Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Adam aka maccacus z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 37039.83 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 27.27 km/h i ciągle mi mało...
Więcej o mnie.

Follow me on Strava

2017 button stats bikestats.pl



W poprzednich odcinkach:

2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maccacus.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
40.14 km 0.00 km teren
01:21 h 29.73 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max:179 ( 89%)
HR avg:148 ( 74%)
Podjazdy:229 m
Kalorie: 1022 kcal

Trening #33 Krótko z chłopakami

Niedziela, 5 czerwca 2016 · dodano: 06.06.2016 | Komentarze 0

Spontaniczny wypad z rana spowodowany piękną pogodą i sprzyjającymi warunkami rodzinnymi (Mała ucięła sobie drzemkę). Zjechawszy z Miodowej stojąc na światłach na Głębokim dostrzegłem znajome mordy :). Okazało się, że to DanielRomek i Michał, którzy właśnie wybierali się na trening. No i super bo do Blankensee pojechaliśmy sobie razem a to zawsze raźniej i szybciej :P. Powrót już mniej przyjemny bo solo i pod wiatr ale jakoś poszło. Nogi trochę zamulone po wczoraj ale poza tym samopoczucie spoko. Kolano spoko chociaż lekko lekko coś tam się odezwało pod koniec na Miodowej.


Drużyna aktimela!

1: 24%
2: 46%
3: 26%
4: 0%
kad: 91

Dane wyjazdu:
72.52 km 0.00 km teren
02:23 h 30.43 km/h:
Maks. pr.:67.80 km/h
Temperatura:26.0
HR max:187 ( 93%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy:310 m
Kalorie: 1843 kcal

Trening #32 Enerdowski klasyk

Sobota, 4 czerwca 2016 · dodano: 04.06.2016 | Komentarze 1

Piękna dziś była pogoda na rower. Trasa zjeżdżona już tyle razy, że nawet opisywać nie będę (pętla przez Dobieszczyn, Glashutte, Grunhof, Mewegen, Blankense...). Jako urozmaicenie prostej dobieszczyńskiej porobiłem 4x2min 85% co by nogę rozhulać.

Jestem już po wizycie u ortopedy sportowego. Wstępnie zdiagnozowano mi boczne przyparcie rzepki spowodowane głównie znacznym dysbalansem mięśniowym (i w obrębie samego czworogłowego, który jest niesymetrycznie rozwinięty i w zestawieniu czworogłowy vs dwugłowy gdzie stosunek siły jednego do drugiego jest mocno rozregulowany). Prawdopodobnie nie ma poważnych uszkodzeń stawu jako takiego i zgłosiłem się w dobrym momencie aby uniknąć poważnego leczenia typu zabiegi, zastrzyki itepe. Na razie jest duża szansa, że pomoże kilka tygodni ćwiczeń zaleconych przez fizjoterapeutę, które będą miały za zadanie wyrównać te nieprawidłowości. Na pocieszenie poinformowano mnie, że to typowa i stosunkowo popularna dolegliwość kolarzy.


Tak dziś piknie było!

1: 13%
2: 66%
3: 18%
4: 2%


Dane wyjazdu:
36.63 km 0.00 km teren
00:56 h 39.25 km/h:
Maks. pr.:53.31 km/h
Temperatura:25.0
HR max:191 ( 95%)
HR avg:176 ( 88%)
Podjazdy: m
Kalorie: 923 kcal

