Wycieczka i kontuzja...

Niedziela, 22 maja 2011 · Komentarze(1)
Kategoria 50-100km
Dzisiaj po wczorajszej solówce miał być spokojny, rekreacyjny rozjazd z Małgosią. Pojechaliśmy przez Bezrzecze do Lubieszyna a potem ścieżkami i wioskami do Blankensee, Dobrej, Bartoszewa i z powrotem do Szczecina.
Niestety pojawiła, a raczej nasiliła się u mnie sprawa z kolanem.
Od kilku tygodni czułem lekki dyskomfort, który pojawiał się bardzo rzadko w lewym kolanie, po zewnętrznej stronie gdy stawałem na pedały lub jechałem na twardych przełożeniach. Dyskomfort ten podczas wczorajszego treningu zamienił się już w znośny, ale wyraźny ból właśnie w czasie mocniejszego kręcenia. Przy wysokiej kadencji problem się nie pojawiał.
Pomyślałem, że pewnie jakieś przetrenowanie albo za ostro pojechałem. Dzisiejsza wycieczka miałabyć idealna, żeby się rozjechać i rekreacyjnie dać odpocząć nogom.
Niestety po 40tym kilometrze ból stał się nie do zniesienia. Człapałem 15km/h a podjazdy czy jazda na stojąco stały się niemożliwe do wykonania. Ostatnie 10 km pedałowałem praktycznie tylko prawą nogą.
Ból umiejscowiony jest po zewnętrznej stronie i w czasie nacisku na korbę (np. przy podjeździe) promieniuje na piszczel i udo :(.
Pogooglałem trochę i natrafiłem na relację Pawła Urbańczyka o jego problemach z ITBS czyli zespołem tarcia pasma biodrowo-piszczelowego. Objawy jakie opisuje jak ulał pasują do mojej dolegliwości.
Na razie zrobie przerwę aż ból ustąpi (boli przy wstaniu z krzesła, wchodzeniu po schodach, generalnie przy wyproście nogi pod obciążeniem) i zastosuje ćwiczenia rozciągające. Jeśli nie pomoże to pewnie czeka mnie wizyta o ortopedy. :/

Więcej o ITBS:
http://www.pawelurbanczyk.ethercom.pl/index.php/start/moje-autorskie-materiay-i-publikacje-dotyczce-tematow-treningowych/168-itbs-historia-choroby-czyli-o-bolu-po-zewntrznej-stronie-kolana-.html

Trening #4 90tka

Sobota, 21 maja 2011 · Komentarze(2)
Jak to zwykle w weekend pojechałem trochę dalej niż zwykle. Pogoda świetna, ciepło i słonecznie. Wybrałem trasę do Ahlbeck i z powrotem.
Zanim wyjechałem ze Szczecina trochę czasu minęło: co chwila światła, korki... Potem ścieżką rowerową od Głębokiego aż do Tanowa. Zwłaszcza odcinek Głębokie-Pilchowo to niezbyt przyjemny kawałek - kostka polbrukowa plus 8 atmosfer w oponach to średnio komfortowe połączenie :). Lepsze jednak to niż stresowanie się na asfalcie gdy auta nierzadko wymijają na przysłowiową zapałkę.
Od Tanowa ładny asfalt aż do Dobieszczyna. Po drodzę minęłem co najmniej kilkunastu rowerzystów różnej maści: od sakwiarzy, przez niedzielnych turystów, amatorów XC na szosowcach kończąc. Na granicy tradycyjnie krótki postój na sms i dodatkowo regulację baranka. Śruby były za słabo dokręcone i kierownica obsunęła się w dół. Po szybkim serwisowaniu ruszyłem dalej już po niemieckiej stronie do rozjazdu Glashutte/Hintersee.


Szosa kawałek za granicą, tuż przed wspomnianym wyżej rozjazdem.


Na skrzyżowaniu odbiłem na Hintersee. Średnio mi się tam jechało, cały czas dokuczał raz słabszy raz mocniejszy boczny wiatr. Hintersee jak zwykle zaspane, żywej duszy nie uświadczysz. Z resztą 90% niemieckich wiosek sprawia wrażenie wyludnionych. Tylko zadbane ogródki i posesje upewniają, że jednak ktoś tam mieszka.


