Problem z czujnikiem prędkości załatwiony. Okazało się, że pomogła wymiana baterii. Może była słaba? W najgorszym wypadku będę musiał wymieniać co 2000 km bo tyle przejechałem od zakupu Sigmy.
Dziś żwawo poszło. Zapodałem sobie filmik półtorej godziny interwałów ale zrobiłem tylko godzinę w tym rytmie a ostatnie pół godziny poszło na stabilny tlen i rozjazd. Interwały zarówno w siodle jak i w blokach, krótkie obciążenia i krótkie przerwy. Puls żywo reagował i była energia. Chyba niedzielna jazda mnie trochę odblokowała. Gdyby nie późna godzina dociągnąłbym do 2h.
Bez historii. Straszna zamuła więc kręciłem bardzo lekko, byle nogę rozruszać. Nosiłem się nawet z zamiarem aby całkiem dziś odpuścić. Czuje się jakiś chronicznie przemęczony, brakuje energii i świeżości. Dzisiejsza godzina to czysty przymus i próba oszukania sumienia. Mam nadzieję, że jutro uda się pokręcić na dworze, może się trochę odblokuje.
Kadencja luźna, dwa akcenty w trakcie dla odmulenia. Puls wyżej, noga kręciła na świeżości. Pomału dostaje pierdolca od rolek. Mam nadzieję, że w niedzielę przesuszy na tyle, że będzie można zrobić coś na powietrzu.
Po dwóch dniach przerwy wróciła świeżość. Puls dalej nisko i wolno reaguje na obciążenia. 10 min rozgrzewka, potem tlenowo ale na przemian 10 min lżej z kad 95 i 10 min twardo z kad 85. Na koniec 10 minut wyciszenia.
Mimo dwóch dni przerwy ociężale dziś mi się kręciło. Kadencja powyżej 90 była nieosiągalnym kosmosem więc generalnie jechałem sobie spokojny tlen 88-90rpm. Trochę twardziej nie zaszkodzi, młynek nie jest wszak lekarstwem na wszystko. Najgorsze, że opuściłem mecz szczypiornistów, żona ogladała i podobno potyczki z Serbią i Macedonią to byly dziecięce igraszki przy bitwie z Francją. No cóż, priorytety.
5min rozgrzewka 130bpm kad 80 80min tlen 137-142bpm kad 90 10min przepał 165-172bpm kad 100 10 min wyciszenie 120-130bpm kad 80
Oesu... O ile pierwsze dwa miesiące były nawet przyjemne to teraz jest już tylko chamski obowiązek i chłodna systematyczność. Nie chciało mi się. Cholernie mi się dziś nie chciało. Wieczorem byliśmy w odwiedzinach u znajomych gdzie strzeliłem browarka, który pięknie mnie rozleniwił. Mała z kolei trochę dziś popłakała przed snem i nie dała się tak łatwo tacie ululać, wszystko się przesunęło w czasie a nie chcę nadwyrężać cierpliwości sąsiadów, plany treningowe zaczęły się rozjeżdżać, już miałem odpuścić, walnąć się na sofie przed TV ale znów ta przeklęta motywacja kazała mi wciągnąć na swoje obolałe po wczorajszych ćwiczeniach ciało obcisłe lajkrowe wdzianko i kręcić. No to pokręciłem.
Początek strasznie ociężały. Ledwo rozkręciłem 90rpm ale potem już było lepiej. 5 min rozgrzewka kad 85-90 125-135bpm 65 min stałe tempo kad 95-100 140-150bpm 10 min przepalamy końcówkę w 3 strefie kad 95-100 160-170bpm 10 min wyciszenie kad 80 120-130bpm
W nocy Mała dała trochę czadu więc średnio się wyspałem. Dzień lekko zabiegany no i ulegliśmy rozleniwieni z Gosią pokusie: zamiast zrobić normalny obiad zamówiliśmy pizzę. To co działo się potem było straszne. Obżarłem się bez opamiętania, zjadłem jej mnóstwo, była taka dobra... Po prostu nie umiałem nad sobą zapanować. W związku z tym dramatem jaki rozegrał się w okolicy godziny szesnastej postanowiłem nic już do końca dnia nie jeść a po 20 wyjechałem na rolki spalić ile się da.
Sam trening: 5 min wprowadzenie kad 85-90 130bpm 70 min stabilnie w tlenie kad 90-95 135-145 5 min przepał na koniec kad 100 165bpm 10 min wyciszenie 80-85 120-125bpm
1: 29% 2: 65% 3: 4% 4: 0% kad 90 waga z rana 78,4 kg (co będzie jutro?!)
Kiedyś zastanawiałem się jaki był najbrzydszy kolarski kit ever. Zebra Supermario? Napaćkane uniformy Mapei? AquaSapone z początku wieku? Chyba znalazłem... Budujesz, remontujesz, urządzasz, ścigasz się? Castorama! Bada bum, tsss......
Puls baaaardzo nisko się trzymał i nie chciał wchodzić na wyższe poziomy nawet przy większym obciążeniu (patrz maxa). Trochę kadencja znów świrowała, to się włączała to wyłączała - trzeba poobserwować. Wytop in progress. Po treningu ssało niemiłosiernie (obiadokolacja o 17:00 a rolki skończyłem o 22:00) ale zarzuciłem tylko jabłko i kilka krakersów. Nie mogę się już doczekać poranka i śniadania...
Pierwsza godzina interwały i jazda w blokach wg jutubowego trenera a druga godzina dość stabilnie plus kilka depnięć, żeby za nudno nie było. Po 2 miesiącach regularnego używania rolek moje umiejętności wskoczyły już na całkiem niezły level: umiem jeździć na stojaka w górnym i dolnym chwycie, pisać smsy, dobywać bidon z koszyka, składać się w pozycję aero a nawet jeżdżę bez trzymanki :) No i przez 800km rolkowym kilometrów jedynie raz (nie licząc dwóch początkowych jazd) zdarzyło mi się z nich spaść.