Kolarski Czwartek tor Poznań

Czwartek, 2 czerwca 2016 · dodano: 03.06.2016 | Komentarze 2

Tak się złożyło, że w czwartek miałem szkolenie w Poznaniu. Tak się złożyło, że w czwartki są też organizowane co tygodniowe wyścigi kolarskie na poznańskim torze samochodowym - impreza znana i ceniona w środowisku. Decyzja była więc jedna: bierzemy rowery i po szkoleniu na tor! 
Klimat świetny. Byliśmy z Piotrem na miejscu godzinę przed startem. Na torze ścigali się jeszcze amatorzy motosportu i oprócz podrasowanych starych civiców czy golfów były też sportowe porsche, aston martiny, BMW M3, jaguary... Potężny ryk turbodoładowanych silników zagłuszał rozmowy ale... nastrajał do czekającego nas za kilkadziesiąt minut ścigania. Udaliśmy się do biura zawodów, pobraliśmy numery startowe i opłaciliśmy wpisowe (10 zika numer za pierwszy start i 20 wpisowe, przy kolejnym starcie już tylko 20 za wpisowe). W między czasie spiker-dyrektor nadzorujący całą imprezę zaczął opowiadać, aby jechać ostrożnie bo tydzień temu w ruch poszły dwie karetki i śmigłowiec medyczny - początkujący kolarz przestraszył się karkołomnego tempa na zakręcie i zaczął hamować wykładając ludzi za nim. Po tym komunikacie już mi się zjerzył włos i zacząłem się denerwować. Pojechaliśmy więc na objazd trasy. Runda ma 4km z kawałkiem a dzisiaj przewidziane było 10 rund czyli 40 km. Tor jest generalnie płaski, nie ma hopek ale zakrętów, patelni, szykan jest mnóstwo co sprawia, że trasa jest bardzo wymagająca technicznie, BARDZO. Dodatkowo po wcześniejszych szaleństwach kierowców asfalt był rozgrzany, dziwnie lepki, jakby pływający, trzeba go było wyczuć. Po dwóch rundach ustawiliśmy się już na starcie.

Niestety nie usłyszałem dokładnie odliczania i nie zdążyłem uruchomić Stravy :(. Ludzie zaczęli się wpinać i ruszać więc zrobiłem to samo. Tempo  prawie 100-osobowego peletonu od razu 45km/h pod wiatr ale nie zdziwiło mnie to po doświadczeniach z Velo hyhyhy. Po kilkuset metrach pierwszy zakręt, no było nerwowo, trzeba strasznie pilnować toru jazdy ale ciężko go kontrolować bo idzie się na granicy przyczepności  kół, każdy bardziej nerwowy ruch grozi poślizgiem lub zaczepieniem o rywala z boku, z tyłu, z przodu a dodatkowo zaraz na wyjściu znów rura, puls 190... ciasno... Uff Uff... Po kilku kolejnych zakrętach mózg zaczął już się przyzwyczajać i ogarniać choć nie można tego było nazwać komfortem. Pierwsze dwa kółka poszły mocno ale miałem jeszcze rezerwę. Na trzecim okrążeniu zrobiłem błąd, wziąłem zakręt za bardzo po zewnętrznej a na domiar złego na wyjściu uderzał w mordewind. Efekt? Jak wypadłem z peletonu to mnie zwiało jak liść na wietrze. Na szczęście straciłem tylko kilka pozycji i z powrotem wleciałem w chmarę kolorowych kolarzy. Kosztowało mnie to jednak pierwszy "strzał" po nogach, poczułem uda. Na czwartym kółku koniec zabawy, czołówka zaczęła robić przesiew. Poszły takie zaciągi, że ja nie ogarniam. Jadąc w peletonie miałem puls 185 i więcej i walczyłem o utrzymanie koła, a przecież jechałem w grupie. Co za KONIE muszą być na czubie, aby nadawać takie tempo?! Czwarta runda dała mi mocno po nogach, dwa razy prawie odpadłem ale dociągałem. Chłopaki z czołówki na prostej przed kreską (finisz pod wiatr...) pokazali o co chodzi w kolarstwie. Jadąc w tyle widziałem jak z przodu kręcą do lewej... do prawej... próbując wykorzystać silny wiatr  do zerwania z koła rywali, naciągnięcia grupy. Piękny widok dla amatora, smak prawdziwego szosowego ścigania. W nogach bolało, ale satysfakcja ogromna jak po raz kolejny udało się przetrwać te ataki. Na piątej ostatniej rundzie było mi już coraz trudniej utrzymać tempo. Brakuje dynamiki, te strzały po wyjściu z zakrętów mnie mordowały. Gdzieś w drugiej połowie okrążenia na którymś zakręcie poszedł taki gaz, ludzie się tak mocno składali, że chyba brakowało tylko wyciągnąć kolano jak motocykliści mają w zwyczaju. Na wylocie jeszcze docisnęli... rozkręciłem 50km/h ale po 20 kilometrach jazdy na maxa to był szczyt moich możliwości. Za mało. Wywaliło mi crtical error i tyle :D. Średnia w tym momencie wynosiła 43 km/h! Odjechali a ja kręciłęm swoje próbując nie dać się zdublować. W momencie gdy odpadłem pogoda szybko się zepsuła, ciemne chmury nie zwiastowały nic dobrego. Zaczęło kropić i grzmić bo nad torem przechodziła burza. Wiatr był już naprawdę silny ale każde przejechanie przez strefę mety (spiker, kibice itd.) tak mnie motywowało, że nie miałem ochoty zjeżdżać. W końcu dojeżdża do mnie dwóch innych co odpadli i kręcimy w trójkę. Pada już srogo ale po chwili lunęło jak z wodospadu grad z deszczem. Do tego co chwila słychać grzmot, spod kół fontanny wody a w butach jezioro. W takich warunkach zrobiliśmy jeszcze jedno kółko i tuż przed kreską, gdy miałem wylecieć na ostatnią rundę zdublował nas peleton. Finiszowali na takiej prędkości w tych strugach wody, że chyba mają jaja ze stali. Aż 27 zawodników zaliczyło DNF, głównie z powodu ciężkich warunków pogodowych.

