Wpisy archiwalne w kategorii

Rundy treningowe

Dystans całkowity:22004.34 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:767:24
Średnia prędkość:28.62 km/h
Maksymalna prędkość:67.90 km/h
Suma podjazdów:62724 m
Maks. tętno maksymalne:199 (101 %)
Maks. tętno średnie:183 (92 %)
Suma kalorii:552552 kcal
Liczba aktywności:392
Średnio na aktywność:56.13 km i 1h 57m
Więcej statystyk

Trening #37 Hopki na ostro

Poniedziałek, 19 września 2011 · Komentarze(4)
Ostatnio w ogóle nie mam czasu na treningi. Od dwóch weekendów zamiast kręcić wysiadówki to chleje, żre i chleje... W tygodniu praca też ostatnio nieźle mnie wykańcza a wieczory już króciutkie. Dzisiaj też niechciało mi się jechać WYBITNIE. Ale jednak się zmobilizowałem, zwłaszcza, że Daniel też wyszedł z taką propozycją.
Umówiliśmy się pod Lidlem na Bezrzeczu i w planach były dzisiaj hopki za granicą.
Miało być bez spiny a wyszło jak zwykle. Tempo dobre, chwilami bardzo mocne zaciągi, górki na ostro z akcentem na siłę, trochę szarpania - generalnie zimno mi nie było choć było ledwo 15 stopni. Pośmigaliśmy sobie trochę i zawinęliśmy do domu. Przed Bezrzeczem jadąc od strony Wołczkowa po wyczerpującej zmianie zmobilizowałem nogi i wzięłem jeszcze mocno górkę z blatu i dolnego chwytu. Piekło bolało i jęczałem próbując zwalczyć niemoc ale się nie dałem i hopa moja. Powrót praktycznie po ciemku :(

Ale i tak pościg za niemieckim kotem wygrał - skurczybyk zapieprzał ponad cztery dychy!!! :D:D

Generalnie było mocno, puls dość wysoko ale noga pod rozkręceniu całkiem dobrze podawała jak na taką przerwę (ostatni trening był w zeszły wtorek a w weekend trochę w siebie wlałem tego i owego...). Mocno się napracowałem, przychodziły kryzysy i odchodziły, konretnego odcięcia na amen nie zauważyłem.
Niestety jutro i po jutrze znowu bez roweru - szkolenie w Bydgoszczy :/ W czwartek trzeba będzie jeszcze się coś rozruszać i w sobotę ogień :)

Dzięki Daniel za jazde było zajebiście!

HZ: 9%
FZ: 40%
PZ: 52%

Trening #36 Interwały

Wtorek, 13 września 2011 · Komentarze(2)
Miałem jechać sam ale w końcu ustawiłem się z Romanem i Pawłem na popołudniowe małe co nieco. W planach były interwały na siłę więc Trener ochoczo wytłumaczył mi jak je dokładnie ćwiczyć. Pojechaliśmy na hopki za Locknitz.
Takich akcentów zrobiłem dziś kilka i czuję w nogach, że było dobrze.
Poza tym sporo pogadanek o maratonie i treningach.
Na końcu przed Głębokim wyszedłem Woberowi z koła bo miałem apetyt na finisz ale niestety brakło 100 metrów i trener mnie objechał ;)
Bardzo udany wypad.
W czwartek planuję jakąś wysiadówkę pod 100 km bez szarpania. Może w końcu uda się łyknąć trochę większy dystans.

Vmax na sprincie przed Głębokim
HRmax na po którymś z interwałów

HZ: 10%
FZ: 56%
PZ: 34%

Trening #35 Spokojnie

Sobota, 10 września 2011 · Komentarze(2)
Dzisiaj po wczorajszej konkretnie zakrapianej imprezie i zarwanej nocy w planach było 1,5 h stabilnej jazdy w tlenie. Niestety znów miałem mało czasu. Jutro też nie mam go za dużo i nie mogę cały czas zrealizować założenia wydłużenia treningów powyżej 100km :( Na dystansach do 80-100 km czuje sie pewnie ale nie mam pojęcia co będzie powyżej 100 km mocnego tempa.