Wylot z Hintersee na Ahlbeck.


Do Ahlbeck dojechałem dosyć szybko ale ok. 4km przed celem baterie w moich nogach były na wykończeniu. Gdy tylko dojechałem do wioski zaraz zrobiłem postój i zjadłem trochę węglowodanów.


Postój w Ahlbeck


Kolorowy przystanek, chyba w Gegensee, czy jakoś tak :)


Po 15 minutach zabrałem się w drogę powrotną. Wiatr, choć boczny, był dosyć irytujący a nogi pomimo uzupełnienia kalorii jakoś nie chciały się rozbujać. Ogólnie jakoś wczoraj i dzisiaj ciężko mi się jeździło, czuje, że to nie ta dyspozycja, co jeszcze tydzień temu. Oby szybko to minęło.
Trasę powrotną zaplanowałem niemiecką stroną, przez Glashutte, Grunhof, Pampow i Blankensee. Przy małej zmarszczce przed Pampow postanowiłem mimo zmęczenia przycisnąć i zdobyć ostro ten podjazd co spowodowało, że na szczycie musiałem zrobić minutkę przerwy ;). Tuż za Blankensee minęłem kolarza na karbonie Colnago. Jechał do granicy, ale z racji tempa jakie trzymał (ok 23-24km/h) tylko go pozdrowiłem wyprzedzając. Kilkaset metrów później odwracam się do tyłu bo zdaje mi się, że słyszałem auto. Kolega siedzi mi na kole. Pociągnęłem go do Buku. Gdy skręciliśmy na Dobrą, zszedłem ze zmiany i trochę odpoczęłem. Tuż przed Centrum znów się zmieniliśmy. Po 2 km, zmęczony już solidnie znów zaczęłem wycofywać się na tył. Kolega niestety konkretnie pocisnął. 38km/h w tym dniu, po tylu kilometrach było za wysoką poprzeczką i się urwałem. Do Głębokiego już w sumie rozjazdowo, mniej więcej 26-30km/h. Potem przez Wojska Polskiego do Centrum i do domu... Uff... Nareszcie :)


Panorama Pampow.

Trening #3 słabiutko...

Piątek, 20 maja 2011 · Komentarze(0)
Szkoda pisać. Generalnie dzisiaj na trening czasu nie było, ale po wczorajszym niewypale miałem od rana straszne ciśnienie. Niestety gdy tylko wyjechałem od razu poczułem, że rekordów dzisiaj nie będzie. Uda jak z betonu, kompletnie nie chciały się rozkręcić. Na rower miałem zaledwie godzinę, więc postanowiłem zaliczyć chociaż kilka mocniejszych akcentów więc wybrałem podjazd na Osów ulicą Chopina. Nie jest stromy ale z racji dziurawej drogi i długości przy odpowiednim tempie daje trochę w kość. Potem zjazd na Głębokie i tankowanie pałerejda. W Wołczkowie odbiłem na Bezrzecze aby po ok 3 km zawrócić z powrotem na Wołczkowo i Głębokie. Podjechałem pod Osów i Duńską wróciłem do centrum. Tam jeszcze krótki ale intensywny sprint (w połowie na pedałach) pod górę od ronda na Kołłątaja na Błonia i do domu.
Końcówki podjazdów starałem się brać szybko i ostro a same podjazdy mocniejszym tempem żeby nogi coś poczuły.
Trudno je było dzisiaj rozruszać, ciężkie były, co kilka chwil musiałem przerywać pedałowanie bo kompletnie nie chciały się rozbujać.

To se pojechałem...

