więc czas szybko mija na pogaduchach. Jeszcze tylko Miodowa i w końcu loguję się z powrotem w domu.
Weekend z dziwnym pomieszaniem emocjonalnym, dziś co prawda Kwiatkowski był trzeci na Liege-Bastogne-Liege ale wczorajsza śmierć Michele Scarponiego na treningu pod kołami ciężarówki skłoniła do gorzkich refleksji :( Za tydzień w sobotę inauguracja okresu startowego i pościgamy się na maratonie w Nowogardzie.
Bez energii, zmuszałem nogi do współpracy, zamuła nieziemska a oczy mi się same zamykały. No ale jakoś się zmusiłem. Pogoda ogólnie dobra ale zaczyna się okres bezsensownych temperatur czyli jak wyjeżdżam to za gorąco, jak wracam to za zimno.
Wytrzymałość metodą ciągłą zmienną :D Jutro odpada mi treningowo więc luźne sobotnie 3h w S2 zamieniłem na jazdę w górnej S2/dolnej S3. Taki trening wytrzymałościowy i przy okazji sprawdzenie formy na solo dystansie. Poleciałem na Nowe Warpno bo pogoda piękna więc nogę warto by trochę opalić. Po rozgrzewce jechało mi się super, noga ładnie podawała i widać że miała siłę bo nie musiałem ratować się młynkiem - spokojnie ogarniałem temat na luźnej kadencji.
Cały marzec przetrenowałem ściśle wg planu i rezultaty są bardzo zadowalające. Przepisy trenera sprawiły, że wzrosła moja wytrzymałość siłowa, która kulała strasznie. Prikaz jazdy na niższej niż zazwyczaj kadencji spowodował, że przyłożenie większej siły do pedałów nie powodowało tak szybkiego zabetonowania nóg jak kiedyś. Regularne interwały podniosły odporność na zaciągi, które są chlebem powszednim na wyścigach. Moje średnie pulsy znacznie się obniżyły w porównaniu do analogicznego okresu w roku ubiegłym. Jest dobrze, jest lepiej niż w zeszłym roku i to automatycznie motywuje mnie do dalszej pracy w kolejnych miesiącach. Niebagatelny wpływ na ten progres miała też na pewno liczba wyjechanych kilometrów oraz regularny rytm treningów bo prawie 1100 km to rewelacyjny wynik dla mnie jak na marzec i początek sezonu. Dziękuję z tego miejsca moim dziewczynom za wyrozumiałość :D
Cieplutko, słonecznie ale wietrznie. Trochę się namordowałem dziś z wiatrem ale przynajmniej poszło w siłę. Na koniec pojechałem solidnie Miodową i poprawiłem swój najlepszy czas o ponad 20s a na segmencie "3 słodkie minuty" zrównałem się ze swoim najlepszym wynikiem (notabene z początku marca gdy jechałem na kole z Piterem i Tomkiem M.). Jak nic pomału pomału idzie długo oczekiwana forma. Jest dobrze, tak trzymać. Jutro trochę dłużej solo w środku dnia co by poopalać nogę. Marzec zamykam więc bardzo dobrym kilometrażem. Czuję również w nogach, że dobrze to wszystko weszło i poprawiło wyniki.
Na początku uda kołki, ale potem moc. Organizm super znosił obciążenia a wydolność w tej materii znacznie się w ciągu ostatnich tygodni poprawiła. Dodatkowo niskie kadencje, które zgodnie z poleceniem trenera sobie regularnie zapodaję świetnie wpłynęły na siłę. Jestem w stanie zrobić kilkuminutowy interwał na ciężkiej kadencji 70 przy obciążeniu w górnej strefie S3 i nogi ogarniają.