Jazda stabilna, bez szaleństw, na średnim lub lekkim obciążeniu. Pogoda świetna! Dużo kolarzy na trasie.

HZ: 10%
FZ: 78%
PZ: 11%

HRmax na hopce.

Trening #34 Prawie jak TTT

Środa, 7 września 2011 · Komentarze(5)
Tak tak... Moooocny trening. Miało być nas więcej ale wyszło jak zwykle. Na Głębokim pojawili się Trener oraz ucywilizowany Paweł, który przeszedł na słuszną stronę mocy :D
Ruszyliśmy spokojnie rozgrzewając mieśnie na małym blacie. Chwilę później mały akcent gdzie skoczyliśmy z Romkiem za autobusem aby trochę obudzić ciało. Potem aż do Blankensee równo 30-33km/h a od tej wioseczki poprowadziłem chłopaków przez Mewegen, Grunhof, Glashutte, Dobieszczyn, Tanowo z powrotem do Głębokiego.
Tempo od 10 kilometra ostre i cały czas sztywne 37-42 km/h. Górka nie górka, trener zapowiedział walkę o AVS 35km/h więc nie ma płaczu - trzeba kręcić. Paweł miło zaskoczył bo choć to jego pierwsze próby z szosą to dawał konkretne i mocne zmiany - będzie mocny jak trochę się rozjeździ. Jednak te 10 tysięcy wyjeżdżone na MTB swoje robi i siłę w udach chłopak ma. Ja tutaj trochę odstawałem od kolegów i niestety aż takiej mocy nie generowałem, ale swoje do wyniku dołożyłem. Z resztą całą drogę praktycznie zmiany szły bardzo równe i regularne więc nikt się nie opieprzał. Pod koniec Romek zasugerował krótsze ale mocniejsze wyjścia co bardzo mi podpasowało.
Od Tanowa do Pilchowa za lokomotywę robił już Wober i do Pilchowa dojechaliśmy ze średnią 35,2 km/h! Dla mnie rekord, w życiu takiej średniej nie widziałem na swoim liczniku. Potem rozjazd do Głębokiego. Było ciężko, ale jeszcze w czerwcu mogłem pomarzyć o utrzymaniu się na kole przy takim tempie. A tutaj jednak dodatkowo swoje regularnie pracowałem. Gdybyśmy jechali w większej grupie myślę, że mógłbym tak jeszcze dalej pojechać, ale we trójkę zmiany były stosunkowo częste i przyznam, że chwilami wisiała nade mną groźba urwania.

Trening bardzo motywujący, przekroczyłem swoje kolejne granice. Praktycznie cały dystans na wysokich obrotach, z resztą średni puls mówi wszystko: 161 ud/min. To już raczej tętno wyścigowe :) Dużo się jednak nauczyłem o własnym organizmie, jak reaguje pod takim obciążeniem, starałem się w odpowiedni sposób gospodarować siłami i oddechem. Roman mówi, że to dobrze tak pojechać czasem na max obrotach, przyzwyczaić ciało do takiego długotrwałego wysiłku więc wierze, że mi to wyjdzie na dobre :D
Teraz jednak trzeba zluzować bo ostatnio było mocno lub bardzo mocno a taką jazdą niczego nie zbuduje. Muszę wyjeździć się przez te dwa tygodnie w tlenie i dać zregenerować się nogom aby mieć jakąś formę na wyścig w Łobzie.

Dzięki koledzy za trening, czułem się prawie jak na drużynowej czasówce :D
Do następnego!

HZ: 7%
FZ: 25%
PZ: 65% - matko świnta... :)


Turbodoładowani :D

Trening #33 Znów odcięcie :(

Sobota, 3 września 2011 · Komentarze(5)
Ogólnie do tego treningu miało nie dojść z powodów technicznych ale serwis spisał się na medal i mogłem dzisiaj trochę pokręcić.

