Wpisy archiwalne w kategorii

Rundy treningowe

Dystans całkowity:22004.34 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:767:24
Średnia prędkość:28.62 km/h
Maksymalna prędkość:67.90 km/h
Suma podjazdów:62724 m
Maks. tętno maksymalne:199 (101 %)
Maks. tętno średnie:183 (92 %)
Suma kalorii:552552 kcal
Liczba aktywności:392
Średnio na aktywność:56.13 km i 1h 57m
Więcej statystyk

Trening #5 Po krótkiej regeneracji

Środa, 25 maja 2011 · Komentarze(5)
Dzisiaj przed 17 wróciłem ze szkolenia i wolny wieczór postanowiłem wykorzystać na krótki test kolana. W poniedziałek w zasadzie nie bolało, tylko trochę czułem dyskomfort przy wstawaniu, wchodzeniu po schodach itp. We wtorek praktycznie śladu nie było po tej dolegliwości a dzisiaj ciężko mi było uwierzyć, że w niedzielę ledwo dałem radę dojechać. Od niedzieli rozciągałem mięśnie wg poradników o ITBS na youtubie. No nic... nie boli to trzeba lekko się sprawdzić. Przed wyjazdem krótki streching i w drogę. Przed właściwym kręceniem krótka rozgrzewka, reset licznika i "rura". Zaczęłem spokojnie od 26-28 km/h. Jechało się baaardzo dobrze. Dobierałem miękkie przełożenia aby nie obciążać nóg. Szybko się rozkręciłem i nad wyraz łatwo trzymało mi się tempo 30-33 km/h. Mimo to czułem, że jadę zachowawczo. Te pare dni odpoczynku bardzo pomogły też przemęczonym przez ostatni tydzień mięśniom, które nie mogły jakoś wrócić do formy po dosyć szarpanej 80-tce z Danielem.
Jechałem pełen obaw i na maksa wsłuchany w swój organizm. Na szczęście nic złego się nie stało (poza lekkim dyskomfortem poniżej rzepki, ale tym razem drugiego kolana).
Dojechałem do centrum, zastopowałem licznik i zrobiłem jeszcze 15 minut rozjazdu. Po powrocie do domu obowiązkowo rozciąganie.
Wszystko jak na razie jest ok.
Co więcej trochę pozmieniałem ustawienia roweru (pół centymetra niżej siodło, bloki w butach trochę cofnięte) i pedałowało się jakby wydajniej.
Zobaczymy co się będzie działo w najbliższych tygodniach jak znów zacznę kręcić dłuższe dystanse.

Trening #4 90tka

Sobota, 21 maja 2011 · Komentarze(2)
Jak to zwykle w weekend pojechałem trochę dalej niż zwykle. Pogoda świetna, ciepło i słonecznie. Wybrałem trasę do Ahlbeck i z powrotem.
Zanim wyjechałem ze Szczecina trochę czasu minęło: co chwila światła, korki... Potem ścieżką rowerową od Głębokiego aż do Tanowa. Zwłaszcza odcinek Głębokie-Pilchowo to niezbyt przyjemny kawałek - kostka polbrukowa plus 8 atmosfer w oponach to średnio komfortowe połączenie :). Lepsze jednak to niż stresowanie się na asfalcie gdy auta nierzadko wymijają na przysłowiową zapałkę.
Od Tanowa ładny asfalt aż do Dobieszczyna. Po drodzę minęłem co najmniej kilkunastu rowerzystów różnej maści: od sakwiarzy, przez niedzielnych turystów, amatorów XC na szosowcach kończąc. Na granicy tradycyjnie krótki postój na sms i dodatkowo regulację baranka. Śruby były za słabo dokręcone i kierownica obsunęła się w dół. Po szybkim serwisowaniu ruszyłem dalej już po niemieckiej stronie do rozjazdu Glashutte/Hintersee.


Szosa kawałek za granicą, tuż przed wspomnianym wyżej rozjazdem.


Na skrzyżowaniu odbiłem na Hintersee. Średnio mi się tam jechało, cały czas dokuczał raz słabszy raz mocniejszy boczny wiatr. Hintersee jak zwykle zaspane, żywej duszy nie uświadczysz. Z resztą 90% niemieckich wiosek sprawia wrażenie wyludnionych. Tylko zadbane ogródki i posesje upewniają, że jednak ktoś tam mieszka.


Wylot z Hintersee na Ahlbeck.


Do Ahlbeck dojechałem dosyć szybko ale ok. 4km przed celem baterie w moich nogach były na wykończeniu. Gdy tylko dojechałem do wioski zaraz zrobiłem postój i zjadłem trochę węglowodanów.