I tyle. 56 minut tak intensywnych wrażeń, że warto wydać te 20 zł. Ba... warto tu nawet kiedyś przyjechać tylko dla tej godziny ścigania. Cieszę się bardzo ze zdobytego doświadczenia bo pomimo tego, że trochę już na szosie jeżdżę czy to ustawki czy to maratony to jazda w peletonie w tempie wyścigowym jest naprawdę trudna i wymaga niezłego objechania się. Ale zaczyna mi się to bardzo podobać. Na myśl o grupowych startach w Maratonach Szosowych aż mnie wykręca ze zniechęcenia... Jaram się już za to na Puchar Bałtyku! :)

1: 0%
2: 0%
3: 70%
4: 30%
kad: 96


Serio byłem fest zestresowany :)


Finish line skąpany w promieniach wieczornego słońca


Foto jakie znalazłem w necie z mojej ostatniej rundy (źródło)

Kategoria 0-50km, Szosa, Wyścigi


Dane wyjazdu:
96.69 km 0.00 km teren
03:17 h 29.45 km/h:
Maks. pr.:62.59 km/h
Temperatura:23.0
HR max:179 ( 89%)
HR avg:153 ( 76%)
Podjazdy:534 m
Kalorie: 2604 kcal

Trening #32 Z Danielem!

Niedziela, 29 maja 2016 · dodano: 29.05.2016 | Komentarze 1

W końcu udało się ustawić na szosę z Danielem. Umówiliśmy się o 9:00 na Głębokim ale tradycyjnie się lekko spóźniłem. Pogowa wbrew prognozom świetna: ciepło i słonecznie. Zaplanowaliśmy więc bliżej nie określoną pętlę na Niemcy i ruszyliśmy w kierunku Blankensee. Za Wołczkowem Daniem zwrócił mi uwagę, że coś mi dzwoni w rowerze jakby poluzowana śrubka. Ja nic nie słyszałem więc pojechaliśmy dalej. Za rondem w Dobrej jednak nawet ja usłyszałem, że coś jest nie halo, zatrzymaliśmy się no i hałas robiła pęknięta szprycha w tylnym kole. Pęknięta to w sumie nie do końca trafnie powiedziane bo wyglądała jakby wykręciła się z nypla. Szybka decyzja co dalej. Koło specjalnie nie biło ale jazda bez jednej szprychy zwiększa ryzyko pęknięcia kolejnych. Postanowiłem, że wrócimy do mnie i zapnę drugi zestaw kół (dobrze mieć dwie pary...). Tak też zrobiliśmy, wymiana poszła sprawnie i zaraz znowu lecieliśmy na trasę ale tym razem na Dobieszczyn i tradycyjną pętlę przez Glashutte, Pampow, Blankensee i po śladach do domu. Tempo poszło niezłe i czułem się mocny ale 20 kilometrów przed końcem dorwała mnie bomba, klasyczna czyli puls spada i nie ma ochoty się wkręcać a w nogach pustka jak na lotnisku w Radomiu. Pod koniec, tuż przed Głębokim toczyłem się już ledwie żywy i marzyłem o coli. Przewidywałem jednak taki obrót spraw bo nie zabrałem ze sobą nic do jedzenia, tylko dwa bidony (jeden z wodą, drugi z izotonikiem) a ja przy treningu powyżej 2h muszę coś w trakcie przekąsić, tak już mam. Po opróżnieniu puszki brązowego odrdzewiacza wtoczyłem (to dobre słowo bo z podjeżdżaniem niewiele to miało wspólnego...) swoje obolałe dupsko z powrotem na Warszewo. Daniel z kolei widać było, że ma moc pod nogą, wypady z mastersami robią swoje :) Graty z formę i dzięki za trening! 