Po ostatnim wypadzie z Danielem coś zaczęło mocniej stukać i strzelać niż zwykle. Dopiero jak rower się wysuszył i chciałem wczoraj przejechać się ma myjnie, przekręciłem tylne koło a to wydało z piasty tak okropne strzały, że zaniechałem jazdy. Podejrzewałem pękniętą kulkę w łożyskach.
Dzisiaj z rana punkt dziesiąta byłem pod drzwiami sklepu prowadzonego przez Panów Romana Cieślaka i Jerzego Siarneckiego. Oddałem im koło do przeglądu, którym miał zająć się Pan Jerzy. Nie liczyłem na naprawę tego samego dnia więc byłem mega zdziwiony jak dwie godziny później zadzwonili do mnie ze sklepu z wiadomością, że koło jest do odbioru :D
Diagnoza: wyżarte konusy, zarżnięte kulki, w środku woda i syf, dwie kulki w proszku, bieżnia w piaście od strony kasety ma lekkie wżery. Wymienili mi oś, dali nowe konusy i kulki i koło pomimo niewielkich ubytków w samej piaście ma jeszcze się pokręcić. Za całość zapłaciłem 38 zł! Rewelka. :)
Dodatkowo zamontowałem też nowe hample wyrwane na allegro. Zmieniłem stare Exage 300EX na nowsze, zachowane w świetnym stanie Exage 500EX już w systemie Dual Pivot. Hamują o niebo lepiej! Dobra modulacja siły hamowania i bez problemu w razie potrzeby mogę zblokować koło.

No a co do samego treningu... Pogoda świetna i nastrój super. Noga kręciła dobrze. Jechałem sobie w tlenie a średnia po kilku kilometrach utrzymywała się na poziomie 32km/h. I tak było do 40 kilometra. Potem powtórka ze środy - kto k.... wyłączył prąd?!
Znów to nieprzyjemne uczucie odcięcia. Nie rozumiem dlaczego. Puls nie był szalony, był taki jaki zazwyczaj utrzymuje na jazdach wytrzymałościowych. A noga coraz słabsza... Bez sensu. Fakt, że w tym tygodniu wszystkie moje trzy treningi były dość mocne (pon podjazdy, środa ogień z Danielem, dzisiaj mocny tlen) ale żeby aż tak mnie odłączało? Mam nadzieję, że to chwilowe bo jak mnie tak w Łobzie złapie to masakra jakaś będzie.
Pozostałe 30 km pojechałem już asekuracyjnie bez szarżowania aby utrzymać tempo.
Ech...


Przed falbankami za Blankensee


Nowe hample :)

HZ: 2%
FZ: 60%
PZ: 38%

5000km! Gdzie moje nogi?

Środa, 31 sierpnia 2011 · Komentarze(9)
Tak, dzisiaj pękło jubileuszowe 5 tysięcy kilometrów przejechanych w tym sezonie. Dla wielu to pewnie nic wielkiego, ale dawno temu gdy nie miałem jeszcze szosy, czyli łaaaadnych parę lat temu, największy dystans jaki pokonałem w ciągu roku to było niecałe tysiąc kilometrów. Więc różnica spora :)
Życzę sobie kolejnych 5 tysięcy bez poważnych kraks ale z konkretnym progresem :D

