Wpisy archiwalne w kategorii

Rundy treningowe

Dystans całkowity:22004.34 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:767:24
Średnia prędkość:28.62 km/h
Maksymalna prędkość:67.90 km/h
Suma podjazdów:62724 m
Maks. tętno maksymalne:199 (101 %)
Maks. tętno średnie:183 (92 %)
Suma kalorii:552552 kcal
Liczba aktywności:392
Średnio na aktywność:56.13 km i 1h 57m
Więcej statystyk

Trening #83 Bezwietrznie i cieplutko

Wtorek, 9 października 2012 · Komentarze(2)
Pogoda dziś cudowna więc niewiele się zastanawiając pojechałem po pracy na krótki trening. Jechało się super a wiatr zawsze wiał w plecy. Było ciepło i przyjemnie i w ogóle noga podawała. Szkoda tylko, że kapcia złapałem*.

:P:P:P

HZ: 48%
FZ: 36%
PZ: 7%

*akurat to było prawdą :D

Trening #82

Niedziela, 7 października 2012 · Komentarze(5)
Obudziło mnie słońce w oknach więc decyzja była szybka. Tuż po 10 wyjechałem na trasę. Założeń żadnych więc sobie po prostu jechałem tak jak mi się podobało. Pulsak i licznik wzięty tylko do poźniejszego spisania danych. Fajnie się kręciło, na luzaku. Do Dobieszczyna gramoliłem się 28km/h a czasem i wolniej i miałem to szczerze w dupie :D Za to podziwiałem ładne widoki bo zaczyna się najpiękniejsza pora jesieni. Po drodze wyprzedziłem kolumnę turystów z jakiegoś klubu, może RS? Ale nie jestem pewien. W Dojczach minąłem się z 5 kolarzami, jednym solistą i jedną czwórką - wszyscy się pozdrawiali więc było sympatycznie. Potem przerwa w Locknitz na snikersa. Cisza, spokój, raz na jakiś czas auto przejedzie i nagle, od strony Ramin nadjeżdża kolorowa grupa:
- Prosto?? Nooo!!! Ale to nam wiatr zacznie pizgać aż do Hintersee, chodźmy w prawo! Nie kurwa! Prosto jedziemy! Jedziesz kurwa?? A ty? Wolne? Wolneeeeee??? Wolne! Jedziemy... dalej go go go! E... e.... e.......
Ustawka z Głębokiego :P
I Znów zrobiło się cicho.
Skończyłem snikersa, założyłem z powrotem słuchawki i ruszyłem szosą prosto na Lubieszyn. Wiatr w końcu pomagał i jechało się lekko i przyjemnie. Od Lubieszyna niemiła niespodzianka. Cała trasa zfrezowana aż do Mierzyna. Masakra... Liczyłem, że z korzystnym wiatrem śmignę sobie ponad czwórkę a tutaj tak mnie wytrzęsło, że jechać się odechciewało.
Owiewy się sprawdziły. Fajnie trzymają temperature. Jak w okolicach zera też się sprawdzą to będę zadowolony.

HZ: 8%
FZ: 71%
PZ: 21%

Trening #81 Podsumowanie sezonu

Wtorek, 2 października 2012 · Komentarze(5)
Trening króciutki, ciężko go nawet nazwać treningiem. Raczej nocna zabawa wśród neonów i samochodowych reflektorów. Czasem tak lubie. Rura spod świateł i te sprawy ;) Dodatkowo przetestowałem sobie nowy gadżet czyli zimowe owiewy Pro New Classic. Mam nadzieję, że tejj zimy stopy wytrzymają nieco dłuższe wycieczki niż 2h.

A poza tym jakoś naszło mnie na małe podsumowanie mijającego sezonu.
W planach było:
1) podnieść swoje osiągi (jakże oryginalny cel :))
2) złożyć nowy rower który nie będzie aż tak bardzo odbiegał od maszyn konkurentów
3) zaliczenie przynajmniej kilku maratonów z cyklu Pucharu Polski
4) walka o czołowe pozycje na tychże maratonach
5) częstsze i dłuższe treningi
6) przejechać samotnie trasę ze Szczecina do mojego rodzinnego Słupska

Zaczynamy rozliczanie:
Ad. 1 Osiągi? Podniosłem. Zdecydowanie czułem się wyraźnie mocniejszy niż w zeszłym roku. Poprawiłem grubo swoje czasy, dobra noga przyszła też wcześniej niż w poprzednim roku - efekt przepracowanej jako tako zimy (bieganie, spinningi, rozpoczęcie jazd już w styczniu). Miałem ochote wystartować z przygotowaniami już w grudniu, ale kontuzja (złamany nadgarstek - nie jeździjcie po lodzie :P) wyłączył mnie na dobry miesiąc z wszelkiej aktywności.