1: 9%
2: 58%
3: 32%
4: 0%
kad: 89


Dane wyjazdu:
70.25 km 0.00 km teren
02:05 h 33.72 km/h:
Maks. pr.:55.82 km/h
Temperatura:16.0
HR max:184 ( 92%)
HR avg:160 ( 80%)
Podjazdy:356 m
Kalorie: 1787 kcal

Trening #31 Z ekipą ogień

Czwartek, 26 maja 2016 · dodano: 28.05.2016 | Komentarze 2

W ostatniej chwili dostałem zielone światło na poranny trening. Wiele nie myśląc spiąłem poślady aby zdążyć na zgrupkę ekipy i zaplanowany przez nich wypad drużynowy. Tuż przed 10:00 ruszyliśmy na rundę. Plan zakładał dziś mocniejszą jazdą bo Cichy miał rozpisane 4x4 strefę więc miał się dziś zaorać. A my mu w tym mieliśmy towarzyszyć. Ledwo wyjechaliśmy z Głębokiego Cichy z Jarasem zapodali 4 z przodu. Dobrze, że wcześniej się na dojeździe rozgrzałem bo jeńców dziś chłopaki nie brali. Potem polecieliśmy na NRD i było to co tygrysy lubią najbardziej: skoki, ataki, pościgi. Na prostej z Dobieszczyna gdzie została nas czwórka czyli Pietro, Cichy, Jaras i ja poćwiczyliśmy jazdę na szybkich, kilkusekundowych zmianach. Potencjał ogromny, jak ludzie mają podobną wydolność to taki układ niszczy - prawdziwe kolarskie pendolino w sam raz na odjazdy. Aczkolwiek technicznie bardzo wymagająca zabawa i na pewno wymaga doświadczenia. W Tanowie odbija od nas Cichy, w Pilchowie żegna się Jaras więc ostatnią prostą do Głębokiego robię z Piotrkiem. Tempo ogień ale przesadziłem, na ostatniej hopce się zagotowałem i dojechałem kilkanaście sekund za Piotrkiem. Średnia na Głębokim 34,6 km/h więc lekko nie było :) Potem zmęczyłem jeszcze Miodową i rozjadowo poleciałem na chatę. Kolano już trochę ćmiło pod koniec ale tak to dało radę nawet przy mocnych depnięciach.

1: 10%
2: 33%
3: 49%
4: 7%
kad: 91



Dane wyjazdu:
57.28 km 0.00 km teren
01:59 h 28.88 km/h:
Maks. pr.:62.39 km/h
Temperatura:27.0
HR max:187 ( 93%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy:303 m
Kalorie: 1552 kcal

Trening #30 Z duszą na ramieniu

Niedziela, 22 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 0

Nie wytrzymałem... Miałem mieć 2 tygodnie kwarantanny ale taka lampa i 27 stopni w cieniu skusiły by nie jednego. Kolano od kilku dni praktycznie w porządku, podczas normalnego "używania" zero problemów. Spróbowałem więc się przejechać. Początek lekko, miękko. Potem coraz mocniej ale hopki generalnie kręciłem na totalnym luzie, żeby nie przeciążyć. Denerwowałem się strasznie bo ciągle czekałem, aż znów poczuje znajomy ból. No i sukces, bo przez całe dwie godziny był spokój. Miodową pojechałem nawet swoim normalnym tempem (chociaż na wyższej niż zazwyczaj kadencji) i było spoko. Endorfiny uzupełnione, noga dalej brązowieje :)
 Jednak wizyta u ortopedy i tak mnie czeka i z niej nie zrezygnuje, chociażby dla samej konsultacji. 