A teraz odnośnie dzisiejszego treningu. Wysłałem jak zwykle w środę zapytanie do znajomych szosowców ale zgłosił się tylko Daniel. Eryk też dziś jechał ale później niż my i w końcu się nie spotkaliśmy.
Pogoda nie rozpieszczała ale na samym początku nie było najgorzej. Przelotne opady były na tyle przelotne, ze zdecydowaliśmy się pojechać. Okazało się, że później będzie dużo gorzej. Ruszyliśmy w sumie od razu ostro. Tempo nie schodziło poniżej trzech dych. Pojechaliśmy na Blankensee i potem zygzakami aż do Hintersee. Do Hintersee czyli przez jakieś 40 km jechało mi się w porządku choć czułem, że noga dziś nie podaje a tempo idzie konkret. Zmiany pikne i dobrze się z Danielem uzupełnialiśmy. Niestety z każdym kilometrem coraz mocniej odzywały się lędźwie wymęczone ostatnio w pracy i przy mocniejszych zaciągach oprócz betonowatości nóg dochodził intensywny ból w tej części pleców. Okropność. Ale jechać trzeba. Tempo rzadko schodziło poniżej 35km/h częściej wędrując pod 40stkę. Mocno.
Po nawrotce mnie odcina... 31-32 km/h to rozsądne optimum jakie jestem w stanie ciągnąć. Wkurzam się, bo Daniel ma dziś "swój dzień" i niestety moje zmiany go spowalniają. Dodatkowo zaczyna napierd.... deszcz, robi się potwornie zimno a rower skrzypi jak stara ukraina. W końcu odpuszczam i wiozę się na kole bo nie chce koledze średniej psuć :D Chłopak zaciąga sztywne 35 i czy to górka czy nie górka trzyma jak tempomat. Kryzys się pogłębia ale na kole puls się normuje i trochę odpoczywam. Ryj cały w błocie. Potem kilka razy jeszcze wychodzę ale raczej "podtrzymuję" średnią, niż ją buduję. A że Daniel się dziś napalił na AVS 33 więc nie chce mu sprawić zawodu :). Za Bukiem trochę się odbijam od dna i znów jestem w stanie dać zmiany w okolicach 35. Tak dojeżdżamy do Wołczkowa gdzie odbijamy na Bezrzecze. Jest już prawie całkiem ciemno :(. Niedługo potem żegnamy się i rozjeżdżamy do domów.
Jak dobrze, że już w domu... Bardzo mocny i wymagający trening. A Daniel wyrósł już z poziomu koksiątka i stał się pełnoprawnym Koxem. Żałuję, że Roman ostatnim wypadem obudził w nim lwa i straciłem kompana do jazdy :D:D Czułem się z nim dzisiaj jak kiedyś na treningu z Woberem. Doświadczyłem ciemnej strony mocy...
A jak mój kumpel, laik, znów powie, że kolarstwo szosowe to sport dla delikatnych chłopców w obcisłych trykocikach to cytując Kazika: zakur....ię z laczka i poprawię z kopyta!

Dzięki kolego za niezłą szkołę i wybacz moją niedyspozycję :)
Do następnego!

HZ: 7%
FZ: 53%
PZ: 40%

Trening #31 Podjazdy

Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 · Komentarze(2)
Mówiłem, że dziś nie pojadę ale wyrósł mi tak wielki wyrzut na sumieniu.... No i już po paru minutach byłem na rowerze. Dzisiaj z racji niezbyt sprzyjającej aury pojechałem poćwiczyć podjazdy.
Najpierw rozgrzewkowa pętla z Głębokiego na Dobrą, Grzepnicę, Bartoszewo i znów Głębokie. Po drodze mijam jakiegoś kolarza, pozdrawiam i wyprzedzam ale niestety kolega się za mną nie łapie. I tak kręce sobie sam w tym zimnym wietrze w tlenie.
Potem dwa razy Osów. Pierwszy lekko na pulsie 165-175, wykończenie sprintem z blatu już na małej ściance na Miodowej.
Zjazd dokręcany ale nie za mocno.
Drugi raz koronkę niżej, mocniej, dynamiczniej 175-185, końcówka znów z blatu i dolnego chwytu dochodząc do 190hr.
Potem lekko dokręcany zjazd i do domciu spokojnym rozjazdowym tempem 110-135.

Samopoczucie średnie ale ciesze sie, ze zmusiłem sie do wyjścia. Dobrze, że wzięłem kurtkę bo bym konkretnie wymarzł. W sumie nogawki też by się dziś przydały.
Czuć jesień w powietrzu :/

HZ: 32%
FZ: 43%
PZ: 20%

TdF 2011 w pigułce, gest Voeckler'a w 58 sekundzie najbardziej mi zapadł w pamięć z całego touru ;)

Trening #30 Nie ma opierd...... się!