Ad. 2 Rower złożyłem zgodnie z planami. Udało się nawet dostać zgodę od dyrektora na zakup korby, która w mniemaniu Małgosi (jak i moim również) jest naprawdę sporym wydatkiem ale wspaniale wieńczyła moje "dzieło". Większość znajomych gdy spytała o cenę stukała się w czoło słysząc odpowiedź. Dobrze, że nie wiedzą ile kasy na rower przeznaczają moi koledzy :D:D Obecnie nie cierpię już na kompleks sprzętu i uważam, że najsłabszym elementem w całej układance jestem ja sam. Jak zacznę jeździć jak największe koxy pomyślę o zmianie sprzętu na coś lepszego. Czyli nie prędko :D Kubek ma się dobrze, sporo z nim już przeszedłem i mam nadzieję, że w przyszłym sezonie da sobie radę z innymi.

Ad. 3 Maratony... Szczerze powiem, że planowałem objechać co najmniej pięć. Udało się zaliczyć trzy. Nie uważam tego jednak za porażkę. Niestety plany planami a życie swoim torem. Na tych startach, na których mogłem się pojawić byłem. Pod koniec 2011 powiedziałem sobie, że jeśli w przyszłym sezonie moja zimowa i później wiosenna praca treningowa nie przyniesie efektów (czyt. okolice podium w kategorii oraz lepsza połowa w OPEN) to dam sobie spokój ze ściganiem. Czekała mnie jednak miła niespodzianka. Do pierwszego startu czyli Świnoujścia w maju podchodziłem z dużą pokorą i dystansem. Nie chciałem się za bardzo napalać. Cyferki z treningów, jakie wówczas wpisywali moi koledzy znacznie odbiegały na moją niekorzyść od moich liczb. Niby to tylko pusta statystyka ale jednak sprawiała, że nie czułem się pewny swojej dyspozycji. Tak się jednak dziwnie złożyło, że start poszedł mi super, na trasie czułem się mocny i pewny, że kondycyjnie jestem w stanie w pełni kontrolować sytuację i zostało tylko odpowiednie obmyślenie taktyki. Miłe uczucie. Maraton pojechałem z uczuciem dania z siebie 80% możliwości. Mimo to otarłem się o drugie miejsce w kategorii ostatecznie plasując się z brązowym medalem, a w OPEN również nie było najgorzej. Był to ważny dla mnie sukces, bo po Łobzie 2011 miałem wrażenie, że trafiło się ślepej kurze ziarno (4 m-ce M2, o włos od podium). Świnoujście pokazało jednak, że nie jestem taki do końca ślepy :)
Do Gorzowa podszedłem więc z umiarkowanym optymizmem. Start dobrze poszedł, była szansa na współpracę i dobry czas niestety defekt przekreślił szanse na ugranie konkretnej lokaty. Mimo wszystko humor na mecie mi dopisywał bo wyścig potraktowałem jako osobistą walkę z samym sobą i próbę udowodnienia sobie, że mogę jeździć mocno. Wykręciłem dobry czas jadąc głównie solo w trudnych warunkach. Bardzo mnie to zahartowało psychicznie.
Potem długo długo nic. Treningi głównie solo i czytanie z wypiekami na twarzy jak koledzy od kółka na kolejnych maratonach miażdżą konkurencję i łapią niesamowity progres. U mnie też forma nie stanęła w miejscu i zbliżał się szczyt. Rekordy swoich treningowych tras zaczęłem ostro łamać bezpośrednio przed startem w Łobzie. Wiedziałem, że będzie trzeba dać z siebie wszystko i wykorzystać chwilę. Grupa nienapawała optymizmem ale liczyłem, że dwójką startujących może uda się dogonić wcześniej startujących. Pozostało potem dobrze rozegrać finisz. Jak postanowiłem tak zrobiłem, dogoniliśmy konkurentów a finisz rozegrałem idealnie wygrywając go z grupy kilkunastu kolarzy i pokazując sobie, że można. Brakło tradycyjnie kilku sekund ale mimo to udało się bardzo dobrze zakończyć sezon startowy podwójnym podium: srebrem w kategorii i brązem w OPEN.