Postój w Ahlbeck


Kolorowy przystanek, chyba w Gegensee, czy jakoś tak :)


Po 15 minutach zabrałem się w drogę powrotną. Wiatr, choć boczny, był dosyć irytujący a nogi pomimo uzupełnienia kalorii jakoś nie chciały się rozbujać. Ogólnie jakoś wczoraj i dzisiaj ciężko mi się jeździło, czuje, że to nie ta dyspozycja, co jeszcze tydzień temu. Oby szybko to minęło.
Trasę powrotną zaplanowałem niemiecką stroną, przez Glashutte, Grunhof, Pampow i Blankensee. Przy małej zmarszczce przed Pampow postanowiłem mimo zmęczenia przycisnąć i zdobyć ostro ten podjazd co spowodowało, że na szczycie musiałem zrobić minutkę przerwy ;). Tuż za Blankensee minęłem kolarza na karbonie Colnago. Jechał do granicy, ale z racji tempa jakie trzymał (ok 23-24km/h) tylko go pozdrowiłem wyprzedzając. Kilkaset metrów później odwracam się do tyłu bo zdaje mi się, że słyszałem auto. Kolega siedzi mi na kole. Pociągnęłem go do Buku. Gdy skręciliśmy na Dobrą, zszedłem ze zmiany i trochę odpoczęłem. Tuż przed Centrum znów się zmieniliśmy. Po 2 km, zmęczony już solidnie znów zaczęłem wycofywać się na tył. Kolega niestety konkretnie pocisnął. 38km/h w tym dniu, po tylu kilometrach było za wysoką poprzeczką i się urwałem. Do Głębokiego już w sumie rozjazdowo, mniej więcej 26-30km/h. Potem przez Wojska Polskiego do Centrum i do domu... Uff... Nareszcie :)


Panorama Pampow.

Trening #3 słabiutko...

Piątek, 20 maja 2011 · Komentarze(0)
Szkoda pisać. Generalnie dzisiaj na trening czasu nie było, ale po wczorajszym niewypale miałem od rana straszne ciśnienie. Niestety gdy tylko wyjechałem od razu poczułem, że rekordów dzisiaj nie będzie. Uda jak z betonu, kompletnie nie chciały się rozkręcić. Na rower miałem zaledwie godzinę, więc postanowiłem zaliczyć chociaż kilka mocniejszych akcentów więc wybrałem podjazd na Osów ulicą Chopina. Nie jest stromy ale z racji dziurawej drogi i długości przy odpowiednim tempie daje trochę w kość. Potem zjazd na Głębokie i tankowanie pałerejda. W Wołczkowie odbiłem na Bezrzecze aby po ok 3 km zawrócić z powrotem na Wołczkowo i Głębokie. Podjechałem pod Osów i Duńską wróciłem do centrum. Tam jeszcze krótki ale intensywny sprint (w połowie na pedałach) pod górę od ronda na Kołłątaja na Błonia i do domu.
Końcówki podjazdów starałem się brać szybko i ostro a same podjazdy mocniejszym tempem żeby nogi coś poczuły.
Trudno je było dzisiaj rozruszać, ciężkie były, co kilka chwil musiałem przerywać pedałowanie bo kompletnie nie chciały się rozbujać.

