Wpisy archiwalne w kategorii

Rundy treningowe

Dystans całkowity:22004.34 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:767:24
Średnia prędkość:28.62 km/h
Maksymalna prędkość:67.90 km/h
Suma podjazdów:62724 m
Maks. tętno maksymalne:199 (101 %)
Maks. tętno średnie:183 (92 %)
Suma kalorii:552552 kcal
Liczba aktywności:392
Średnio na aktywność:56.13 km i 1h 57m
Więcej statystyk

Trening #5 Przejażdżka sylwestrowa z procentami ;)

Sobota, 31 grudnia 2011 · Komentarze(7)
W koncu ręka uwolniona więc sobie pojeździłem. Znów bez pulsometru bo opaska idzie do mnie pocztą (ech to moje zapominalstwo...).
Pojechałem dziś z zamiarem zmierzenia się z ciekawym podjazdym na który dostałem namiary od kolegi Bodi z forumszosowe.pl
Podjazd wg map wojskowych ma na jednym odcinku ok. 30% nachylenia a średnio od 15 do 25%. Nie wiem ile w tym prawdy ale subiektywnie podjazd na Miodowej nawet w najmocniejszych odcinkach nie dorównuje "wypłaszczeniom" tego dzisiejszego ;)
A jest to ulica Strzałowska prowadząca od pętli tramwaju nr 6 do Centrum Onkologii na Golęcinie.
Muszę przyznać, że zabrakło mi przełożenia i w połowie drogi musiałem zrobić przerwę (42x25 okazało się za twarde). Będe tam wracał w sezonie sprawdzać postępy.

Samopoczucie ok. Fajnie, że ręka daje radę.

A tutaj foto "wypłaszczenia" hahaha:


Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! :)

Trening #4 Ślisko

Niedziela, 11 grudnia 2011 · Komentarze(16)
Dzisiaj z rana lekko w tlenie. Pogoda wydawała się idealna, słaby wiatr i słońce. Niestety za Szczecinem na drogach gołoledź. Nawet na prostej wystarczyło troszkę nerwowo kierownicą machnąć i koła zjeżdżały. Na rondzie w Dobrej zwolniłem do 7 km/h a zakręt wzięłem wyjątkowo łagodnie. Mimo to momentalnie złapałem poślizg i stłukłem sobie dość dotkliwie oba nadgarstki i biodro... :/ Jak się podniosłem to ledwo byłem w stanie utrzymać równowagę bo mi się nogi rozjeżdżały - tak było ślisko. Dalej jechałem już wyjątkowo ostrożnie. Dopiero na prostej do Dobieszczyna gdzie wszystko się potopiło mogłem się rozbujać.
Samopoczucie świetne, pulsy w sumie w normie. Teraz tylko musze pomyśleć o ochraniaczach na buty bo podwójna skarpetka wystarcza jedynie na godzinę max.


Chodnik błyszczy się od szronu.

HZ: 16%
FZ: 72%
PZ: 11%

Trening #3

Sobota, 10 grudnia 2011 · Komentarze(2)
Trochę słońca ale więcej chmur. Wiatr mocny, chwilami prawie z roweru mnie zrzucał jak z boku zawiało. Nawet trochę deszczu było. Generalnie dobrze się jechało, lepiej niż ostatnio choć puls troszke wysoki i przy mocniejszym depnięciu czy hopkach skakał ponad 160. Wczoraj jednak poimprezowałem i popiłem więc kac napewno miał swój wkład w te wyniki.

Trasa: Szczecin=>Tanowo=>Police=>Szczecin

Przetestowałem też nowy gadżet od mikołaja :D czyli kurtałkę na jesień i zimę MIMO Quest. Muszę przyznać, że faktycznie jest ciepła i na dziesiejsze 4 stopnie i porywisty wiatr wystarczyła pod nią kolarska bluza z długim rękawem. Było w sam raz.


Kurtka oczywiście w jedynym słusznym kolorze ;)

HZ: 3%
FZ: 46%
PZ: 52% - dużo jazdy na granicy stref

Trening #2 Wiatr...