Tak zaginałem, że czasoprzestrzeń wykrzywiło :P

1: 11%
2: 71%
3: 16%
4: 1%
kad: 89

Dane wyjazdu:
74.93 km 0.00 km teren
02:37 h 28.64 km/h:
Maks. pr.:58.53 km/h
Temperatura:13.0
HR max:170 ( 85%)
HR avg:136 ( 68%)
Podjazdy:363 m
Kalorie: 1729 kcal

Trening #29 Koniec kropka finito...

Sobota, 14 maja 2016 · dodano: 14.05.2016 | Komentarze 7

...przynajmniej na dwa tygodnie. Niestety próba trenowania w lżejszym obciążeniu nie zdała egzaminu. Kolano i tak doskwiera. Dzisiaj przeszło już samo siebie. Po dwóch dniach od ostatniego wypadu nie bolało mnie ani trochę w trakcie chodzenia, siadania, wstawania. Pomyślałem, że jest już ok. Niestety już po 30 minutach treningu znowu się odezwało. Po godzinie zastanawiałem się czy nie skrócić trasy. Pojechałem jednak pełną pętlę w nadziei, że coś się rozrusza, coś się odblokuje. No i odblokowało. Jadąc z Buku do Dobrej mając wiatr w plecy trochę mi się depło. Ból był do zaakceptowania więc poleciałem taką delikatną tempówkę. I nagle coś zakłulo mocniej. Potem już kłuło regularnie przy każdym mocniejszym naciśnięciu na pedały. Pod Miodową musiałem się turlać w tempie emeryckim. Jest źle. Ból jest nie do zniesienia przy mocnym kręceniu, poza tym nie mogę go ignorować bo oznacza jakąś nieprawidłowość w stawie. Postanowiłem więc przerwać totalnie rower na dwa tygodnie. Dalej dawkuje Arthroblock Forte dwie piguły na dobę plus komplet witamin z Olimpu. Zobaczymy...


Joł


Niuniuś

1: 57%
2: 33%
3: 3%
4: 0%
kad: 89


Dane wyjazdu:
39.92 km 0.00 km teren
01:19 h 30.32 km/h:
Maks. pr.:63.94 km/h
Temperatura:23.0
HR max:178 ( 89%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1017 kcal

Trening #28 Rozkręcanie po Velo

Środa, 11 maja 2016 · dodano: 11.05.2016 | Komentarze 0

Krótka szybka runda do granicy i z powrotem. Przypadkiem podczepił mi się na koło nowy kolega z którym sobie sympatycznie pogadałem po drodze. 

1: 24%
2: 43%
3: 26%
4: 0%
kad: 90

Dane wyjazdu:
106.45 km 0.00 km teren
02:55 h 36.50 km/h:
Maks. pr.:66.84 km/h
Temperatura:25.0
HR max:193 ( 96%)
HR avg:170 ( 85%)
Podjazdy:344 m
Kalorie: 2738 kcal

Velo Toruń 2016 100+

Niedziela, 8 maja 2016 · dodano: 09.05.2016 | Komentarze 6

Pierwszy start od.... czerwca 2013 :) Więc mała przerwa była. Prognozy nie były zbyt optymistyczne bo i forma jakaś nie specjalna a dodatkowo przypałętał mi się ostatnio problem z kolanem, który sprawił, że zaczynałem się wahać nad sensem startu. Mimo wszystko jednak postanowiłem spróbować. Impreza należy do gatunku tych co to nawet dla klimatu można przejechać. Drugim powodem była połączona ze startem wspólna rodzinna mini-wycieczka do Torunia w towarzystwie moich dwóch Dziewczyn. Suma summarum w sobotę w godzinach późno popołudniowych zameldowaliśmy się w mieście Mikołaja Kopernika :)