Trening #2

Sobota, 14 maja 2011 · Komentarze(0)
Dzisiaj bardziej objętościowa jazda.
Wczoraj co prawda wróciłem dopiero po 2 w nocy po małej imprezie i dzisiejszy trening stał pod małym znakiem zapytania, ale jak się obudziłem ok. 7 i stwierdziłem, że nie jest tak źle to zdecydowałem się pojechać.
Umówiłem się z Danielem na 10 na rondzie Szafera/Zawadzkiego. Mieliśmy pojechać jego trasą gdzieś na Bezrzecze, docelowo na Niemcy.
Pogoda bardzo przyjemna, słoneczna, pozytywnie mnie nastroiła. Wyjazd na Bezrzecze jest bardzo malowniczy i poza dziurami w drodze ma same plusy: piękne widoki, mało samochodów i sporo zjazdów. Drogą tą wyjechaliśmy tuż przed przejściem granicznym w Lubieszczynie. Tam kawałek główną szosą i jakiś kilometr za niemiecką granicę skręciliśmy w lewo w przyjemną asfaltówkę ze szczątkowym ruchem samochodów (trasa jak z Grunhof do Blankensee). I w sumie takimi ścieżkami kluczyliśmy gdzieś po okolicy to skręcając w lewo, to w prawo. Bardzo przypadły mi do gustu te tereny. Rozległe widoki na pola, jakieś niewielkie połacie lasów, rzepak i pagórkowaty teren tu i ówdzie urozmaicony gospodarstwami jest naprawdę pełen uroku. Dodatkowo aut prawie zero a asfalt pierwszej jakości - wymarzone tereny do uprawiania kolarstwa :)
Po kilku zmianach kierunku odbiliśmy jakoś ogólnie na północ i kluczyliśmy tymi ścieżkami wokół Bock, Blankensee. Potem wjechaliśmy już na znaną mi ścieżkę z Pampow do Grunhof a stamtąd szosą do Glashutte i potem na skrzyżowaniu na Szczecin.
Jak skręciliśmy przed granicą na Szczecin widzieliśmy dwóch kolarzy nadjeżdżających z kierunku hintersee, którzy też już szykowali się na ostatnią prostą do domu. Przy słupkach granicznych szybki postój na sms-a. W trakcie postoju wspomniana dwójka nas wyprzedziła. Okazało się, że to prawdopodobnie jacyś mastersi około 50tki. Nasz postój dał im 2-3 min wyprzedzenia co skłoniło nas do pościgu za "uciekinierami". Szybkie zmiany, na liczniku mimo dość nieprzyjmnego wiatru 33-36 km/h i po kilku minutach ich doszliśmy. Trochę pogadaliśmy i przez pare kilometrów do Tanowa jechaliśmy we czwórkę. Siły już jednak mnie opuszczały i coraz rzadziej dawałem zmiany. Tuż przed Tanowem jeden z "dziadków" wyskoczył przede mnie i rura a ja się sfrajerzyłem i zamiast nie dać mu się urwać jechałem jak ten cymbał dalej swoim tempem. Jak Daniel mnie pouczył i krzyknął aby łapać koło było już za późno żeby dojść.
Dzisiejsza trasę przejechałem praktycznie tylko na bidonach, bo przed wyjazdem zapomniałem kupić czekoladę i dopiero w sklepiku w Tanowie pożarłem świeżo zakupioną w mgnieniu oka.
Z Tanowa do Głębokiego to już powolne dogorywanko... W sumie Daniel mnie dociągnął a ja się wychyliłem może 2-3 razy na kilkaset metrów.
Z wypadu jestem bardzo zadowolony. Fajne, zmienne tempo. Chwilami wycieczkowo, chwilami dzida pod 40km/h. Średnia przy Głębokim wyniosła 31km/h co uważam za bardzo dobry wynik jak na mnie w tym dniu i w tych okolicznościach (całkiem wietrznie i pagórkowato) :)
Pękło 81,67 km.

Jutro przerwa a w poniedziałek tylne koło prawdopodobnie idzie do serwisu na sprawdzenie łożysk w piaście.

Energii dodawał:
&playnext=1&list=PL50D1C3427BB8E952

Trening #1

Czwartek, 12 maja 2011 · Komentarze(0)
Dzisiaj krótko, bo w tym tygodniu kończę pracę o 17 więc zanim się zabiorę to trochę czasu mija. Wyjechałem przed 19 na standardową pętlę w tygodniu czyli Centrum, Głębokie, Wołczkowo, Dobra, Sławoszewo, Bartoszewo, Głębokie, Centrum.
Przy wyjeździe z Bartoszewa na szosę Tanowo-Szczecin minął mnie kolarz na stalowej szosce Colnago. Jechał nowowybudowaną ścieżką rowerową ale ja z racji małego ruchu na drodze wybrałem szosę. Doszedłem go i pozdrowiłem. Przed Tanowem kolega zjechał jednak też na asfalt i złapał mnie na światłach. Wymieniliśmy się komórkami i może w weekend skręcimy jakąś pętle do 100 km :). Krótki odcinek Pilchowo-Głębokie ostra dzida i szybkie zmiany a na pace okolice 40 km/h.
Po zjeździe na ścieżkę przy głębokim popedałowaliśmy w baaardzo rekreacyjnym tempie i przy skrzyżowaniu Wojska Polskiego i Szafera ja pojechałem do centrum a kolega odbił w prawo.
Wiatr dzisiaj całkiem mocny i bałem się, że złapie mnie deszcz bo od zachody idą "ciężkie" chmury. Mimo to całkiem dobrze się jechało ale chyba skrzypi mi prawy pedał lub blok.
Podobnie miałem z lewym pedałem/blokiem podczas wycieczki do Świdwina ale irytująca przypadłość sama ustąpiła. Prawy jest jednak bardziej upierdliwy... Posmaruje bloki kapką oleju, może pomoże.