Niedziela, 27 listopada 2011 · Komentarze(3)
Od środy praktycznie na walizkach więc nie było czasu na rower. Wczoraj wieczorem wróciłem do Szczecina więc musiałoby chyba lać jak z cebra, żeby mnie odstraszyć dziś od treningu. A że całkiem ciepło dzisiaj choć wieje jak w kieleckim (ponad 30 km/h) to se pokręciłem.
Najpierw po mieście, potem na Dobrą, z Dobrej na Lubieszyn i nawrotka na Szczecin. Tam powiało w plecy więc pocisnęłem mając gdzieś pikający pulsometr. Wiatr i hopki też nie pomagały mi utrzymać odpowiedniego pulsu ale jest lepiej niż poprzednim razem.
Samopoczucie dobre.

PS. Czy ktoś wie co się dzieje z forum szosowym (www.forumszosowe.org)??? Od paru dni wisi komunikat o wygaśnięciu domeny... i nie mam co czytać wieczorami ;)
HZ: 7%
FZ: 54%
PZ: 39%

Trening #1 czyli o pękniętej gumie :)

Sobota, 19 listopada 2011 · Komentarze(5)
Pierwszy wypad wchodzący w skład przygotowań do 2012. Miało być lekko z Erykiem, który jako jedyny nie odmówił propozycji sobotniego pokręcenia. O dziwo na Głębokim zjawił się jeszcze Paweł a chwilę później drugi Paweł - oboje wybrali dziś szaleństwa po lesie ale postanowili nas odprowadzić do Dobrej po asfalcie :). Chłopaki robili dziś za konie pociągowe bo ja kompletnie nie miałem formy i jakieś żałosne prędkości wyzwalały we mnie baardzo wysokie tętna... Wiozłem się więc na kole i gawędziłem z Erykiem. Przed dobrą górale odbili w las a my pojechaliśmy w stronę Bartoszewa.
Po wjeździe do Sławoszewa czuję, że mi tylne koło zaczyna rytmicznie bić. Myślałem, że jakiś kamyk sie przylepił albo coś... Niestety: kapeć. Ale spoko! Mam dętke! Fajnie. Tylko pompkę zapomniałem przykręcić do nowej ramy :D
- Nie ma problemu, mam tu zajebiaszczą pompkę, od trenera dostałem! - pocieszył mnie Eryk. Pompka zajebiaszcza ale albo my nie umiemy pompować albo jakaś trefna bo za cholerę nie chciała dymać przez wejście na Presta :)
Telefon do assistance: Sargath z Axisem nie odjechali daleko więc nawrócą i nas uratują.
W końcu pojawili się na horyzoncie i wtedy poszło już z górki, rachu ciachu i już koło z nową dętką zapięte na ramie. Pokręciliśmy sobie jeszcze do Bartoszewa i racji straty ponad godziny darowaliśmy sobie plany podjazdów na Sąsiedzkiej i po powrocie na Głębokie rozjechaliśmy się do domów. W domu podpompowałem mocniej koło i zajechałem jeszcze do Synkrosa po dętki.
Dzięki koledzy za jazdę i pomoc - uratowaliście mi dzisiaj tyłek :)

A teraz idę przykręcić pompkę co bym jej już nie zapominał ;)

Ogólnie dyspozycja fatalna... Trzeba się wziąść za przygotowania bo niektórzy to widzę, że szykują atak na peleton Pro Tour albo co najmniej Continental ;)
Masakrycznie szybko wkręcały mi się tętna powyżej progu. Wystarczyło zbliżyć się do 30 km/h i momentalnie HR skakało powyżej 160... Jak sobie przypomnę kondycję z Łobza to aż się łza w oku kręci :P No ale jakby nie patrzeć ponad miesiąc praktycznie nie siedziałem na rowerze a moja aktywność fizyczna była bliska zeru.

HZ: 13%
FZ: 31%
PZ: 54%

Na Głębokim

Wiater wiał, piesy szczekały...