Ad. 4 Tak... jak mam swój dzień i dobrą dyspozycję na "moich" dystansach jestem w stanie walczyć co najmniej o podium, w 2013 trzeba będzie w końcu rozdziewiczyć jakieś pierwsze miejsce. Oczywiście tylko i wyłącznie dlatego, że szczecińskie koxy startują na MEGA hahahaha ;)

Ad. 5 Z pewnością to się udało. Rzadziej miewałem treningi poniżej 50km, chyba, że były to specjalistyczne wypady typu podjazdy czy interwały. W tym sezonie nie łapałem też tak częstych odcięć jak w poprzednim.

Ad. 6 No i niestety się nie udało... Choć częściowo mogę uznać wypad ze Szczecina do Karkonoszy z Danielem za solidny zamiennik. Poznałem w końcu z czym się je górskie podjazdy i poczułem adrenalinę na zjazdach. Było zajebiście!

Czyli generalnie całość na duuuży plus. Życzyłbym sobie, aby za rok było jeszcze lepiej ale wątpie abym wyciułał choćby tyle samo czasu na rower co w bieżącym roku. Zbliża się nieuchronnie data ślubu i do kwietnia może być ciężko. Potem się zobaczy. Wiem już jednak, że chyba nigdy z szosówki nie zrezygnuje. Kocham ten sport i nie zamieniłbym go na żaden inny. Niesamowite emocje w czasie wyścigów, wartościowi ludzie poznawani na treningach, wspólne zamęczanie się w siodle gdzieś w dojczach, mroczki jak idzie zaciąg, palenie w płucach, szum opon i to uczucie gdy wychodzisz na zmianę a czujesz pod nogą... - dzięki koledzy bo bez Was na pewno na szosówce bym nie jeździł. W końcu kolarstwo to sport drużynowy ;)





HZ: 25%
FZ: 46%
PZ: 25%

Trening #80 Godzinka

Wtorek, 25 września 2012 · Komentarze(3)
Po pracy. Szybko się już ściemnia. Dziś było względnie ciepło w porównaniu do ostatnich dni a mimo to jechałem na "długo" i się specjalnie nie zgrzałem. Minęłem się z dwoma kolarzami na trasie w tym z jednym, któty ujeżdżał mojego kjuba :)
Jesień idzie pełną parą...

HZ: 13%
FZ: 72%
PZ: 17%

Trening #79 Rozkręcenie

Wtorek, 18 września 2012 · Komentarze(10)
Urlop spędzony głównie na pieszym zwiedzaniu Tatr. Niby turystyka choć muszę powiedzieć, że pierwszy raz byłem w górach (Karkonoszy z Danielem nie liczę :D) i nie sądziłem, że uda tak dostaną po dupie! Masakra! Na podejściach tętna typowo treningowe, niektóre odcinki tak strome, że musiałem robić przerwę co 10 minut na złapanie oddechu... Ot turystyka haha. Ale nie żałuje i na pewno będe wracał w Tatry bez roweru.
A co do treningu: rozkręcałem nogę. Z założenia miało być lekko i tak było. Kilka depnięć, z dwa sprinty i reszta totalna baja. Puls trochę wyżej niż zwykle, ale bez tragedii. Sezon dla mnie się kończy i wchodzę w przyjemny okres wycieczkowego rozjeżdżania się hehe.

Tak sobie zdobywałem szczyty z moim dyrem sportowym:


HZ: 50%
FZ: 37%
PZ: 9%

Ploty ;)

Środa, 5 września 2012 · Komentarze(3)
Ustawiliśmy się z Romano na objazd pętli kryterium na Wałach. Generalnie masakra, dziwię się, że Mateusz jeszcze chce tam się ścigać :) Zjazd masakra, jechaliśmy lajtowym tempem a myśleliśmy, że nam łapy pourywa. Nie wyobrażam sobie lecieć tam w pełnym gazie... Zrobiliśmy dwa kółka i zwątpiliśmy. Potem uderzyliśmy na Strzałowską - trzyma cholera nieźle... Dalej przez Przyjaciół Żołnierza i Duńską na Miodową. Było trochę szarpania ale głównie towarzysko. Więcej chyba gadaliśmy niż kręciliśmy.

Dzięki Romek!