Czwartek, 19 maja 2011 · Komentarze(2)
Kategoria 0-50km
Po pracy postanowiłem umówić się z Michałem na 18:00. W planach była krótka trasa do Dobrej i Bartoszewa. Postanowiliśmy ruszyć ulicą Chopina w kierunku Osowa.
Zaraz jak wyjechałem z domu na horyzoncie od zachodu nadciągała ogromna chmura, wyglądała dosyć niepokojąco ale pomyślałem sobie, że dzisiaj co chwila tak przelotnie kapie... pokapie i przejdzie.
Ruszyliśmy ul.Chopina pod górę. Jak byliśmy kilometr od Osowa wiatr zaczął mocno wiać i deszcz był tylko kwestią czasu. Tuż na początku zjazdu na Głębokie w ostatniej chwili wjechaliśmy pod wiatę. Tam też spędziliśmy kolejne 45 minut przy akompaniamencie grzmotów, wychładzającym deszczu i porywistym wietrze.
Z treningu nici... :( A tak się stęskniłem za rowerem.
W drodze powrotnej upieprzyłem rower dokumentnie a przed wyjazdem dokładnie go wypucowałem...
Jednym słowem fatalny wypad. Ale przynajmniej pogadaliśmy sobie z Michałem o Giro i planach przyszłych modernizacji naszych maszyn ;P.

Trening #2

Sobota, 14 maja 2011 · Komentarze(0)
Dzisiaj bardziej objętościowa jazda.
Wczoraj co prawda wróciłem dopiero po 2 w nocy po małej imprezie i dzisiejszy trening stał pod małym znakiem zapytania, ale jak się obudziłem ok. 7 i stwierdziłem, że nie jest tak źle to zdecydowałem się pojechać.
Umówiłem się z Danielem na 10 na rondzie Szafera/Zawadzkiego. Mieliśmy pojechać jego trasą gdzieś na Bezrzecze, docelowo na Niemcy.
Pogoda bardzo przyjemna, słoneczna, pozytywnie mnie nastroiła. Wyjazd na Bezrzecze jest bardzo malowniczy i poza dziurami w drodze ma same plusy: piękne widoki, mało samochodów i sporo zjazdów. Drogą tą wyjechaliśmy tuż przed przejściem granicznym w Lubieszczynie. Tam kawałek główną szosą i jakiś kilometr za niemiecką granicę skręciliśmy w lewo w przyjemną asfaltówkę ze szczątkowym ruchem samochodów (trasa jak z Grunhof do Blankensee). I w sumie takimi ścieżkami kluczyliśmy gdzieś po okolicy to skręcając w lewo, to w prawo. Bardzo przypadły mi do gustu te tereny. Rozległe widoki na pola, jakieś niewielkie połacie lasów, rzepak i pagórkowaty teren tu i ówdzie urozmaicony gospodarstwami jest naprawdę pełen uroku. Dodatkowo aut prawie zero a asfalt pierwszej jakości - wymarzone tereny do uprawiania kolarstwa :)
Po kilku zmianach kierunku odbiliśmy jakoś ogólnie na północ i kluczyliśmy tymi ścieżkami wokół Bock, Blankensee. Potem wjechaliśmy już na znaną mi ścieżkę z Pampow do Grunhof a stamtąd szosą do Glashutte i potem na skrzyżowaniu na Szczecin.
Jak skręciliśmy przed granicą na Szczecin widzieliśmy dwóch kolarzy nadjeżdżających z kierunku hintersee, którzy też już szykowali się na ostatnią prostą do domu. Przy słupkach granicznych szybki postój na sms-a. W trakcie postoju wspomniana dwójka nas wyprzedziła. Okazało się, że to prawdopodobnie jacyś mastersi około 50tki. Nasz postój dał im 2-3 min wyprzedzenia co skłoniło nas do pościgu za "uciekinierami". Szybkie zmiany, na liczniku mimo dość nieprzyjmnego wiatru 33-36 km/h i po kilku minutach ich doszliśmy. Trochę pogadaliśmy i przez pare kilometrów do Tanowa jechaliśmy we czwórkę. Siły już jednak mnie opuszczały i coraz rzadziej dawałem zmiany. Tuż przed Tanowem jeden z "dziadków" wyskoczył przede mnie i rura a ja się sfrajerzyłem i zamiast nie dać mu się urwać jechałem jak ten cymbał dalej swoim tempem. Jak Daniel mnie pouczył i krzyknął aby łapać koło było już za późno żeby dojść.
Dzisiejsza trasę przejechałem praktycznie tylko na bidonach, bo przed wyjazdem zapomniałem kupić czekoladę i dopiero w sklepiku w Tanowie pożarłem świeżo zakupioną w mgnieniu oka.
Z Tanowa do Głębokiego to już powolne dogorywanko... W sumie Daniel mnie dociągnął a ja się wychyliłem może 2-3 razy na kilkaset metrów.
Z wypadu jestem bardzo zadowolony. Fajne, zmienne tempo. Chwilami wycieczkowo, chwilami dzida pod 40km/h. Średnia przy Głębokim wyniosła 31km/h co uważam za bardzo dobry wynik jak na mnie w tym dniu i w tych okolicznościach (całkiem wietrznie i pagórkowato) :)
Pękło 81,67 km.