Niedziela, 23 października 2011 · Komentarze(4)
I do tego w cholerę zimno. Ale wybrałem się jednak z rana na krótką przejażdżkę. Krótko na miasto a potem trochę mocniejszym tempem pętelka Dobra, Grzepnica, Bartoszewo, Głębokie. Na trasie jednak mijałem sporo rowerzystów w tym co najmniej kilku na szosach i chyba trening jakiejś ekipy bo kilkuosobowy pociąg był eskortowany przez busa. Samopoczucie super ale noga już nie podaje... Dodatkowo istnieje duże prawdopodobieństwo, że to był ostatni wyjazd na cytrynie bo szykuje się mała modernizacja sprzętu i na nowy sezon powinno udać się złożyć coś lepszego :)

HZ: 6%
FZ: 61%
PZ: 32% - masakra jak szybko wkręcałem się w takie tętna a wcale mocno nie jechałem :/

80-tka z rana jak śmietana! Czyli zakończenie sezonu 2011

Sobota, 1 października 2011 · Komentarze(4)
Mało czasu mam w ten weekend więc urwałem dla siebie tylko 3h na rower. Postanowiłem podłączyć się na parę kilometrów do ekipy BS, która wybierała się na wycieczkę z okazji zakończenia sezonu :).
Z Pawłem widziałem się na wczorajszej MK i ustawiliśmy się na 9 na Moście Długim. We dwójkę już ruszyliśmy na Podjuchy na stację Lotosu gdzie punkt zborny miała reszta peletonu.
Pojawili się tam dodatkowo Magda, Eryk, Romek i Tomek.

Ruszyliśmy wycieczkowym tempem w stronę Gryfina. Po drodze jakiś frajer nie wytrzymał i obtrąbił nasz peleton bo przecież jak to tak aby kolarze jechali po szosie... Szkoda, że się nie zatrzymał bo chłopaki już zaciskali pięści a emocje po ostatnich tragicznych wydarzeniach jeszcze świeże. Pogadaliśmy sobie miło i ani się obejrzeliśmy już było Gryfino. Tam pożegnałem grupę i odbiłem na most aby wrócić do Szczecina niemiecką stroną. Pobłądziłem trochę ale ostatecznie całkiem zgrabnie mi się pedałowało. Po drodze załapałem się na motorynkę ale długo za nią nie wytrzymałem bo choć dziadek na niej jadący był szeroki jak pudzian (miałem wrażenie, że za tirem się ciągnę :D) to kopciła strasznie i nie szło oddychać. O wiele bardziej przyjazny okazał się być spotkany na trasie niemiecki traktor ze sporych rozmiarów maszyną rolniczą jako przyczepą. Kręciło się wyśmienicie przez łaadnych kilka kilometrów. Potem już w samotności, ale pogoda dopisała więc jechało się doskonale.

No i mój pierwszy sezon dobiegł końca. Pewnie jeszcze parę razy na rower wyskocze póki nie zaczną się typowe jesienne deszcze i wiatry. Potem kilka tygodni opieprzania i trzeba będzie zacząć szykować bazę na przyszły rok.
W sumie na liczniku przekręciło mi się od lutego 7110 kilometrów. Więcej niż na batonie bo na blogu nie umieszczam dojazdów do pracy.


Ekipa w komplecie, i wszyscy mają już konto na BS ;)


Most nad Odrą w Gryfinie


Jesień pełną gębą

HZ:35%
FZ:41%
PZ:19%

Trening #39 i dekoracja ;]

Środa, 28 września 2011 · Komentarze(5)
Dzisiaj ustawiłem się z Romkiem i Erykiem na krótki wypad bardziej towarzyski niż treningowy, w końcu sezon już się kończy...
Dołączyłem do chłopaków dopiero w Buku bo kończyłem dziś pracę dopiero o 17. Eryk zdążył do tego czasu nastukać już 50 kilometrów. Potem polską stroną przejechaliśmy się do Dobieszczyna mijając swojsko brzmiącą wioskę Stolec oraz miliardy dziur. Od Dobieszczyna nudna prosta do Tanowa i przed tablicą trochę się z Romkiem pościgałem. Eryk brawurowo nas wyprowadził i poszła rura. Tablica oczywiście nie moja hahaha ;] Może w przyszłym sezonie choć raz tego koksa objadę :P
Na koniec trener uroczyście udekorował mnie medalem za Łobez i rozjechaliśmy się do domów.
Dzięki koledzy za fajny wypad :)

HZ:15%
FZ:59%
PZ:22%

Film jednego z zawodników Łobeskiego Maratonu - warto zobaczyć chociażby dla klimatu, Ci co nie byli niech żałują!
0:22 po prawej stronie - się nawet w kadr załapaliśmy, znaczy Gosia, Romek i ja hehehe




Niby wszyscy taki dostali, ale cieszę się jak małe dziecko :)

VI Łobeski Maraton Rowerowy - mój wyścigowy debiut

Sobota, 24 września 2011 · Komentarze(15)
W tym sezonie miałem generalnie nie startować (w końcu to mój pierwszy) ale odkąd zacząłem jeździć z kilkoma koksami, którzy umieją kręcić korbami moja forma dość szybko poszła w górę. Zachęcony tym progresem zdecydowałem się sprawdzić z innymi na łobeskim wyścigu.