Środa, 24 sierpnia 2011 · Komentarze(6)
Po pracy migiem do domu, obiad w 5 minut, przebieranko i już byłem w drodzę na Głębokie. Miało być dzisiaj 14 kół w peletonie, ale Krzysiek i jego dwaj kompani się wykruszyli więc ostatecznie pojechaliśmy w czwórkę, tj: Daniel, Romek i Eryk.
Wyruszyliśmy tuż po 17 i udaliśmy się na pętle na Niemcy. Zaliczyliśmy Bismark, Grambow, Locknitz, Rothemkempenow, Glashutte, Dobieszczyn, Tanowo, Pilchowo i w końcu Głębokie. Tempo było dobre, chwilami bardzo mocne, nikt się nie opieprzał i wszyscy równo pracowali. Na hopkach mocno, nawet trochę szarpania było. W Glashutte wyszedłem któryś tam raz na zmianę i zamiast 2 kilometry dopingowany przez chłopaków ciągnęłem ponad dwa razy dłużej i to w tempie dużo wyższym niż zakładałem ostatecznie rozkręcając się do blisko 40 km/h (a miałem już kilka mocnych akcji w nogach tego dnia, sporo zafundowanych przez Wobera :P). Uda piekły i puchły ale cisnęłem ile się da, tętno w ostatniej minucie osiągnęło wartość 192 i wtedy pojawiła się na horyzoncie lekka hopka. Odpuściłem już bo do domu jeszcze ponad 30 kilometrów i głupio by było się spalić na amen. Chciałem spokojnie zjechać na koło i odpocząc ale Roman zdopingował Daniela i poszedł mocny zaciąg. Ja wycieńczony, nogi z waty... Oj wiele wysiłku mnie kosztowało dojście tych kilku metrów do koła ostatniego z chłopaków. Ostro było, ale czułem ogromną satysfakcję, że nie dałem się urwać i zmusiłem się do heroicznego dla mnie wysiłku :)
Od Dobieszczyna już równe tempo chwilami mocniej chwilami lżej, generalnie tak, żeby utrzymać dobry rytm.


Trening bardzo udany, czuje w nogach, że było godnie. Współpraca dobrze się układała i jechało się przyjemnie, choć napewno nie lekko :)
Dzięki Panowie, było super, do następnego!


Na hopkach w okolicach Locknitz


Ave Wober ;D


Od lewej: Roman, Eryk i Daniel


Po treningu przy sklepiku na Głębokim

HZ: 7%
FZ: 53%
PZ: 40%

Trening #29 Trio

Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · Komentarze(3)
Wczoraj wieczorem Eryk zaproponował wypad w poniedziałkowy wieczór. Dałem znać też pozostałym ale tylko Roman potwierdził obecność. Z powodów zawodowych organizator spóźnił się trochę i ostatecznie wyjechaliśmy dopiero po 18. Miał być jeszcze czwarty maruder ale tak nas gonił, że w końcu złapał kapcia i pojechaliśmy we trójkę. W sumie przez to "czekanie" zamiast pracować nad formą to się opierd..... przez godzinę rekreacyjnie machając korbami ;)
Od Blankensee już tempo lekko wzrosło i było kilka mocniejszych odcinków. Trochę się w Niemczech pogubiliśmy ale dość szybko znaleźliśmy właściwy szlak. Słońce już zaszło jak skręciliśmy przed Hintersee na Dobieszczyn. Momentalnie zaczęło się robić ciemno :/ Po rowach hasały dziki a nad głowami przelatywały sowy i kanie - niezły klimacik hehe. Cisnęliśmy jednak swoje i w tempie 33-35 km/h zbliżaliśmy się do Tanowa a potem Głębokiego. Jak dojechaliśmy do jeziora było już całkiem ciemno, szybkie pożegnanie i ustawiliśmy się na środę.
Zapowiada się fajna jazda w większym gronie więc może być ciekawie.

Ogólnie dobrze się dziś jechało, wiatr niewielki a potem prawie całkiem ucichł. Noga dobrze kręciła i puls w normie :)
Trzeba tylko będzie wydłużyć treningi i zacząć kręcić coś od 100km w górę, żeby przygotować się do maratonu w Łobzie i nie wylądować na końcu stawki :D
Dzięki Panowie za dzisiaj i do zobaczenia w środę!



Młode koxiątko uważnie słucha porad doświadczonego koxa...