W niedzielę wstałem wcześnie, spokojnie zjadłem śniadanie, ogoliłem nogi :P i przygotowałem się do wyjazdu pod Arenę w Toruniu gdzie zbudowane zostało miasteczko zawodów a także zaplanowany był start i meta. Pakiet startowy odebrałem poprzedniego dnia więc nie musiałem tracić na to czasu. Ludzi mnóstwo, kibiców chyba tyle samo co kolarzy. Przed startem złapaliśmy się jeszcze z Cichym i zamieniliśmy kilka słów w trakcie rozgrzewki. O 9:45 podjechałem się już zalogować na linię mety. Ta linia mety to dość umowna bo czekało już tam tylu zawodników, że do samej kreski miałem z dobre 30 metrów. Byłem więc mniej więcej w środku sektora startowego przeznaczonego dla dystansu GIGA 100+, który zamierzałem pokonać.

Wybiła godzina 10:00 a spiker odliczył słynne "10...9...8...7..." strzał... czołówka ruszyła. Jako, że dzieliło mnie od niej kilkanaście rzędów innych kolarzy to zanim sam wystartowałem minęło dobre 10 sekund. Tempo? Hmm... no nie ma co tu za wiele gadać: full gas od pierwszych metrów. 10 sekund straty to dużo nie dużo, postanowiłem spróbować załapać się do pierwszej grupy. Depnąłem więc w korby i mozolnie wyprzedzam kolejnych zawodników. Na budziku cały czas czwórka albo piątka - ostro jak nigdy w życiu. Po pierwszych kilometrach z ciekawości sprawdziłem średnią: 46 km/h. Dodatkowo mnóstwo innych zawodników obok ciebie, nerwowe zachowania, czasami wymijania robiłem dosłownie na milimetry bo ciasnota nieziemska. Wiedziałem jednak, że trzeba to przetrzymać a pierwszy gaz zrobi przesiew, potem będzie luźniej. Tempo strasznie szarpane, co kilkaset metrów wszyscy wrzeszczą "STOOOOOP...UWAGAAAAA" i z jakiegoś powodu (zakręt, wysepka, cokolwiek...) zwalniamy do 30 po czym znów idzie rura, trzeba gonić a im się jest dalej od czuba tym bardziej się wszystko naciąga i tym więcej trzeba włożyć pracy aby znowu dojść. Klimat jednak robi swoje gdy rozpędzone kilkaset kół tnie powietrze, słuchać szum i terkot napędów, skrzyżowania obstawione przez policję i strażaków a peleton mknie przy dopingu kibiców. Szybko jednak przestaję bujać w obłokach gdy tuż przede mną słyszę dźwięk zaciskanych awaryjnie hamulców, trzask zderzanych rowerów i głuchy odgłos upadających ludzi na asfalt. Mam szczęście, kraksa jest kilkanaście metrów przede mną, daję radę ominąć a prędkość wciąż grubo ponad czwórkę z przodu. Skupienie poziom maksymalny, zmysły wyostrzone na 120%, widzę słyszę i ogarniam wszystko dookoła jak w jakimś slow motion. Po 15 kilometrach zaczynam się przyzwyczajać do tego zawrotnego szarpanego tempa i jestem pełen optymizmu licząc na to, że uda mi się utrzymać w pierwszej grupie przynajmniej do połowy trasy. Jazda się trochę stabilizuje, jest nieco spokojniej więc czas uzupełnić nieco kalorie. Sięgam po żelka, otwieram i wyciskam połowę. Kładę znów rękę z żelkiem na klamce i przełykam spokojnie węglowodanowy specyfik gdy nagle znów rozlega się głośne: "Stoooooppppppp... prawo... ostro....!!!" i grupa ostro hamuje. Odruchowo zaciskam hebel... z żelkiem w garści przez co usyfiam kierownicę, klamkomanetkę i rękawicę wyciśniętą słodką galaretką. Bywa. Nie przejmuję się tym jednak i dalej staram się kontrolować sytuację. Jest to mój pierwszy wyścig ze startu wspólnego więc trochę się uczę jak poruszać się w naprawdę dużej grupie w mocnym tempie. Te wszystkie manewry jakie ogląda się w Eurosporcie gdy zawodowy peleton przecina rondo, omija wysepki czy nagle z szerokiej trzypasmowej jezdni wjeżdża na wąską leśną asfaltówkę są naprawdę arcytrudnymi technicznie umiejętnościami. Każda taka przeszkoda wymaga idealnej synchronizacji mnóstwa innych zawodników. Trzeba zachować zimną krew, przewidywać na kilka sekund do przodu i mieć oczy dookoła głowy. Sporo osób tego nie potrafiło co powodowało co najmniej kilka groźnych sytuacji, w których o mały włos nie doszło do kraks.