Jutro przerwa a w poniedziałek tylne koło prawdopodobnie idzie do serwisu na sprawdzenie łożysk w piaście.

Energii dodawał:
&playnext=1&list=PL50D1C3427BB8E952

Trening #1

Czwartek, 12 maja 2011 · Komentarze(0)
Dzisiaj krótko, bo w tym tygodniu kończę pracę o 17 więc zanim się zabiorę to trochę czasu mija. Wyjechałem przed 19 na standardową pętlę w tygodniu czyli Centrum, Głębokie, Wołczkowo, Dobra, Sławoszewo, Bartoszewo, Głębokie, Centrum.
Przy wyjeździe z Bartoszewa na szosę Tanowo-Szczecin minął mnie kolarz na stalowej szosce Colnago. Jechał nowowybudowaną ścieżką rowerową ale ja z racji małego ruchu na drodze wybrałem szosę. Doszedłem go i pozdrowiłem. Przed Tanowem kolega zjechał jednak też na asfalt i złapał mnie na światłach. Wymieniliśmy się komórkami i może w weekend skręcimy jakąś pętle do 100 km :). Krótki odcinek Pilchowo-Głębokie ostra dzida i szybkie zmiany a na pace okolice 40 km/h.
Po zjeździe na ścieżkę przy głębokim popedałowaliśmy w baaardzo rekreacyjnym tempie i przy skrzyżowaniu Wojska Polskiego i Szafera ja pojechałem do centrum a kolega odbił w prawo.
Wiatr dzisiaj całkiem mocny i bałem się, że złapie mnie deszcz bo od zachody idą "ciężkie" chmury. Mimo to całkiem dobrze się jechało ale chyba skrzypi mi prawy pedał lub blok.
Podobnie miałem z lewym pedałem/blokiem podczas wycieczki do Świdwina ale irytująca przypadłość sama ustąpiła. Prawy jest jednak bardziej upierdliwy... Posmaruje bloki kapką oleju, może pomoże.

Nowy mostek

Środa, 11 maja 2011 · Komentarze(5)
Najpierw po pracy pojechałem do Synkrosa obczaić mostki bo po zmianie pedałów na looki tyłek mi się nieco podniósł i zaczęło być trochę niewygodnie. A że "mądry" jestem i przycięłem sterówkę widelca bez zapasu na późniejsze regulacje to postanowiłem zakupić mostek z mniejszym kątem i dodatkowo lżejszy oraz ładniejszy od klockowatej ameby.
Wybrałem mostek Felt'a, 110mm ze stopu alu 6061, kąt 5 stopni. Fajny, nie za ciężki, nie za lekki i ładnie wygląda. Kierownica podniosła się o 1,5 centymetra, czyli dokładnie tyle ile chciałem i to wyraźnie czuć. Pojechałem więc (choć miałem strasznego lenia) na krótki trening aby wypróbować zmiany i to właśnie treningu dotyczą liczby w ramce.
Na początek rozgrzewka w lekkim tempie na Arkonkę. Potem na trasie do Głębokiego kilka sprintów i docelowo dwa podjazdy osowskie. Pierwszy podjazd w okolicach 22-24 km/h, drugi już gorzej: 20-23 km/h.Szkoda, że mój licznik nie ma stopera. Zjazdy z przelotową w okolicach 50-60 km/h.
Bardzo się do podjazdów zmuszałem przez wzpomnianego wcześniej lenia ale po wszystkim byłem zadowolony, że jednak się przełamałem.