HZ: 22%
FZ: 47%
PZ: 26%

HRmax na jakimś sprincie za Woberem, zakończonym oczywiście eksplozją ud :D

Trening #28 Nie ma wiatru...

Sobota, 20 sierpnia 2011 · Komentarze(6)
W końcu pierwszy od kilku tygodni wolny weekend więc wysłałem wczoraj do kolegów od kółka esemesa z propozycją treningu w sobotni poranek. Romana nawet nie informowałem bo w sobotę ma maraton w Kołobrzegu, do którego się ostro przygotowywał (trzymam kciuki!), Krzyśkowi praca nie pozwalała, Daniel nic nie odpowiedział a Eryk, który nadal nie ma konta na Bikestats stwierdził, że tak wczesna pora mu nie leży i woli jeździć później, przeciskając się slalomem pomiędzy niedzielnymi turystami, którzy popołudniu za pewne ochoczo wyjadą na trasy :). Zrezygnowany pomyślałem, że trudno, sam sobie pokręce ale skoro jadę sam to sobie pośpie godzinkę dłużej kapkę...
Jednak rano budzi mnie telefon od Daniela, który dopiero przeczytał esa i zgadaliśmy się na 10. W umówionym miejscu kompan od razu podczepił się pod koło więc nie marnowaliśmy cennego czasu na jakieś słodkie gadki przed treningiem. :D Kolega założył nowy/stary strój, którego strasznie mu zazdroszczę - kompletny uniform imienny z przejechanego Imagis Tour, obecnie Bałtyk-Bieszczady Tour - więcej o tym hardkorowym maratonie tutaj.
Daniel - szacuneczek!

Pojechaliśmy na Dołuje a dalej na przejście w Lubieszynie i do Bismark. Wiatr paskudny, ciągle w twarz, wg. new.meteo.pl ponad 22 km/h. Mocno dawał się we znaki, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. W Bismark skręciliśmy na falbanki prowadzące do Blankensee, jednak tej drugiej wioski nie osiągnęliśmy i kluczyliśmy zygzakami aż do Grunhof. Wiatr cały czas raz z lewej, raz z prawej ale generalnie non stop w twarz. Dobra okazja do poćwiczenia rantów. Mimo to tempo chwilami nieźle się podkręcało.
Od Grunhoff poszło już mocniej i liczniki rzadko pokazywały poniżej 30 km/h a coraz częściej pojawiały się stabilne zaciągi pod 35km/h, chwilami więcej.
Dalej przed Hintersee skręcamy na Dobieszczyn. Początkowo myślałem, że pojedziemy sobie regeneracyjnie i z lekką pomocą (tym razem powiało w plecy) pokręcimy lajtowo aby spokojnie dojechać do Szczecina. Jednak na założeniach jak zwykle się skończyło a wszystko przez brak dyscypliny Daniela hahaha. Mi tak jak jemu noga zaczęła dobrze podawać więc Tanowo pojawiło się zaskakująco szybko. Nic dziwnego skoro przecinaliśmy asfalt z przelotową 37-40 km/h :)
W Tanowie średnia wyniosła na moim liczniku 31 a na Daniela 33 km/h, więc podejrzewam, że realna wartość mogła podejść pod 32, biorąc pod uwagę zaniżanie pomiarów przez mój komputerek. Dla mnie rewelacja jak na dzisiejsze warunki.
Tętno wysokie i dużo było jazdy w strefie mieszanej ale średnie całkiem w porządku - było zaniżane przez spokojne tętno podczas odpoczynku na kole. Czyli typowa charakterystyka dla jazdy na zmianach.
Od Tanowa rozjazd i pogaduchy. Na Głębokim jeszcze dostaliśmy nagrodę za solidny trening - hostessy z Nestea wręczyły nam po puszeczce zimnego napoju :)
Dzięki kolego za trening i do zobaczenia mam nadzieję w tygodniu!

HZ: 11%
FZ: 43%
PZ: 46%


Lanserski komplet z Imagisa - może kiedyś też taki zdobęde :)


Zimna, cytrynowa... pycha! Darmowa Nestea na Głębokim :D