Na 21 kilometrze pojawia się pierwsza ścianka, kilkaset metrów z konkretnym nachyleniem. Jak to na podjazdach peleton zaraz się mocno kompresuje, wszyscy jadą w bardzo ciasnym szyku. Widzę czub grupy, trzymam się dobrze i kręce swoje. Byle do szczytu. I nagle znowu wrzaski, rzucanie kurwami, dźwięk wypinanych bloków. Zawodnicy przede mną zatrzymują się w połowie podjazdu. Potem dowiedziałem się, że komuś spadł łańcuch i typ stanął totalnie na środku hopy. Zadziałał efekt domina i praktycznie wszyscy za nim też stanęli - włącznie ze mną. Szczęściarze, którzy tego uniknęli wymijali nas teraz bokami. Jest ciasno, nerwowo, wszyscy są wściekli a stromizna bardzo utrudnia ponowne wpięcie w bloki. Udaje mi się to dopiero za piątym razem. Czołówka już dawno odjechała...

I zaczyna się druga część wyścigu czyli jazda z rozbitkami. Tempo znacznie siada bo ciężko się na nowo rozbujać a ludzie do pomocy niechętni. Udaje mi się jednak tu prześlizgnąć tam podczepić tutaj depnąć i dojeżdżam do kilku co to jedzie całkiem żwawo. Współpracujemy i łapiemy po drodze kogo się da. Wiatr jednak wieje dość niekorzystnie i ciężko w kilka osób rozkręcić szybkie tempo. W pewnym momencie nawet przychodzi mój mały kryzys i po zejściu ze zmiany, a po zaciągu kolejnego zawodnika grupa mi odjeżdża na kilkanaście metrów. Jadę tak zawieszony za nimi nie mogąc dojść aż w końcu mówię sam do siebie: "jak nie złapiesz ich teraz to będziesz zdychał solo w tym wietrze do samego Torunia!" Poskutkowało. Znajduje jakieś rezerwy rezerw i doklejam się z powrotem do kompanów. Po wjeździe na drugą pętlę w pewnym momencie wyprzeda nas kilkuosobowy pociąg. Akurat byłem od dłuższego czasu na zmianie więc noga nieco wyjechana to krzyczę do tego za mną, żeby dospawał do tych gości ale chłopak mi odkrzykuje, że zarzygany już jedzie i nie ma z czego. Trochę się odbudowałem po tym kryzysie więc niewiele myśląc ząbek niżej i kręcę....kręcę....kręcę mocniej aż łapie koło wyprzedzających. Mały sukces. Na drugiej pętli podjazdy pokonuję zaskakująco dobrze, jedną ściankę podjeżdżam nawet pierwszy z grupy i jestem tym zaskoczony. Dobrze się na tych hopkach czułem i nie miałem problemów z utrzymaniem się. Na 80 kilometrze łapią mnie pierwsze skurcze ale zagryzam wargi, parę rady uderzam się w uda i odpuszczają. Grupa w której jadę liczy już około 40 osób. Dużo... ale nikt nie kwapi się do pracy. Na czubie ludzie dają długie zmiany i zarzynają się jadąc dość wolno. Dodatkowo kuleje wyczucie wiatru i zamiast zjechać do lewej i założyć wachlarz to jedziemy przy prawej męcząc się niemiłosiernie. Wkurza mnie to trochę bo tracimy szansę na lepszy czas a sekundy uciekają... Kolano już mi mocno doskwiera więc widząc marazm w peletonie wiozę się w kołach ustawiając możliwie maksymalnie korzystnie do wiatru. W końcu wjeżdżamy ponownie do Torunia. Do mety 5km. Ci znający arkana kolarskiego rzemiosła właśnie teraz przebijają się do przodu aby zająć jak najlepszą pozycję na końcowe metry. Tak też uczyniłem i ja ;) Wielkimi krokami zbliża się ostatni zakręt w prawo na ostatnią prostą do mety. Tuż przed zakrętem odbijam po zewnętrznej i wlatuję w niego na dobrej, otwartej pozycji. Widzę już dmuchaną bramę z napisem META. Zrzucam dwie koronki w dół, dolny chwyt i lecę ile fabryka dała. Prędkość rośnie bardzo szybko... Wyprzedzam sporo ludzi na ostatnich metrach i rozpędzony przekraczam linię mety. Chwilę po wyhamowaniu miałem ochotę się zerzygać z wycieńczenia a płuca nie nadążały z nabieraniem powietrza.