Przed ósmą przyjechałem z Małgosią do Radowa Małego aby odebrać numer startowy, chip i odnaleźć się z Magdą i Romano. Przygotowaliśmy maszyny i pokręciliśmy się trochę rozgrzewkowo po okolicy. Od trenera dostałem garść rad taktycznych, które na trasie baaardzo mi pomogły! Dzięki Romek! Wybadaliśmy przy okazji odcinek na jakim rozgrywać się będzie finisz. Niestety nie było to dobrze przemyślane bo przed kreską jest długa ponad kilometrowa prosta z lekkim spadkiem na której można się konkretnie rozbujać a potem 20 metrów przed metą jest jakaś zatoczka (najpierw 90st w prawo przechodzi w 90stopni w lewo) i tam właśnie miał się kończyć ostatni sprint :/ Zemścił się na mnie ten zakręt ale to na końcu.
Przed startem pojawili się jeszcze moi rodzice, a zwłaszcza tato, który jako były kolarz nie mógł przepuścić debiutu pierworodnego w zawodach :D

9:24, padł strzał i nasza grupa ruszyła. Na początku lekko nie przekraczając 40stki ale po pierwszej hopce poszło już ostro. Pierwsze wrażenia? Kurwa... mocno! Ale dawałem radę, na zmiany wychodziłem i starałem się nie zarżnąć. Romek z Michałem z piły wyraźnie nadawali tempo całej grupie. Na kolejnych kilometrach i kolejnych hopkach zaczęły się pierwsze rwania ale na zjazdach Ci słabsi dojeżdżali i do 40stego kilometra jechaliśmy w 9 albo 10 kolarzy. Na 30stym kilometrze mijamy naszą championkę Magdę. Trzymam się czujnie z przodu uważając na tych co słabszych aby w razie gdyby puścili koło doskoczyć jeszcze do czołówki. Czuję jednak, że Roman zaczyna się rozkręcać, na serii hopek zaczyna jak to okreśił "testować nogę" i coraz częściej urywa się i zostawia grupę w tyle. Po takiej kompilacji sztywnych podjazdów i zjazdów zaciąga mocniej a wymęczona grupa zostaje. Krótko oceniam siły i decyduję pozostać w grupie - dalsza jazda w tempie Romka prawdopodobnie spowodowałaby ugotowanie więc odpuściłem.
W mojej grupie znalazło się czterech gości z Piły z jakiejś ekipy w tym dwóch na carbonowych MTB i dwóch na szoskach oraz jeszcze jeden koleś "wolny strzelec". Chłopaki prezentują podobne tempo do mojego więc współpraca dobrze się układa i tak sobie kręcimy 35-45 km/h. Asfalty raz gorsze raz lepsze, miejscami piach i kamyczki. Po drodze łapie się jeszcze kilku kolarzy ale zaczyna się ściemnianie i maruderzy nie chcą pracować. Całą grupę ciągnę z tymi chłopakami z Piły. W końcu jeden z nich strzela na podjeździe i chwilę na niego czekamy. Na którejś następnej hopce delikwent znów nie wytrzymuje i zostaje. Pada decyzją od ich "lidera" - jedziemy dalej.
Po kolejnych kilkudziesięciu kilometrach kolejny z nich traci pałer i zaczyna się wieźć. Pracujemy we trójkę. Niektórzy puszczają już koło, kilka razy spawam za nich co trochę mnie męczy. Kilometry pękają, co 10-15 km wciągam gryz batona energetycznego. Regularnie piję kilka łyków napojów żeby się nie odwodnić. Na 70tym kilometrze lekko opadam z sił więc wciągam żel i "magiczną fiolkę" i po kilku minutach jest ok. Pęka setka, do mety jeszcze jakaś godzina. Grupa jest już zmęczona, tempo spadło ale kręcić trzeba. Łapię przelotem wodę z PŻ, która pojawiła się w samą porę bo w bidonach już rezerwa. Wypijam od razu pół butelki i bez jaj - to była najpyszniejsza woda w moim życiu! :D
Od 110-115 kilometra już luzuję i staram się oszczędzić jak najwięcej energii. Sumienie czyste, swoje przepracowałem więc trochę się wożę. Niestety dopadają mnie skurcze, najpierw jednej łydki, potem drugiej, potem udo... jedno drugie. KOSZMAR. Biję pięściami po nogach trochę pomaga bo wiem, że jak się teraz urwę to będzie poracha. Łzy w oczach, ból paskudny a nie ma opcji, żeby się teraz zatrzymać i porozciągać. Zaciskam zęby i utrzymuje koło. Na 5 km przed kreską idzie już ostre czarowanie. Za mną jedzie mój konkurent w M2, który siedzi mi na kole. Jadę swoje i czekam na jego atak. W końcu wychodzi i rusza do sprintu. Redukcja, chwytam za barana i rura. On idzie z lewej, z prawej drugi koleś z M2. Po kilkunastu metrach zaczynam przyspieszać i czuję, że go wezmę. Niestety na wspomnianym na początku wirażu nie ma opcji, aby wejść obok siebie w zakręt, jeden kolega zajeżdża mi tor jazdy a ja wyhamowuję prawie do zera, żeby uniknąć kraksy. Szkoda, bo sekundy dzieliły mnie od... 3 miejsca w M2 :) Dokładnie 3 pier%$#@!&$ sekundy hahahaha.
Uff... koniec gehenny.