Nowy mostek

Środa, 11 maja 2011 · Komentarze(5)
Najpierw po pracy pojechałem do Synkrosa obczaić mostki bo po zmianie pedałów na looki tyłek mi się nieco podniósł i zaczęło być trochę niewygodnie. A że "mądry" jestem i przycięłem sterówkę widelca bez zapasu na późniejsze regulacje to postanowiłem zakupić mostek z mniejszym kątem i dodatkowo lżejszy oraz ładniejszy od klockowatej ameby.
Wybrałem mostek Felt'a, 110mm ze stopu alu 6061, kąt 5 stopni. Fajny, nie za ciężki, nie za lekki i ładnie wygląda. Kierownica podniosła się o 1,5 centymetra, czyli dokładnie tyle ile chciałem i to wyraźnie czuć. Pojechałem więc (choć miałem strasznego lenia) na krótki trening aby wypróbować zmiany i to właśnie treningu dotyczą liczby w ramce.
Na początek rozgrzewka w lekkim tempie na Arkonkę. Potem na trasie do Głębokiego kilka sprintów i docelowo dwa podjazdy osowskie. Pierwszy podjazd w okolicach 22-24 km/h, drugi już gorzej: 20-23 km/h.Szkoda, że mój licznik nie ma stopera. Zjazdy z przelotową w okolicach 50-60 km/h.
Bardzo się do podjazdów zmuszałem przez wzpomnianego wcześniej lenia ale po wszystkim byłem zadowolony, że jednak się przełamałem.

W uszach grało m.in:

Wietrznie

Środa, 4 maja 2011 · Komentarze(2)
Pogoda nie była może wymarzona ale po kilku dniach bez roweru byłem tak napalony na jakiś wyjazd, że średnio mnie obchodziła aura :)
Temperatura raczej symboliczna jak na maj: 8 stopni. Do tego chłodny i chwilami porywisty wiatr z północy.
Wyjechałem ze Szczecina w kierunku Głębokiego i dalej na Dobieszczyn. Na całej trasie wiatr w twarz. Zacząłem trochę lżej niż zwykle robiąc (chyba po raz pierwszy) porządną rozgrzewkę. Jak poczułem, że noga podaje zwiększyłem obroty.
Do Dobieszczyna licznik pokazywał jakieś 28-31 km/h i te prędkości przy tym wietrze wymagały ode mnie nie lada wysiłku. Po odbiciu na południe dostałem wiatr w plecy lub boczny - zależy od odcinka. Fajnie się to zgrało bo uda już się rozgrzały i rozkręciłem się do 35-37km/h. Lekko wijącą się wśród lasów trasą dojechałem do Grunhof gdzie skręciłem na ścieżkę rowerową do Pampow. Z Pampow migiem do Blankensee potem Dobrej. Od Dobrej wiało z boku więc tempo trochę spadło ale mimo to jechało się nie najgorzej. Czas gonił więc nie dokręciłem do równej siedemdziesiątki ;P
Bardzo mało kolarzy spotkałem na trasie: jednego na szosie przed Dobieszczynem i trójkę na wysokości Wołczkowa. Tradycyjnie wszyscy jechali w przeciwnym kierunku więc nie było czasu na pogawędkę.

&feature=related
W uszach grał kapitalny soundtrack Daft Punków więc nie ma co się dziwić, że noga tak podawała ;]

Krótko i mocno

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Dzisiaj z powodu rozregulowania się przedniej przerzutki musiałem opóźnić wyjazd i plany ok. 70 kilometrowej pętli po zachodniej granicy muszę odłożyć na czas nieokreślony.
Wyjechałem dopiero o 18:30 więc zostałem zmuszony do objechania po raz enty znanej mi już prawie na pamięć trasy Szczecin-Głębokie-Dobra-Bartoszewo-Pilchowo-Głębokie-Szczecin.
Mocniej dziś kręciłem korbą, w końcu dystans króciutki. Na podjazdach oprócz deptania próbowałem też ciągnąć w górę. Najgorzej wspominam pierwsze 15 kilometrów, naprawdę czułem uda. Potem o dziwo nogi weszły jakby na drugi bieg i w sumie wracając już z Głębokiego i tocząc się wzdłuż Wojska Polskiego podawały jak głupie.