Pulsu brak bo nie nastawiałem się dzisiaj na trening więc nawet opaski nie założyłem :D

Trening #78 Cienizna

Wtorek, 4 września 2012 · Komentarze(13)
Urlop się zaczął więc trzeba trochę go rowerowo wykorzystać. Trasa przez Dobieszczyn na Ahlbeck, dalej Egessin, Torgelow, Viereck, Pasewalk, Rossow, Locknitz, Bismark, Lubieszyn, Mierzyn, Szczecin. Puls jakoś dziwnie łatwo się wysoko wkręcał. Miałem przejechać tą pętle na luzie, w końcu mój "sezon startowy" się zakończył i pomału czas luzować nogę ale wymęczyłem się konkretnie. Nie wiem o co chodzi. Zauważyłem, że u mnie większą rolę przy wytrzymałości gra czas treningu niż jego intensywność. Dziś jechałem w tętnie 65-75% HR czyli umiarkowana intensywność a wyjechałem się już dość mocno na 60tym kilometrze. O co kaman? Dopiero co byłem o włos od zwycięstwa w Łobzie gdzie szedł gaz całe trzy godziny a teraz na lajtowym treningu po drugiej godzinie łapie mnie konkretny dołek? Fakt, że trasa grubo pod wiatr, dość chłodny, dopiero w Pasewalku zaczęłem jechać z korzystnym. Mimo wszystko nierozumiem skąd ten kryzys... Na końcowych 30 kilometrach to puls szalał jak pojeb...! Wystarczyło, że trochę mocniej zakręciłem i od razu strzelał pod 170. Jak się zatrzymywałem na światłach to spadał wolno do 140 (normalnie szybko opada do 110-115).

Poza tym było super, bez spiny na dobry czas, w końcu luźna jazda.

Przydało by mi się coś takiego w Gorzowie :D
&feature=relmfu


HZ: 32%
FZ: 49%
PZ: 17%

Trening #77 No i po szczycie...

Niedziela, 2 września 2012 · Komentarze(2)
Święta, święta i po świętach. Na Łobzie czułem, że jestem w gazie, czułem moc w nogach od mniej więcej trzech tygodni i chyba była to moja najlepsza forma w sezonie. Teraz pomimo prób rozkręcania nogi niestety to już nie to samo :).
Upierdliwy wiatr dzisiaj wiał i było dosyć chłodnawo. Chwilami żałowałem, że nie wziąłem rękawków. Poza tym brzuch trochę dokuczał w środku trasy.

Trasa Endo

HZ: 18%
FZ: 69%
PZ: 13%

Chwila relaksu czyli Watts z tegorocznego Tour de France, rakieta Cavendisha w 8:13 wymiata! :D

Trening #76

Środa, 29 sierpnia 2012 · Komentarze(1)
Jazda bez historii. Byle nogi rozruszac a jest co bo ciezkie sa i obolale jeszcze.



HZ: 16%
FZ: 63%
PZ: 18%

VII Łobeski Maraton Rowerowy im. Eugeniusza Gostomczyka

Sobota, 25 sierpnia 2012 · Komentarze(10)
Powrót do korzeni można by powiedzieć, bo to od łobeskiego ścigania zaczęła się moja przygoda z maratonami szosowymi. Przed ósmą pojawiliśmy się w Radowie Małym, odebrałem pakiet startowy i przywitałem się z kolegami od kółka czyli Henrykiem Bętlewskim ze Słupska, Michałem Dowczyńskim i Maćkiem Walczakiem z Piły, Mirkiem Wojtasiem z którym startowałem w tej samej grupie no i szczecińską ekipą contadorów czyli Madzią, Romkiem, Grzesiem, Robertem i Mateuszem.