W uszach grało m.in:

Ze Świdwina do Płot

Sobota, 7 maja 2011 · Komentarze(1)
Kategoria 50-100km
Trasa powrotna. Klępczewo - Rusinowo - Resko - Płoty - Mechowo - Płoty.
W Płotach złapaliśmy pociąg i dojechaliśmy nim do Szczecina.

Wokół świdwina

Piątek, 6 maja 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 0-50km
Drugiego dnia pobytu w rodzinnej miejscowości Małgosi wybraliśmy się na krótką przejażdżkę po okolicy.
Po drodze gdy podjeżdżaliśmy pod dosyć długi podjazd dojechał nas inny kolarz i dopingował "Tempo! Tempo!" :)
Wyprzedził nas i po kilkudziesięciu metrach zwolnił. Doszliśmy go i pogadaliśmy trochę. Okazało się, że jechał bardzo podobną trasą co my więc ładnych kilkanaście kilometrów kręciliśmy w trójkę.
Gość około 40-50tki, na karbonowej szosie Specialized w efektownym malowaniu przypominającym kolory teamu Rabobank tj. błękit i pomarańcz. Narzekał, że w Świdwinie nie ma praktycznie nikogo z kim mógłby sobie wyskoczyć czasem na szosę i większość wycieczek pokonuje w samotnośći.
Dojeżdżająć do jakiejś głównej drogi pożegnaliśmy się i skręciliśmy na Świdwin. Przed wjazdem do miasta jest całkiem fajny zjazd na którym rozbujałem się do 57 km/h. Potem zahaczyliśmy jeszcze o jednostkę wojskową, gdzie akurat trwały próby silnikowe i zaczynały się starty miejscowych Su-22. Po krótkim postoju wróciliśmy do domu.

Do Świdwina

Czwartek, 5 maja 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 100-200km
Wyprawa z moją dziewczyną. Wyjechaliśmy o 8 i ponad godzine wyjeżdżaliśmy ze Szczecina. Jak nie lewą stronę drogi remontują to prawą - tragedia jednym słowem. Potem skierowaliśmy się na Załom i boczną szosą dojechaliśmy do Goleniowa przecinając wcześniej es trójkę. Następnym czekpojntem była wioska Żółwia Błoć. Po drodze minęliśmy kilka małych wiosek i w Błotnie wjechaliśmy na drogę 106. Po kilkunastu kilometrach dojechaliśmy do ronda i skręciliśmy na wschód od Golczewa, na drogę 108. Bardzo mały ruch i wyśmienity asfalt sprawiły, że jazda była czystą przyjemnością. Po kilkunastu kilometrach dotarliśmy do pierwszego celu podróży czyli wioski Mechowo. Tam babcia Małgosi ugościła nas rosołem i pysznym obiadem. Odpoczęliśmy jakieś 3 godziny po czym ruszyliśmy do głównego celu wycieczki czyli Klępczewa k. Świdwina. Od Mechowa było to jakieś 40 km. Niestety dość kiepski asfalt i spore pagórki utrudniały jazdę i ostatecznie udało nam się dojechać po 2,5 godzinach.
Trasa całkiem ciekawa tylko szkoda, że na wielu mniej uczęszczanych odcinkach drogi są potwornie zniszczone a chwila nieuwagi może skończyć się zniszczonym kołem :/
Muszę tu jednak nadmienić, że zarządcy dróg na odcinku Czernica-Trzechel wzięli się do roboty i zaczęli dziwnym ustrojstwem "łatać" dziury. Ustrojstwo owe wyglądało jak beczkowóz z którego wystawała wielka rura. Rura ta wysypywała z siebie (a w zasadzie wydmuchiwała) jakiś drobny tłuczeń pomieszany ze smołą i tak zapychali dziury na drodze. Niby lepsze to niż nic ale te drobne kamyczki pod naporem opon strzelały we wszystkich kierunkach. Jazda bez okularów może w takich warunkach skończyć się uszkodzeniem oka...