Marzy mi się utrzymywać takie średnie na dystansach 100 i więcej kilometrów... Jeszcze dłuuuuga droga do tego :)

Czasówka

Wtorek, 19 kwietnia 2011 · Komentarze(6)
W niedzielę natrafiłem w sieci na ciekawe tłumaczenie jakiejś książki o Armstrongu, o tutaj:
http://www.sfd.pl/Podstawy_treningu,_pedałowanie,_tętna_podczas_wysiłku-t156148.html
Całkiem ciekawa lektura i sporo interesujących informacji. Zainteresował mnie również test sprawnościowy pozwalający stwierdzić w jakiej jesteśmy ogólnej kondycji. Postanowiłem użyć tej "metody" tym bardziej, że jest ona bardzo prosta - wystarczy rower i płaski odcinek o długości 4,83km (3 mile). Czas przejazdu kwalifikuje nas do określonej przez autora książki grupy.
Widełki są takie:
<em>Mężczyźni-amatorzy
Czas Kategoria sprawności
Poniżej 10 minut Początkujący/Średniozaawansowany
Powyżej 10 minut Początkujący

Mężczyźni-wyczynowcy
Czas Kategoria sprawności
Poniżej 8 minut Średniozaawansowany/Zaawansowany
Powyżej 8 minut Średniozaawansowany </em>

Przed testem liczyłem na wynik poniżej 10 minut, dawałoby to średnią w okolicach 32 km/h.
Na trasę testu wybrałem w sumie idealnie prosty i idealnie płaski odcinek za Tanowem w kierunku Dobieszczyna. Osłonięty od wiatru, mały ruch, odpowiednia (dzisiaj) temperatura - wymarzony miejscówka.
Czas się sprawdzić. Ruszyłem dynamicznie, od razu z dużego blatu. Po chwili licznik pokazał 25... 30... 35... 40... Pierwsze 40-50 sekund cisnęłem z przelotową 40 km/h. Potem nastąpił pierwszy kryzys, pierwsze bóle w udach, tuż nad kolanami. A do przejechania jeszcze kawał dystansu. Po kolejnych kilkunastu sekundach znalazłem swoje tempo, które spadło i ostatecznie oscylowało w przedziale 35-38 km/h. Początkowo jechałem trzymając dłonie tuż przy mostku i zginając łokcie podobnie do kolarzy na rowerach czasowych. Potem, gdy nogi znów zaczęły mocniej boleć przeszedłem do dolnego chwytu. Tak dojechałem do mety.
Szczerze powiem, że na powtórkę długo nie będę miał ochoty! Po przejechaniu określonego dystansu nogi były jak z waty a oddech ekstremalnie głęboki. Po kilku minutach wolnego kręcenia doszedłem do siebie.
Czas? Wg zacytowanych wyżej widełek bardzo dobry: 7 minut 55 sekund co dało średnią 36,63 km/h, co rzekomo plasuje mnie w najwyższej kategorii ;P. I właśnie ten zaskakująco dobry wynik podważa moje zaufanie co do tego testu bo szczerze mówiąc za grosz nie czuję się tak wytrenowany aby pretendować do grupy "mężczyzn-wyczynowców". Trochę jednak ego się podbudowało, przynajmniej jest mobilizacja do dalszego trenowania :)



A w takich pięknych okolicznościach pogody przyszło mi się "sprawdzić". Kibicowała mi moja Małgosia :)

Wmordewind tu, wmordewind tam...

Piątek, 15 kwietnia 2011 · Komentarze(3)
Dzisiaj urlop więc postanowiłem spędzić trochę czasu na rowerze. Pogoda od rana dobrze się zapowiadała, sprawdziłem prognozę na new.meteo.pl i wiatr miał wiać z północy, lekko od wschodu. Pomyślałem, że uderzę w takim razie najpierw na północ, na Dobieszczyn pomęczyć się trochę pod wiatr a potem wrócę z jego pomocą niemiecką stroną na południe do domu. Prognoza jednak to jedno, a życie to drugie. W gruncie rzeczy lepiej jechało mi się do Dobieszczyna niż niby "z wiatrem" na południe. Koniec końców od Buku do Dobrej praktycznie człapałem 24-25km/h i rzucałem mięsem sam do siebie.
Przejechałem tylko 70km i muszę przyznać że czuje się zmęczony nie tyle nawet fizycznie co trochę psychicznie. Poprzednie wypady przyzwyczaiły mnie do jeżdżenia z kimś jeszcze, gadania o pierdołach, odpoczynku na kole.
Samotna walka z dystansem jest interesująca mniej więcej do 30-40 kilometra, później przyjemność zanika i jedyne co mnie motywuje do dalszej jazdy to tylko ambicja. Może gdyby nie ten wiatr byłoby lepiej, ale i tak rajd zaliczam do udanych :)