Moja grupa startowała jako trzecia i miałem w niej jednego konkurenta w M2 oraz jednego zawodnika w M1, których to postanowiłem się trzymać. 15 min rozgrzewki i czas ruszać. 9:03 startujemy, idę na czub i po 300 metrach... jadę sam. Super. Dochodzi mnie Wojtek Lech z M1 i jego kolega Karol Pietrzak z M2. Wojtek podjeżdża i widząc naszą przewagę kilkuset metrów nad grupą pyta: jedziemy? No jasne, że jedziemy... I lecimy ostrym tempem we trójkę zostawiając resztę w tyle. Na pierwszej ścianie kręce trochę za mocno, puls strzela pod 192 a chłopaki zostają kilka metrow w tyle. Trzeba bardziej oszczędzać siły. Młody co chwila podkręca po moich zmianach, jakby chciał mnie urwać, ale mu się nie udaje choć przez te szarpaniny odzywają się skurcze. Koledzy mocni więc tempo leci konkretne. Na tyle konkretne, że na 35 kilometrze doganiamy grupę startującą przed nami a plażowo to oni nie jechali. W końcu chwila wytchnienia bo jazda we trójkę a jazda w dwunastkę to spooora różnica. Ekipa dobrze kręci, nikt na razie się nie opieprza więc lecimy sobie po łobeskich górkach co chwilę wyprzedzając kolejnych zawodników. Trasa jest wymagająca, już zapomniałem ile pagórków i ścianek się na niej znajduje, Gorzów czy Świnoujście to o wiele łatwiejsze maratony jeśli chodzi o ukształtowanie terenu. Wraz z mijającymi kilometrami nasz peleton topnieje z dwunastu do kilku kolarzy. Od Starogródka do Reska tempo poza zjazdami trochę siada, widać zmęczenie. Ja też czuję w nogach gonienie przez pierwsze czterdzieści kilometrów, łatwo nie było. Większość trasy jest już jednak przejechana, zostało 20 km do mety więc trzeba się utrzymać. Na szczęście reszta też już przygasa więc nie mam problemów ogarnięciem ich tempa. Kilkanaście kilometrów przed metą grupa zaczyna się już czarować, prędkość siada i robi się spacerniak pod 30km/h. Pilnuję moich konkurentów. Wojtek ewidentnie wziął sobie mnie na celownik bo co chwila zerka do tyłu i kontroluje gdzie się znajduję w stawce i jak sobie radzę. Tuż przed Radowem Małym postanawiam pojechać ten finisz z głową, koniec z filantropią. Grupa się miesza, każdy chce oszczędzić jak najwięcej sił na końcówkę, siadam na kole Wojtka i nie pozwalam mu się urwać beze mnie. Kolega wyraźnie poirytowany tą taktyką zjeżdża to do lewej to do prawej. W końcu dwa kilometry przed kreską robi pierwszy skok. Wyrywa jak szalony i rwie ponad cztery dychy, szybko reaguję i go dochodzę w ciągu kilku sekund, choć nie powiem, że było łatwo. Odwraca się, patrzy, nie urwał. Zniesmaczony zwalnia i grupa znów nas dochodzi. Jedziemy jeszcze tak kilkaset metrów i znów to samo - skok. Nie daje się... ciągne za nim co sił. Czekam aż się w końcu ugotuje, nie może być aż tak mocny! Uda pękają z bólu bo kolega nie odpuszcza i cały czas leci w trupa ale zaciskam zęby i utrzymuję koło. Dajemy we dwójkę, reszta odpuściła... Rywal w końcu się wyjeżdża i zwalnia, wtedy następuje zakręt, biorę go po wewnętrznej, wychodzę z koła, wpadam w ostatnią szykanę na pierwszej pozycji... Udało się wygrać finisz z grupy! Bardzo mnie to ucieszyło i podbudowało bo w poprzednich wyścigach zawsze miałem z tym problem.

Czuję, że może być dobrze...

Wyniki:
Mini M2 szosa - 2/5 - strata do pierwszego 17s
Mini OPEN - 3/64 - i z tego wyniku jestem baaaardzo zadowolony :)

Ogólnie pojechałem na maksa, udało się dojść wcześniejszą grupę i jeszcze wygrać finisz. Poza tym podium w OPEN też piechotą nie chodzi i trzecie miejsce cieszy mnie bardziej niż drugie w kategorii. Jak dotąd to najlepiej pojechany przeze mnie wyścig i co najważniejsze z głową. Szkoda troche tego czarowania na koniec bo może Maciek Walczak nie dołożyłby mi 17 sekund i miałbym... ech... gdybanie, i tak jest dobrze :)
Tylko dystans jakiś pomerdany bo niby 100 km, a każdemu wychodziło ponad 105.
Mi z licznika wyszło 106,92km ze średnią 36,1 km/h

Graty dla reszty szczecińskiej ekipy szosowej za wyniki i świetną atmosferę przed i po zawodach!

No i krótka fotorelacja autorstwa mojego dyrektora sportowego czyli Gosi - dzięki Kochanie :)

Start mojej grupy i moje pomarańczowe oblicze


Finisz. Młody ostro zagina ale nie dał mi rady :P


Prawie kompletna ekipa szczecińskich koxów, od lewej: Grześ, Romek, ja i Mateusz.


A po wyścigu czas na pogaduchy, śmiechy, zimny browar i kiełbaskę :D


Dekoracja :)


Było tak :)


Nasza trzyosobowa ucieczka - zdjęcie z supermaraton.org

Endomondo

HZ: 1%
FZ: 32%
PZ: 67%