Wyniki:
M2 Szosa 135km: 4 na 12
OPEN 135km: 21 na 112

Szkoda tych 3 sekund, ale taki jest sport :)

Romek oczywiście bezkonkurencyjne pierwsze miejsce w kategorii - gratulacje Trenerze!
Magda, jak zwykle... puchar i najwyższe miejsce na podium - również gratuluję!

Generalnie było to bardzo pozytywne doświadczenie choć niewątpliwie bardzo ćwiczy charakter. Ciało kilkakrotnie odmawiało współpracy ale brutalną siłą pacyfikowałem te bunty haha. Jednak radość po dojechaniu na metę, gdy człowiek wie, że pojechał na miarę swoich możliwości, jest nie do opisania! No i atmosfera - rewelacja!
Trasa bardzo wyczerpująca, sporo podjazdów, niektóre bardzo sztywne no i dystans też nie mały jak na kategorię mini ale wspólne hopkowanie z chłopakami pod Locknitz dało efekty i na górkach dawałem radę.

Cieszę się bardzo, że pojechałem i zdobyłem cenne doświadczenie. Poza tym, podobno nie ma lepszego treningu od zawodów :)
Niestety założenia taktycznego nie spełniłem i nie wyprowadziłem lidera na ostatniej prostej! Wybacz Trenerze! ;P

HZ: 3%
FZ: 36%
PZ: 61%


Kilka fotek strzelonych przez moją Gosię (dzięki kotek!!! :)):

Magda i Romek szykują się do rozgrzewki


Przed startem - nerwy były hahahaha


Rozgrzewka


I ruszyła Magda na łobeskie hopki...


Start naszej grupy


Na szczycie jednego z podjazdów


Pro sylwetka hahaha... Odjechałem tutaj trochę na zjeździe ale później poczekałem na grupę ;)


Zapiertalać czieba! :D


Na wirażu


Pogoda wymarzona! No wiatr mógłby być troszkę słabszy... :)


Pechowy finisz


Z Romkiem już na mecie

Trening #38

Czwartek, 22 września 2011 · Komentarze(2)
Krótko bo w pracy mi się przedłużyło a i na poprawę pogody trochę musiałem poczekać. Tempo średnie do lekkiego, bez spiny, sporadycznie mocniej przycisnęło mi się na górkach i zjazdach.
Zimno już wieczorami jak cholera. Dystans krótki więc ciężko mi powiedzieć jak z formą, zazwyczaj nogi rozkręcają mi się dopiero koło 20-30tego kilometra.

HZ: 12%
FZ: 67%
PZ: 23%

Mały motywator przed sobotą :D
&NR=1