Wyniki:
229/488 OPEN
96/202 M2

Rezultat jak widać średni jeśli chodzi o klasyfikację ale pod względem sportowym jestem z niego zadowolony. Kluczowym powodem takiej straty do zwycięzcy było niestety nie kolano, nie kondycja a czynnik losowy - incydent na podjeździe i rozerwanie grupy. A takiej nogi, żeby potem jeszcze dojść do czołówki to ja niestety nie mam :P Za rok trzeba będzie ustawić się o wiele wcześniej w sektorze startowym aby dostać się do pierwszych rzędów i nie tracić potem czasu na gonienie czuba po starcie. Dodatkowo będzie dużo bezpieczniej niż na tyłach.
Organizacja imprezy naprawdę na wysokim poziomie i nie ma się do czego przyczepić. Jak ktoś chce poczuć klimat typowego szosowego wyścigu to polecam pod warunkiem, że ustawi się od razu na początku.

Nawet udało mi się złapać na czyjąś kamerkę, 1:33 biorę zakręt po zewnętrznej, 1:53 jadę centralnie przed filmującym gościem :)



Rozgrzewka przed startem - pozowanko na całego :D


Zaraz się zacznie...


Z moją najmniejszą kibicką, druga robiła zdjęcie :)

1: 0%
2: 15%
3: 70%
4: 16%
kad: 94


Kategoria 100-200km, Szosa, Wyścigi


Dane wyjazdu:
51.44 km 0.00 km teren
01:46 h 29.12 km/h:
Maks. pr.:64.13 km/h
Temperatura:24.0
HR max:180 ( 90%)
HR avg:150 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1370 kcal

Trening #27 Pierwszy raz z kontaktami

Piątek, 6 maja 2016 · dodano: 06.05.2016 | Komentarze 3

Pochłanianie makaronów i ładowanie węgli in progress - dziś tak jak wczoraj raczyłem się pysznym bolognese. Ostatni trening przed Velo. Jutro co najwyżej superlekko po Toruniu ale może zamiast roweru wybiore spacer z moimi dziewczynami nad Wisłą. Kolano dalej boli choć dziś przez pierwsze pół godziny prawie w ogóle go nie czułem, odezwało sie potem i trzymało już do końca. Boli przy mocniejszym kręceniu więc nieciekawie. Ale uj tam, zobaczymy, może w niedzielę da mi trochę spokoju i będe w stanie pojechać coś godnego.

Dziś też pierwszy raz jechałem w soczewkach kontaktowych. Generalnie polecam! Super sprawa. Kupiłem bo miałem przymus od Dyra Sportowego, że na wyścigi mam ostro widzieć :D Wybrałem bezobsługowe jednodniówki bo będe ich używał tylko na ściganie i jakieś bardziej ambitne ustawki więc nie popłynę z kasą, na codzień i tak okulary. Komfort widzenia nie do opisania, na treningu nie czułem, że je miałem na oczach a luksus widzenia każdej nierówności na drodze i aut z daleka jest nie do przecenienia.

1: 15%
2: 61%
3: 21%
4: 1%
kad: 89